Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Moja żona też tak uważała, ale sądzę, że był to wynik znudzenia koniecznością słuchania kościelnego chóru w odpowiednio przyzwoitym stroju. Wolałaby iść do opery w jednej z kreacji, które niestety nader rzadko miała okazję nosić. Wypowiedź była pełna humoru, ale w głosie nie można było nie usłyszeć żalu. I to w końcu otworzyło w umyśle Cathy stosowną szufladkę. - Helen Zilwicka? Jedynie skinął głową. - Moje kondolencje, kapitanie. - To było dawno temu, lady Catherine - odparł spokojnie. Jego brązowe oczy pociemniały tak, że stały się prawie czarne. Być może była to jedynie gra świateł - gabinet w końcu nie był rzęsiście oświetlony, a Zilwicki miał gęste, czarne włosy potęgujące to wrażenie. Cathy jednak nie wątpiła, że wbrew temu, co powiedział, nigdy nie przeszedł do porządku dziennego nad stratą żony i nadal było mu jej brak. - Jestem zaskoczony, że tak szybko się pani domyśliła - dodał. - Zilwicki to na Gryphonie dość popularne nazwisko... a przyznam, że nie spodziewałem się, by ktoś o pani poglądach politycznych pamiętał takie rzeczy. Cathy potrząsnęła głową nie ze złością, ale ze zniecierpliwieniem. - Kapitanie, ostrzegam, że nie cierpię być szufladkowana! - Tego akurat też się domyśliłem, studiując pani akta. Niemniej jednak jestem zaskoczony. - Zilwicki skłonił głowę. - Za co przepraszam. Cathy przyglądała mu się uważnie i poważnie. - Studiował pan moje akta... - powtórzyła. - Po co? Uprzedzam, że nie lubię także być szpiegowana. Zilwicki wziął głęboki oddech i oznajmił: - Nie miałem wyboru, milady. Z uwagi na sytuację zmuszony jestem działać bez wsparcia ze strony ambasady i potrzebuję pani pomocy. - Mojej pomocy? Z uwagi na jaką sytuację? - Zanim to wyjaśnię, muszę panią uprzedzić, że działam wbrew rozkazom przełożonych i... - Znów odetchnął głęboko. - Kiedy to się skończy, niezależnie od wyniku spodziewam się stanąć przed sądem wojennym. I nie będę zdziwiony, jeśli zarzuty będą obejmowały nie tylko nie subordynację i niedopełnienie obowiązków, ale i zdradę. Jego nieruchome oczy wyglądały jak wykonane z hebanu, ale w głosie słychać było wściekłość, gdy dodał: - Zarówno ambasador Hendricks, jak i admirał Young wydali mi raczej precyzyjne rozkazy, które mam szczery zamiar wsadzić im, przepraszam za wyrażenie, tak głęboko w dupy, jak tylko zdołam. I to raczej bez mydła czy wazeliny. Cathy nienawidziła własnego śmiechu - słyszała go wielokrotnie na rozmaitych nagraniach i zawsze kojarzył się jej z końskim rżeniem. Nie zdołała się jednak powstrzymać, tym bardziej że wizja opisana przez Zilwickiego była naprawdę zabawna. - Doskonałe! - wykrztusiła, gdy się nieco uspokoiła. - Bez wazeliny...! I zdecydowanie bez mydła, kapitanie...! A tak prawdę mówiąc, możemy spróbować jeszcze podgrzać całość, tak żeby im się w dupach zagotowało, na co w pełni zasłużyli. Tym razem Zilwicki także się uśmiechnął i wesołość ta ogarnęła również jego oczy. Cathy zdecydowała, że mógł uchodzić za całkiem atrakcyjnego mężczyznę - jeśli komuś udało się nie poddać pierwszemu wrażeniu. - W jaki sposób mogę panu pomóc w tak zbożnym dziele, kapitanie? - spytała z radosnym błyskiem w oczach. - O co konkretnie chodzi? Helen Helen była tak pochłonięta powiększaniem tunelu, że zupełnie zapomniała o upływie czasu. Ucieczka wreszcie stała się realną możliwością, a nie abstrakcyjną teorią pozwalającą zabijać strach. Dopiero gdy spod narzędzia sypnęło się kilka grud gruzu, uprzytomniła sobie, że dawno nie sprawdzała, ile zostało jej czasu, i ogarnęła ją panika. Czym prędzej zaczęła się wycofywać do celi, a ledwie się tam znalazła, spojrzała na klepsydrę i zdrętwiała. Była pusta. Klepsydrę wykonała z pustego pojemnika po farbie znalezionego w rumowisku. Chyba po farbie, bo napisy były tak zatarte, że trudno się było zorientować, ale pojemnik wykonany z jakiegoś sztucznego tworzywa jak najbardziej nadawał się do użytku