Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Szkoda że przyszły tatuś nie mógł pohamować wzburzenia. Byrony wpatrywała się w nią bez słowa. - A ja już zaczynałam cię lubić, Byrony. Pomimo wszystko. Zastanawiam się, czy świadomie próbowałaś wywołać poronienie? Byrony splotła ręce na brzuchu. - Cóż za bzdura, Laurel! Czego ty chcesz? Jestem zmęczona, spocona i chcę się wykąpać. - Ale najpierw, moja droga, musisz porozmawiać z mężem. Jeszcze jeden miesiąc i może udałoby ci się przekonać Brenta, że to jego dziecko. Byrony zaśmiała się. - Gdybyś kiedykolwiek była w ciąży, wiedziałabyś, jakie bzdury wygadujesz! Przecież jesteśmy w Wakehurst dopiero od miesiąca! - Możesz już iść, Laurel. Obie kobiety odwróciły się i zobaczyły stojącego w drzwiach Brenta. Jest taki blady, pomyślała Byrony. Miała ochotę wyśmiać swoją troskę. - Tak, pójdę już - powiedziała Laurel. - Sądzę, że masz dużo do powiedzenia, Brent. Wyprostował się i wszedł do pokoju, a Laurel przemknęła obok niego. Wolno zamknął za nią drzwi. - Nie powinno się robić intymnych wyznań, gdy ktoś może podsłuchać. - To, co powiedziała, nie było zbyt intymne. Raczej idiotyczne. - To prawda. Tak jak jej powiedziałaś, niemożliwe jest, żebyś nosiła w sobie dziecko innego mężczyzny. - No cóż, Laurel już taka jest - odparła Byrony. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, Byrony? - Podszedł do niej szybko i złapał ją za ramiona. Spojrzała na niego ze spokojem. Spuściła wzrok, a on nią potrząsnął. - Dlaczego? Czy nie uważasz, że mam prawo wiedzieć? - Bałam się powiedzieć ci o tym. Nie byłam pewna, czy będziesz tego chciał. - Tego? Co to znaczy „tego”? - Dziecka. Wiem, że nie chcesz dziecka. Ale masz rację, bez względu na to, co sądzisz, powinnam powiedzieć ci, gdy tylko się dowiedziałam. Przepraszam. Me chcę własnego dziecka! Zamknął na moment oczy, nie mogąc sobie poradzić z bólem, jaki sprawiły mu jej słowa. Mówiła dalej, spokojnym, cichym głosem: -Wiem, że mnie nie kochasz, Brent. Wiem również, że nie ufasz kobietom, że chcesz być wolny. Ale mówiąc szczerze, nie żałuję, że jestem w ciąży. Jeśli nie chcesz tego dziecka, ono będzie tylko moje. Wyjadę. Decyzja należy do ciebie. - Jakaż jesteś szlachetna - powiedział zimno i wrogo. - Ale ja wiem, że kobiety nie są szlachetne, Byrony. Jeśli nauczyłem się czegokolwiek, to tego, że kobiety biorą od mężczyzn to, co chcą. Jestem jednak twoim mężem. W świetle prawa należysz do mnie. Nigdzie nie zabierzesz mojego dziecka. Spojrzała na niego z wyrzutem. - A kiedy już, gruba i niezgrabna, nie będę mogła dłużej cię zaspokajać, będę zmuszona patrzeć, jak prowadzasz się z innymi kobietami. Chyba masz rację, Brent. Nie jestem szlachetna. Nie pozwolę się skrzywdzić w ten sposób. Jestem bardzo zmęczona. Czy mógłbyś mnie teraz zostawić? Miotały nim sprzeczne uczucia. Kiwnął tylko głową i bez słowa wyszedł z sypialni. W wannie Byrony podjęła decyzję. Brent nie mógł zapomnieć jej twarzy ani słów. Nie chciał własnego dziecka! A co miała myśleć, zastanawiał się. Na przemian ją obrażał, złościł się, a za chwilę zamykał się przed nią. No cóż, to wystarczyło. Jesteś głupcem, powiedział sobie. Przypomniało mu się, jak kupiła ten pejcz i uśmiechnął się. Tak, moja droga żono, wreszcie udało ci się zwrócić na siebie moją uwagę. Przed kolacją wszedł do sypialni i zamarł. Byrony się pakowała. - Co ty robisz? - spytał. - Pakuję swoje rzeczy - odparła spokojnie Byrony, nawet na niego nie patrząc. - Mogę spytać dlaczego? Byrony westchnęła. Nie chciała na niego patrzeć, było to zbyt bolesne, ale spojrzała. - Odchodzę, Brent. Nie zniosę już dłużej twojej nieufności i cynizmu. Myślałam, że podczas tej podróży zacznie ci na mnie naprawdę zależeć. Ale wszystko się zmieniło, gdy przyjechaliśmy tutaj i musiałeś zmierzyć się z swoim chłopięcym występkiem, z własną zdradą. Skoro ty nie umiesz sobie z tym poradzić, to jak możesz oczekiwać, że ja sobie poradzę? - Czekała wyprostowana. - Nie, Byrony, nie odejdziesz. Należysz do mnie. Moje dziecko do mnie należy. Posłuchaj, pasujemy do siebie i wiesz o tym. - Nie, Brent, to ty posłuchaj. Dziecko powinno być wychowywane przez kochających się rodziców