Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale daj już spokój tym głupstwom, lepiej powiedz, czy już mam zniknąć z twojego życia, czy jeszcze mogę trochę zostać? - Julia była bardzo poważna i skoncentrowana. - Dlaczego myślisz... - zaczął Peter. - Daj spokój! - zirytowała się Julia. - przecież widzę jak się zachowujesz, widzę to zmarszczone czoło, widziałam twoją reakcję pod cmentarzem i słyszę jak się do mnie odzywasz teraz, więc jak? Iść, czy zostać? - Zostań... - Na pewno? - Tak. - Dobrze. - Mogę o coś spytać? - Pytaj. - Udało ci się posprzątać? Julia uśmiechnęła się, a napięcie między nimi zaczęło opadać. - A co, boisz się, że ktoś nas znajdzie? - spytała. - Nie chcę mieć po prostu kłopotów, za to można długo posiedzieć. - odpowiedział uspokojony już Peter. - Nie bój się, zajęłam się wszystkim. - Julia podeszła i usiadła obok Petera. Przyjacielskim gestem rozburzyła mu włosy. - Możesz spać spokojnie. Ja też już muszę iść. - Możesz się przespać tutaj... - nieśmiało zaproponował Peter. - Nic z tego mój drogi, ale dziękuję za propozycję - odparła i nim Peter zdążył powiedzieć cokolwiek, zniknęła. Peter nie zdziwił się tym specjalnie, już się przyzwyczaił. * * * Eliza siedziała w barze i popijała kawę, pochylając się nad otwartą gazetą. Dni ostatnio były coraz chłodniejsze, więc ubrana była w długi, wełniany, ciemnozielony sweter, jasnoniebieskie jeansy i nieodłączny, skórzany płaszcz. Nie cierpiała siedzieć w hotelowym pokoju, spała tam tylko i, z konieczności, oglądała wiadomości. Przez resztę czasu chodziła po mieście, rozglądała się, szukała, zaglądała do kawiarenek internetowych, gdzie przeglądała kroniki policyjne, oraz strony traktujące o dziwnych, niewyjaśnionych zjawiskach. Czytała też, tak jak teraz, prasę. Wciąż tropiła morderców jej wuja oraz rodziców. Nie zwróciła się do przyjaciół wuja, choć wiedziała, że mogli by jej pomóc. Była tradycjonalistką, polowała sama, mimo, że już od dawna Wtajemniczeni łączyli się w grupy dla bezpieczeństwa i większej skuteczności. Eliza działała tak, jak Klaus - samotnie. Odkąd tylko straciła rodziców wychowywał ją właśnie on i on również ją szkolił w tropieniu, sztuce przetrwania i skutecznej walce. Jeden z artykułów zwrócił jej uwagę. W miarę czytania, jej twarz rozjaśniała się, aż wreszcie pojawił się na niej uśmiech. "Jesteś!" - krzyknęła, aż ludzie z okolicznych stolików zaczęli się jej przyglądać z zaciekawieniem, a później, widząc jej zły uśmiech, z lękiem. Dziewczyna wzięła gazetę i rozejrzała się po knajpce, jednak nikt nie odważył się jej spojrzeć w oczy. Rzuciła na stół kilka drobnych monet, jako zapłatę za kawę i drobny napiwek, po czym niespiesznie wyszła na zewnątrz. * * * Tej nocy Ernest van Voght miał prawdziwe widowisko. W wynajętym pokoju, z którego był doskonały widok na hotel "Luxor", miał urządzony punkt obserwacyjny. W hotelu naprzeciwko zatrzymała się Eliza Wagner. Prawie w ogóle nie przebywała w pokoju. Detektyw był zbyt doświadczonym w tych sprawach człowiekiem, aby nie poznać, że czegoś, albo kogoś szuka. Parę razy wyszedł za nią na miasto, ale gdy się zorientował, że dziewczyna niczego nie wie, a tylko się rozgląda, dał za wygraną. W ciągu dnia sam, korzystając z kontaktów i doświadczenia, szukał Petera M., a wieczorami sprawdzał, co dzieje się z panną Wagner. Wracała późno, zmęczona, jadła niewiele, w pośpiechu, potem brała prysznic, kładła się do łóżka i oglądała telewizję, zazwyczaj programy informacyjne i różnego rodzaju dokumenty związane z pracą policji i poszukiwaniami zbiegów, jak również osób zaginionych. Dziś było inaczej. Gdy van Voght wrócił i spojrzał w okular lunety policyjnej, zobaczył, że Eliza już jest w domu, siedzi przy zgaszonym świetle i zapalonych świecach, oraz przy czerwonym winie. Początkowo myślał, że panna Wagner kogoś oczekuje, gdyż wino rozlane było w cztery kieliszki, ale wkrótce zrozumiał, że to jakiś jej własny mały rytuał, bądź święto. Tego wieczoru wyglądała pięknie. Rozpuściła włosy i założyła czerwoną suknię, co sprawiło, że wyglądała jak jakaś tajemnicza dama, co w porównaniu z jej codziennym wyglądem żołnierza bardzo zaskakiwało. "Coś mi mówi, że już niedługo będę mógł wrócić do domu i to z tarczą, a nie na niej" - mruknął pod nosem i uśmiechnął się Ernest. * * * Peter siedział w swoim pokoju i patrzył na leżącą przed nim na stole gazetę. Ciszę pomieszczenia zakłóciło pukanie do drzwi. Nerwowo spojrzał na klamkę. Pukanie powtórzyło się. "Niemożliwe, żeby tak szybko nas znaleźli, przecież nie mają nic pewnego" - pomyślał z lękiem. Pukanie stało się bardziej natarczywe. "Może to obsługa? Nie... od pół roku nie widziałem tutaj obsługi hotelowej... zaczynam popadać w paranoję. A niech tam..." - wstał, ustawił się przodem do drzwi i powiedział: - "Proszę!". Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Julia. - Myślałam, że śpisz, albo że, po głębszym namyśle, postanowiłeś mnie jednak opuścić, albo że znalazłeś sobie jakąś Lolitę i wybrałeś się z nią na dzikie harce... - w jej głosie pobrzmiewała wesołość. - Boże! Ale mnie przestraszyłaś! - powiedział, ale w jego głosie słychać było ulgę. - Peter, stajesz się monotonny z tym twoim "Julia! Ale mnie przestraszyłaś!", wchodzę cicho i bez pukania, nie podoba ci się, wchodzę głośno i z pukaniem, też ci się nie podoba, to jak, do cholery mam wchodzić?! - udawała zdenerwowanie Julia. - Pewnie myślisz, że jestem tchórzem... - zmarkotniał Peter. - Myślę, że jesteś szczery, a ostatnio dużo się działo - pocieszała go. - Widziałaś to? - wskazał na leżącą na stole gazetę. - To znaczy co? Wynalazek mistrza Guttenberga? Gazetę? - zażartowała Julia. - Czy możesz przez chwilę być poważna? - zirytował się Peter - piszą tam o tych czterech, z cmentarza. - Pokaż. - powiedziała i spojrzała na artykuł. - Nic nie mają - powiedziała po chwili, gdy przejrzała go pobieżnie. - Dlaczego ich ułożyłaś na cmentarzu, jeden obok drugiego i dlaczego byli "nienaturalnie bladzi"? - spytał Peter cytując fragment artykułu i patrząc na nią uważnie. - Żeby skierować podejrzenia w ślepy zaułek. Będą szukać albo psychopaty, albo powiązań z mafią, a nie pary przyjaciół. - odparła robiąc mądrą minę. - A myślałeś, że co? - Nic. Myślałem, że to dziwne. - A teraz, co myślisz? - Teraz nie wiem co myśleć, ale chyba dobrze zrobiłaś... - Peter miał dosyć głupi wyraz twarzy