Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. trwały w każdym razie, dopóki zimowe chłody nie położyły im kresu. Nigdy dotąd nie słyszałem, by rozszerzało się to tak szybko, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Jakby wrzucić zapaloną latarnię do stodoły pełnej siana. Śniegi mogły na jakiś czas zdusić zarzewie wojny, ale gdy przyjdzie wiosna płomienie wybuchną z nową siłą, potężniejsze zapewne niż w zeszłym roku. Niall przerwał mu, unosząc palec do góry. Już dwukrotnie słyszał tę opowieść z ust Byara, głos tamtego za każdym razem pobrzmiewał gniewem i nienawiścią. Jej fragmenty poznał zresztą wcześniej z innych źródeł i o niektórych wydarzeniach wiedział więcej niż Byar, niemniej za każdym razem, kiedy ją słyszał, na nowo rozpalała w nim namiętności. - Geofram Bornhald zginął, a wraz z nim tysiąc Synów. I odpowiedzialne są za to Aes Sedai. Nie masz żadnych wątpliwości, Synu Byar? - Żadnych, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Po potyczce na drodze do Falme widziałem dwie wiedźmy z Tar Valon. Kosztowały nas pięćdziesięciu zabitych, zanim wreszcie naszpikowaliśmy je strzałami. - Jesteś pewien... całkowicie pewien, że były to Aes Sedai? - Ziemia eksplodowała nam pod stopami. - Głos Byara był zdecydowany i pełen wiary w wypowiadane słowa. Jaret Byar doprawdy nie miał zbyt przeczulonej wyobraźni, śmierć stanowiła część żołnierskiego życia, niezależnie od tego, w jaki sposób się ją spotykało. - W nasze szeregi uderzały błyskawice, walące się wprost z jasnego nieba. Mój Lordzie Kapitanie Komandorze, kim innym mogłyby one być? Niall pokiwał ponuro głową. Od czasu Pęknięcia Świata nie było już mężczyzn Aes Sedai, jednak te kobiety, które rościły sobie prawo do tego tytułu, nadal potrafiły wystarczająco napsuć krwi. Bez przerwy paplały o swych Trzech Przysięgach: nie wypowiadać żadnych słów, które nie są prawdą; nie wytwarzać żadnej broni, dzięki której człowiek mógłby zabić człowieka; używać Jedynej Mocy jako broni wyłącznie przeciwko Sprzymierzeńcom Ciemności i Pomiotowi Cienia. Teraz wszak okazało się, ile warte są te przysięgi, odsłoniło się zawarte w nich kłamstwo. Zawsze uważał, że nikt nie może pragnąć mocy, którą władały, nie rzucając jednocześnie wyzwania Stwórcy, a to równało się służbie dla Czarnego. - Ale nie wiesz niczego o tych, którzy zdobyli Falme i wybili połowę jednego z mych legionów? - Lord Kapitan Bornhald mówił, że nazywają się Seanchanami, mój Lordzie Kapitanie Komandorze - odrzekł niewzruszenie Byar. - Twierdził, że są Sprzymierzeńcami Ciemności. A jego szarża pokonała ich, nawet jeśli podczas niej zginął. - Jego głos stał się nieco bardziej napięty. Spotkałem wielu uchodźców z miasta. Wszyscy zgodnie opowiadali, że obcy zostali pokonani i uciekli. Całą zasługę należy przypisać Lordowi Kapitanowi Bornhaldowi. Niall westchnął cicho. Niemalże tych samych słów Byar użył wcześniej, gdy zapytał go o armię, która pojawiła się na pozór znikąd, by zdobyć Falme. „Dobry żołnierz - pomyślał Niall - Geofram Bornhald zawsze tak o nim mówił, ale nie potrafi zupełnie myśleć.” - Mój Lordzie Kapitanie Komandorze - odezwał się nagle Byar - Lord Kapitan Bornhald rzeczywiście rozkazał mi, abym trzymał się z dala od bitwy, miałem obserwować wszystko i złożyć ci raport z pola walki. I opowiedzieć jego synowi, Lordowi Dainowi, jak zginął jego ojciec. - Tak, tak - niecierpliwie przerwał mu Niall, przez chwilę obserwował twarz tamtego, jego zapadłe policzki, potem dodał: - Nikt nie wątpi w twą uczciwość i odwagę. To jest właśnie dokładnie to, co zrobiłby Geofram Bornhald, stając w obliczu bitwy, w której mógł zginąć cały jego oddział. „A nie coś, co tobie kiedykolwiek przyszłoby do głowy”. Niczego więcej nie mógł się już od tego człowieka dowiedzieć. - Spisałeś się dobrze, Synu Byar. Masz moje pozwolenie, by odejść i zanieść słowo o śmierci Geoframa Bornhalda jego synowi. Wedle ostatnich raportów Dain Bornhald przebywa obecnie w Eamon Valda... to jest w pobliżu Tar Valon. Po wypełnieniu swego zadania, możesz dołączyć do jego oddziału. - Dziękuję, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Dziękuję ci. - Byar podniósł się i ukłonił głęboko. Jednak kiedy wyprostował się ponownie, jego twarz zdradzała wewnętrzne wahanie. - Mój Lordzie Kapitanie Komandorze, zostaliśmy zdradzeni. Nienawiść nadała tonowi jego głosu zgrzytliwe echo. - Przez jednego z tych Sprzymierzeńców Ciemności; o których mi mówiłeś, Synu Byar? - Nie potrafił nadać swemu głosowi łagodniejszych tonów. Wieloletnie plany leżały w gruzach pośród zwłok tysiąca Synów, a Byar nie umiał mówić o niczym innym jak tylko o tym jednym człowieku. - Przez tego młodego kowala, którego dwukrotnie widziałeś, owego Perrina z Dwu Rzek? - Tak, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Nie wiem, w jaki sposób to się stało, wiem jednak, że to jego należy obwiniać. Wiem to. - Zastanowię się, co należy zrobić w tej sprawie, Synu Byar. - Byar otworzył usta, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale Niall podniósł szczupłą dłoń, aby go powstrzymać. - Możesz już odejść. Mężczyzna o wychudzonej, posępnej twarzy nie miał innego wyjścia, jak ukłonić się ponownie i wyjść. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, Niall zagłębił się w wysokie oparcie swego fotela. Co spowodowało, że Byar tak nienawidzi tego Perrina? Wszędzie było zbyt wielu Sprzymierzeńców Ciemności, żeby marnować energię na nienawiść do konkretnej jednostki. Zbyt wielu Sprzymierzeńców Ciemności, wysokiego i niskiego stanu, ukrywających się za gładkimi językami i otwartymi uśmiechami, służących Czarnemu. Jeszcze jedno imię dodane do długich list nie zrobi żadnej różnicy. Poprawił się na twardym fotelu, usiłując wygodnie umieścić swoje stare kości. Nie po raz pierwszy pomyślał mgliście, że być może miękkie obicie to wcale nie taki zbytek. I nie po raz pierwszy odsunął od siebie tę myśl. Świat pogrążał się w chaosie, nie było czasu na przejmowanie się starością. Pozwolił, by w jego myślach zakłębiły się wszystkie te znaki, które przepowiadały katastrofę. Wojna objęła Tarabon i Arad Doman, wojna domowa rozszarpywała Cairhien, bojowa gorączka narastała we Łzie i w Illian, które tradycyjnie żywiły wobec siebie wrogość