Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez listowie, więc drzewa zdawały się rozżarzone, niczym pochodnie na tle fiołkowego nieba. — Nie chcę nadużywać Jego dobroci, to wszystko — rzekł Collis cicho. — Modliłem się, żeby twoje życie zostało ocalone — i przeżyłaś. Modliłem się, abyśmy się mogli pobrać — i tak się stało. Ale w życiu nie ma nic za darmo. Albo się płaci za cuda samemu, albo, co gorsza, płaci za nie kto inny. Tego się właśnie obawiam najbardziej. Ta kolej pociągnęła już za sobą wiele ofiar — wolę nawet o tym nie myśleć. Tylko Bóg jeden wie, co by się wydarzyło, gdybym znowu prosił o Jego boską interwencję. — Próbować nigdy nie zaszkodzi — rzekła Hanna z naciskiem. — Modlitwy nigdy nie za dużo. — Tak uważasz? — rzekł, odwracając wzrok. Wyciągnęła ku niemu dłoń. — Przecież to właśnie dzięki modlitwie zeszliśmy się i jesteśmy teraz razem. Co w tym złego? — I tak nigdy tego nie zrozumiesz. Hanna zmarszczyła czoło. — Co cię naszło, Collis? Mówisz, jakbym zrobiła coś potwornego. Wlepił w nią wzrok. — Może i zrobiłaś. Może wmówiłaś we mnie, że Bóg czuwa nade mną. A ja uwierzyłem, że wobec tego spełnią się wszystkie moje zachcianki. Co mam sobie żałować? Mogę zapragnąć, że wybuduję kolej poprzez niebrzebyte łańcuchy gór; wolno mi rujnować reputację statecznych kobiet, szantażować cieszących I się powszechnym szacunkiem biznesmenów, a nawet zabierać życie niewinnym ludziom. — Nigdy nikomu nie zabrałeś życia. — Nie? — Pewnie, że nie. I te wszystkie inne rzeczy, to też wcale nieprawda. Nie wyrządziłeś nikomu żadnej krzywdy. Po prostu czujesz się załamany i tyle. Poczekaj, jak tylko Teo wróci z Waszyngtonu, to od razu poczujesz się lepiej. Bóg to rozumie, naprawdę, i odpuszcza nam nasze winy. — Mam nadzieję. Inaczej już teraz smażyłbym się w ogniu . piekielnym, na wieki wieków amen. — Collis — rzekła Hanna. — Przestań tak mówić. Przez chwilę korciło go, by powiedzieć jej o Walterze i o stowarzyszeniu On Leong. I choć wiedział dobrze, że byłaby to z jego strony wielka nieostrożność, zaczął już nawet mówić: — Trudno ci w to będzie uwierzyć, Haniu… Ale jakoś słowa te rozpłynęły się w łagodnym powietrzu wieczora, jakby to była tylko jakaś zmyślona, wykrętna wymówka, wykaligrafowana na skrawkach cieniuteńkiego jedwabiu, które poniósł ze sobą wiatr, tak że znikły Collisowi zupełnie sprzed oczu. Hanna na pewno wolałaby pozostać w słodkiej nieświadomości. Nawet jeśli się czegoś domyśla, będzie się czuła lepiej, jeśli prawda zostanie przemilczana. — Ach, ten twój Bóg — powiedział, potrząsając głową. — Jak to wygodnie mieć Go za protektora. Hanna spojrzała na niego, zaciskając wargi. Potem odwróciła się i dumnie wyprostowana przeszła na drugą stronę werandy ku szklanym drzwiom, unosząc w dłoniach suknię, by nie zawadzić o wystające drzazgi. — Nie przeciągaj struny, Collis — ostrzegła go. — Ja ze swej strony modlę się do Boga, żeby ta twoja kolej została wreszcie wybudowana. Staram się znosić cierpliwie twoje chimery, ale mam już tego dosyć. Mam dosyć twoich fochów i twoich humorów. I twojego wiecznego malkontenctwa. Trzasnęła drzwiami, wychodząc. Collis zawahał się na chwilę, a potem wyskoczył za nią. Dogonił ją przy schodach od podwórka, w ciemnym kącie korytarza, na parterze. Złapał ją za ramię i odwrócił ku sobie. Na jej twarzy malowało się wzburzenie i bunt, a w jej wzroku kryło się wyzwanie. — No i co? — spytała. — Co teraz zrobisz? Uderzysz mnie? — Za kogo ty mnie masz? — warknął. Zawahała się. Jej twarz, skryta do połowy w cieniu, była jasna i piękna, jakby i ona sama była marzeniem. — Uczepiłeś się obsesyjnie jednej idei — rzekła łagodnie — ponieważ uważasz, że to wszystko, czego możesz oczekiwać od życia. Nabrałeś kredytów i boisz się, że nie będziesz ich w stanie spłacić. A w dodatku Mr Lincoln nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie kolei, więc obawiasz się, że twoja idea może zostać na zawsze zaprzepaszczona. I wtedy co ci pozostanie? Handel sprzętem gospodarskim do spółki z Charlesem i Lelandem? Jak miałbyś wówczas zamiar spędzić resztę życia? Siedząc wieczorami w salonie, kurząc cygara i przyglądając się, jak szydełkuję? Albo może przycupnęlibyście obaj z Teodorem na podwórkowej ławeczce, jak te dwa stetryczałe ramole, i wałkowali w kółko tę samą starą śpiewkę: co by było, gdyby … Collis złapał za koronkowy staniczek jej sukni i haftowany bawełniany biustonosz, który miała pod spodem, i rozerwał je z całą siłą jednym szarpnięciem, odsłaniając prawą pierś Hanny. Wydała z siebie krótki, niemalże teatralny okrzyk, częściowo rzeczywiście z zaskoczenia, a częściowo w odpowiedzi na teatralny gest. — Wybuduję tę kolej — wyszeptał. Patrzyła w jego oczy, płonące w mroku korytarza. — Wybuduję tę kolej i nie minie dziesięć lat, a przejdziesz się pociągiem jak królowa. Przyrzekam. Powiódł muskularną dłonią po jedwabistej skórze na jej ciepłej piersi i delikatnie, a jednocześnie prowokacyjnie, dotknął kciukiem sutka. Odrzuciła głowę w tył, jakby oczekiwała, że pocałuje ją w szyję. Nachylił się nad nią, rozchylając lekko wargi. Zawahał się, a potem, tłumiąc wybuch namiętności, pocałował ją bardzo czule w usta. — Wiem o tym, kochany — powiedziała. — Przepraszam. Nic nie odpowiedział. Dom stał pogrążony w ciszy i szarówce letniego wieczora. Służba miała wrócić dopiero przed kolacją. Wyszli w południe na targ, a potem mieli wychodne. Z salonu, od strony ulicy, gdzie Hanna trzymała w białej klatce swoją białą papużkę, kakadu, dobiegało ich skrzeczenie i chrobotanie. Collis ujął Hannę za przegub dłoni, otworzył drzwi wiodące na schody od podwórka i wprowadził ją na górę. Schody prowadziły do drzwi ich sypialni; Collis pociągnął za klamkę, a światło zachodzącego słońca rozpełzło się po półpiętrze. Potem pochylił się i wziął Hannę na ręce