Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Gigant-furia nie skorzystał z zaproszenia otwartych bram. Stanął za to wystarczająco blisko wieży, by szydzić z biegłych łuczników, i zakrzyknął ku kamiennym murom głosem wibrującym złośliwością i radością. – Witajcie, lordowie! Czcigodni lordowie! Pokażcie się, lordeczkowie! Przestańcie kryć się w swych norach i odezwijcie się. Spójrzcie! Grzecznie przybywam przyjąć wasze poddanie! Nie było odpowiedzi. Wieża, w połowie jedynie dorównująca wysokością wznoszącej się za nią twierdzy, stała tak cicha, jakby nie było w niej żywego ducha. Przez armię przetoczył się skowyt; to stwory Wzgardliwego błagały, aby pozwolił im na atak przez otwarte bramy. – Posłuchajcie mnie, lordeczkowie! – krzyknął. – Spójrzcie na sidła, w których zamknęły was moje wojska. Wasze życie spoczywa w mojej dłoni. Nie ma dla was nadziei, jeśli nie zdacie się całkowicie na litość Wzgardliwego. – Ur-podli powitali te słowa szyderczymi poszczekiwaniami i Szatańska Pięść uśmiechnął się. – Odezwijcie się, lordeczkowie! Odezwijcie się lub zgińcie! Po chwili na szczycie wieży pojawiły się dwie postacie – wojownik i lord w błękitnej szacie, którego Szatańska Pięść rozpoznał. Początkowo nie zwracali zupełnie uwagi na giganta. Podeszli do masztu i wspólnie wciągnęli sztandar wielkiego lorda, lazurową chorągiew rady. Gdy tylko sztandar załopotał na lodowatym wietrze, podeszli do parapetu i stanęli naprzeciw Szatańskiej Pięści. – Słyszę cię! – rzucił sucho lord. – Słyszę cię, samadhi furio. Znam cię, Sheolu Szatańska Pięść. I ty mnie znasz. Jam jest Mhoram, syn Variola, wielki lord z wyboru rady. Odejdź, furio! Zabierz swe hordy zła. Dotknąłeś mnie. Wiesz, że ja nie dam się zastraszyć. W oczach giganta zabłysła wściekłość na wspomnienie przywołane przez Mhorama, ale położył dłoń na kawałku Kamienia ukrytego pod kaftanem i skłonił się przed Mhoramem z sarkazmem. – Znam cię, Mhoramie – odparł. – Poznałem cię, gdy położyłem na tobie swą dłoń w labiryncie Kurash Qwellinir. Byłeś zbyt zaślepiony głupotą i ignorancją, aby poddać się mądrej rozpaczy. Dlatego też darowałem ci życie – abyś zmądrzał. Czyżeś ty ślepy? Nie widzisz, że wasz marny koniec z mej ręki jest równie pewny jak łuk czasu? Zapomniałeś już o gigantach? Zapomniałeś o gwardii krwi? Na Wzgardliwego, zgniotę was tam, gdzie kulicie się ze strachu! – Próżne gadanie – odparował Mhoram. – Łatwo się pysznić, ale zobaczysz, że trudniej zrealizować te przechwałki. Melenkurion abatha! Precz, furio! Wracaj do swego opuszczonego pana, nim Stwórca straci cierpliwość i jego zemsta dosięgnie cię po wsze czasy. Gigant zaśmiał się chrapliwie. – Nie pocieszaj się kłamstwami, lorduniu. Łuk czasu zostałby złamany, gdyby Stwórca spróbował przez niego uderzyć, a wówczas lord Foul Wzgardliwy, Szatańskie Serce i Niszczyciel Dusz, Zepsucie i Render byłby uwolniony! Jeśli Stwórca ośmieli się podnieść rękę, moi bracia i ja ucztować będziemy na jego duszy! Poddaj się, głupcze! Naucz się pokory, skoro tylko na klęczkach możesz uratować życie. Być może będziesz mógł służyć mi za osobistego niewolnika. – Nigdy! – krzyknął zuchwale wielki lord Mhoram. – Nie pokłonimy ci się, dopóki w Krainie tli się choć jedna iskierka wiary. Moc Ziemi jest tak potężna, że ci się oprze. Będziemy ją zgłębiać, aż znajdziemy sposoby, aby pozbyć się ciebie, twego pana i wszystkich jego dzieł. Próżne twe zwycięstwa, dopóki ostanie się choć jedna dusza, by się tobie przeciwstawić! – Lord podniósł laskę, zakręcił nią, a nad głową zatańczył błękitny ogień. – Precz, samadhi furio! Melenkurion abatha! Duroc minas mill khabaal! Nigdy się nie poddamy! Szatańska Pięść cofnął się przed mocą jego słów, ale sekundę później skoczył do przodu, chwytając się za kaftan. Ścisnął swój kawałek Złoziemnego Kamienia, aż począł mu w garści parować, i cisnął szmaragdową mocą w wielkiego lorda. Jednocześnie wiele stworów wyłamało się z szeregów i natarło na otwarte bramy. Mhoram odbił jednak uderzenie swą laską, posłał je w niebo, gdzie zaatakowała je i pożarła jego własna moc. Potem skrył się za parapetem. – Zamknąć bramy! – zawołał przez ramię do dowódcy Quaana. – Rozkaż łucznikom zabić każdego, kto dotrze do dziedzińca. Z tymi wrogami nie możemy obchodzić się delikatnie. Quaan natychmiast ruszył schodami ku plątaninie korytarzy we wnętrzu wieży, wykrzykując rozkazy i biegnąc doglądać walki. Mhoram spojrzał w dół i upewnił się, że Szatańska Pięść nie przekroczył bram, po czym pośpieszył za Quaanem. Lord obserwował utarczkę z najwyższego pomostu przewieszonego nad dziedzińcem. Z fortyfikacji po obu stronach dziedzińca silni łucznicy razili strzałami tłoczące się bestie, z tunelu również dobywało się echo szczęku broni