Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Teraz słuchaj! -Magnetofon wypluwał z siebie zakłócenia, które Grelle nagrał w swoim mieszkaniu z radia, zniekształcające słowa prefekta. - Widziano Królika... Tak, Królika! Pięć minut temu, szedł rue Clichy. Weź swoich ludzi i przetrząśnij zaraz ten teren. Nie dyskutuj, Lesage, wymknął się wam, więc teraz ruszajcie za nim! Jak go znajdziecie -śledźcie go. Nie zatrzymywać, powtarzam, nie zatrzymywać! Może was doprowadzić do reszty gangu... Ponieważ podał na początku sygnał kodowy tej operacji, był pewien, że Lesage niezwłocznie wykona jego rozkaz. Ruszył dalej, minął kolejny punkt kontrolny i skręcił w rue Reamur, gdzie Królik, algierski terrorysta Abou Benefeika, ciągle czekał, aż przyjdą po niego przyjaciele. Prefekt wysiadł z samochodu i podszedł ostrożnie do zaniedbanego wejścia pod numerem 17; gumowe podeszwy jego butów nie czyniły żadnego hałasu. Z rewolwerem w dłoni wszedł ostrożnie przez pozbawiony drzwi próg i stanął nasłuchując w sieni. Po chwili z jeszcze większą ostrożnością zszedł po schodach prowadzących do sutereny. Na dole poczekał, aż oczy przyzwyczają się do mroku - stopniowo za drzwiami do piwnicy zarysowała się sylwetka śpiącego człowieka, leżącego na boku twarzą do ściany. Zapaliwszy kieszonkową latarkę, Grelle znalazł drut rozciągnięty nad progiem - przesunął snop światła wzdłuż niego i zobaczył, że jest przywiązany do dużej puszki ustawionej na stosie cegieł. Każda nieostrożna osoba wchodząca przez drzwi strąciłaby puszkę, alarmując śpiącego terrorystę. Prefekt przeszedł nad drutem i lawirując pomiędzy porozrzucanymi cegłami podszedł do śpiącego. Nachyliwszy się, podniósł pistolet Magnum leżący przy bezwładnej ręce Araba, po czym obudził go. Grelle wyjechał z Paryża przez Porte de Pantin i wjechał na drogę N3. Potem przed samym Claye - Souilly skręcił na północ. Algierski terrorysta, Abou Benefeika, skulił się na podłodze przed przednim fotelem, odsuniętym maksymalnie do tyłu przez prefekta. Przykryty kocem, siedział twarzą do drzwi a plecami do Grellea. Prefekt od czasu do czasu brał z kolan rewolwer i przykładał jego lufę do karku więźnia, by przypomnieć mu, że ma się nie ruszać. Abou Benefeika nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Ten cywil, który obudził go z bronią w ręku ostrzegając, by był cicho, oznajmił mu, że przybył go zabrać i wydostać z kraju. "Twoi przyjaciele zwiali - powiedział. - Mnie zostawiono, żebym dopilnował, by cię nie złapali. Gliny otaczają już tę dzielnicę, chyba wiesz o tym." Kazał mu się schylić i trzymać głowę nisko. "To jest skradziony wóz policyjny, więc lepiej się módl, żebyśmy przejechali przez blokady, które poustawiali. Mam legitymację detektywa, którego zabiłem, by wziąć ten samochód, toteż powinno nam się udać. Ale jeśli będę musiał zastrzelić cię dla uratowania siebie, zrobię to..." Po kilku dniach siedzenia ze szczurami w zamkniętej suterenie Benefeika był w okropnym stanie. Nie ufał człowiekowi, który go obudził, ale uspokajał się powoli, gdy Grelle mijał kolejne policyjne blokady. Za Porte de Pantin na dłuższym odcinku nie było punktów kontrolnych, lecz sporadyczne szturchnięcia lufą rewolweru jego wybawcy zachęcały Algierczyka do trzymania głowy tuż przy podłodze. Z tyłu samochodu leżał na podłodze jeszcze jeden koc. wizyta na rue des Saussaies o piątej rano była ryzykowna. Strażnik, który wpuścił Grellea do budynku, przypuszczał, że prefekt idzie do pokoju na czwartym piętrze, gdzie przeprowadzano jakąś tajemniczą akcję - pokoju, w którym Grelle zawsze czekał na następny telefon od Hugona - zdradzieckiego zastępcy pułkownika Lasallea, kapitana Moreau. Grelle rzeczywiście wszedł na czwarte piętro i udał się najpierw do biura, które oddano do jego dyspozycji. Był tam jednak tylko chwilę, zostawił na swoim biurku paczkę papierosów i poszedł na drugą stronę budynku, do skarbca. Otworzył drzwi i znalazłszy się w środku zamknął je z powrotem na klucz. Używając rękawiczek wziął klucz od skarbca i odcisnął go w masie plastycznej, którą przyniósł ze sobą. Zrobił to specjalnie niestarannie, przesuwając klucz tak, że odcisk był niedokładny. Wciąż w rękawiczkach, wsunął kawałek masy pod regał na akta. Zespół śledczy w ciągu kilku godzin zlokalizuje tu każdą drobinę kurzu. W końcu otworzył drzwi do skarbca. Owinięta w płótno wyrzutnia rakiet ziemia - powietrze leżała na podłodze pod ścianą. Obok, w mniejszym zwoju płótna, były dwie rakiety. Z pomocą większej płachty Grelle zrobił z nich jeden pękaty pakunek, po czym obwiązał go przyniesionym rzemieniem. Po wyjściu ze skarbca zamknął go na klucz, zamknął też ponownie drzwi zewnętrzne. Teraz czekało go trudne zadanie wyniesienia pakunku z gmachu. Wiedział, że na pewno spotka jakiegoś strażnika. Aby uniknąć patroli, poszedł dłuższą, okrężną drogą, przez nie kończące się korytarze i klatki schodowe. Dawniej często narzekał, że ten budynek jest jak królicza nora, tym razem jednak mogło to być dla niego wybawieniem. Schodził już po ostatnich stopniach, ale cofnął się, słysząc w korytarzu kroki strażnika. Czekał. Kroki ucichły i na zniszczonej klatce schodowej znów zapanowała cisza. Prefekt zbiegł na dół i wsunął swój pakunek do pustej od lat szafki