Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Jesteście niebezpiecznym kamieniem probierczym, nie zaś obrońcą królewskich dzieci. Próbujecie uniknąć swego losu - dodał cicho - co dowodzi mi tym bardziej, że jesteście wybrani. Niech Bóg broni przed wami dzieci... - Poderwał konia. - Bądźcie zdrowi! Dołączył do rycerzy, którzy powiewając płaszczami wyjechali przez bramę. Słońce zachodziło krwawo. Iwo patrzył za jeźdźcami, póki nie ucichł tętent kopyt. Kasr al-Amir, pałac emira w Homsie, ciągnął się od nisko położonego madina szeregiem wznoszących się dziedzińców aż do najwyższego wzniesienia miejskich murów, w których ostrym kącie wyrastała cytadela. Drogi dojazdowe przebiegały zadaszonymi serpentynami. Tak więc można było dojechać konno aż na samą górę do prywatnych komnat, ale nie do haremu, który górował nad najwyższym dziedzińcem i był dostępny tylko z pomieszczeń władcy. Stąd też An-Nasir miał widok ponad miastem na południe aż do Doliny Bekaa, na której końcu leżały ruiny Baalbeku, na północy ciągnął się łańcuch gór Nosairi, o który spierały się zakony rycerskie z asasynami Starca z Gór. Patrząc w dół władca Homsu widział ogrody haremu. Spoglądał tam teraz. Ogrody były wyludnione. Czekał, jak wielu, na pierwszy krzyk. Nie słyszał nic, potem jednak zrobił się ruch przy wejściu do komnat kobiecych i zobaczył, jak przez ogrody biegnie Abu Al-Amlak, Ojciec Olbrzyma, wielki szambelan dworu w Damaszku. An-Nasir cofnął się od okna i podszedł znów do arkad, które otwierały się ku miastu. Gdy Abu Al-Amlak wspiął się po schodach, znalazł swego pana ze wzrokiem skierowanym w zamyśleniu na południe, gdzie za łańcuchem Antylibanu znajdował się upragniony Damaszek. - Córka! - oznajmił dysząc karzeł i rzucił się na ziemię. Jego pan tylko westchnął głęboko; choć nie brakowało mu synów, chciał, by Klarion urodziła chłopca. - Posła przynoszącego złą wiadomość zazwyczaj skraca się o głowę - powiedział kapryśnie - ale co wtedy z ciebie zostanie, Abu Al-Amlaku? Karzeł przesunął się na czworakach i wdrapał na balustradę. - Kobieta, która wciąż jeszcze uchodzi za waszą faworytę, czuje się dobrze, a dziecko jest prześliczne, wykapany ojciec! An-Nasir klepnął go w ramię, tak że karzeł omal nie wypadł z okna. - Mam nadzieję, że jest podobna do ognistej córki cesarza, ale nie odziedziczy jej fochów! Czy otrzymała już imię? - Kobieta... Dosięgnął go prztyczek. - Mówisz o matce córki An-Nasira! - No więc księżniczka chce ją właśnie nazwać Salome, co ja uważam za całkiem... Tym razem umknął na czas spod ręki swego pana. - ...znakomite, dostojny An-Nasirze. To imię wróży wam urodziwą córkę i ucieszy zapewne także cesarza. A więc Salome? - Właśnie, Salome! Nic, tylko kłopoty ma się z tymi babami! - parsknął An-Nasir. - Przywołaj mi Szirat, ale bez tego dżinn an-nar as-sahir*. Muszę się z nią naradzić. Następne kroki powinny być dokładnie przemyślane... - Jej brat, emir Bajbars, ojciec małego ognistego diabła jest, jeśli mi pozwolicie przedstawić swoje zdanie, bardzo niezadowolony z rozwoju sytuacji w Kairze. Abu Al-Amlak stał już przy schodach wiodących do ogrodów haremu. - Emir Ajbek poślubił Szadszar ad-Durr i kazał się ogłosić sułtanem, wziąwszy na kolana małego Musę jako współregenta. Nie tak chyba wyobrażał sobie wielki Łucznik przejęcie władzy przez mameluków. - Ja też nie! - zagrzmiał An-Nasir i odwrócił się groźnie. - Jak to? - spytał zuchwale Ojciec Olbrzyma z dumnie wypiętą piersią, nie dostrzegł bowiem zwiniętego bicza w ręku An-Nasira. - Powiedziałem, że chcę posłuchać rady Szirat, nie zaś rechotu żaby z nilowego błota! Bicz jak wyskakujący do przodu wąż przeciął powietrze i klasnął szpetnie na krzywym grzbiecie karła. Tym razem Abu Al-Amlak wyskoczył dobrowolnie z okna i w mig znalazł się w ogrodzie. Upadł na grządkę róż, zahaczył o kolce i potoczył się po trawniku. - Popatrzcie, ludzie, na ten niepowtarzalny, wspaniały okaz szlachetnego gołębia, godnego, aby przenosił wieści kalifa z Bagdadu! Na terenie kasby w Homsie, tam gdzie tłok powodowany przez handlarzy i kupujących był największy, Hamo ustawił składany stolik, raczej wysoki stołek, okryty do ziemi czarną tkaniną. - Zbliżcie się, ludzie, i podziwiajcie muskularną szyję, sprężyste pióra, czystą biel tej rasy gołębi, zwykłych latać od Eufratu po Nil! Bez znużenia zaniesie wam każdy list miłosny, każdą handlową wiadomość, a przecież - pogłaskał po łebku majestatycznie kroczącego po niewielkiej powierzchni, głośno gruchającego ptaka - chociaż każdy znawca wie, że jest on wart siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, ach, co ja mówię, sto drachm, wyrywam go sobie spod serca tylko za dziesięć drachm, ludzie, tylko za dziesięć drachm! Hamo pocałował gołębia w kark i upewnił się, rzucając szybkie spojrzenie, że tłoczy się coraz więcej zainteresowanych. - Tylko jeden z was może zostać dumnym właścicielem, a więc urządzimy loterię. Cena dziesięciu drachm pozostaje, słowo się rzekło... ludzie, korzystajcie z okazji! I ludzie tłoczyli się, żeby położyć pieniądze na stole u nóg gołębia. Za to otrzymywał każdy od Hamona do ręki trzy ziarnka, a kiedy wszyscy już zapłacili, kazał im utworzyć krąg i wyciągnąć otwarte dłonie z ziarnami. - Mój gołąbek rozstrzygnie sam - ogłosił Hamo - od kogo weźmie ostatnie ziarno, ten zostanie zwycięzcą. Rzucił gołębia w powietrze. Ptak zatrzepotał skrzydłami i zaraz przyfrunął do pierwszej ręki. Zjadł jednak tylko jedno ziarnko i wcale nie skoczył na dłoń sąsiada, lecz poleciał dalej i bijąc skrzydłami złapał następne ziarnko z naprzeciwka. Ktoś spróbował osłonić ziarna, przykrywając je drugą dłonią, ale wtedy ptak tam od razu wylądował, pokaleczył mu dziobem kostki i za karę zjadł od razu wszystkie trzy ziarna. Ludzie wybuchnęli śmiechem. Podczas gdy gołąb dokonywał wyboru, zapanował swobodny nastrój i Hamo skierował rozmowę na gołębie w ogóle, a potem na An-Nasira i dowiedział się, że Klarion, faworyta, wysiedziała jajko, które jej władca wetknął do gniazda, a że inna gołąbka, dziewczyna mamelucka, wciąż dotrzymuje mu w szachach kroku i jest tak mądra, że mogłaby nawet Ojcu Olbrzyma narobić na głowę, co nie byłoby zresztą trudne. Wśród rosnącego śmiechu przerzedził się krąg konkurentów. - To co? - spytał Hamo. - Córka cesarza dała An-Nasirowi syna? - Jakiego tam syna, tylko córkę! Dano jej imię Salome. Ma podobno oczy jak dwie gwiazdy i czarne włosy! Jak to przyjmie hrabina? - przebiegło Hamonowi przez głowę i wezbrała w nim złośliwa radość. A potem wreszcie usłyszał coś o Szirat, swojej księżniczce