Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Tristan patrzył z obrzydzeniem, jak gładzi czule łeb i pysk wiktora, a jej palce oblepia ślina, która nieprzerwanie ciekła z paszczy potwora. Zielona ślina wiktora zmieszana z mniej lepką czerwoną krwią czarnoksiężnika tworzyła brązowawą ciecz, która skapywała obrzydliwie z jej palców na nieskazitelnie białą marmurową podłogę. - A zatem wszystko zatoczyło koło, prawda, mój drogi Wiggu? - zwróciła się do czarnoksiężnika. - Jak na ironię, nawet przegrana Sabatu w Wojnie Czarownic, jak ją nazywacie, zakończyła się ostatecznie twoją klęską tutaj, w Parthalonie. Wiktor wciąż mierzył księcia złowrogim spojrzeniem i widać było wyraźnie, że pragnie przemówić. I wreszcie to zrobił, zachęcony skinieniem głowy Failee. - Zdaje się, że twoje szansę na przeżycie nie wyglądają najlepiej, pomimo mojej przegranej przy naszym pierwszym spotkaniu - powiedział niskim, gardłowym głosem. - Rozumiem, że damy najpierw pragną cię wykorzystać, a dowódca Sług Dnia i Nocy otrzymał zaszczyt odebrania ci życia, kiedy już przestaniesz być im potrzebny. - Wysunął szybko różowy jęzor, by zlizać zieloną maź, która nieustannie ciekła mu z pyska. - To nic - mówił dalej ogromnie zadowolony. - Powiedziałem ci tamtej nocy w Eutraqi, że jeszcze się spotkamy. A tak przy okazji, to mnie Failee obiecała twoje serce. I je dostanę. Tristan spojrzał w dół na wiktora i zapragnął z całej mocy swojej szlachetnej krwi, by mógł teraz uwolnić się z więzienia. By mógł sięgnąć po miecz i przebić tego potwora, którego już raz zabił, a potem ugodzić zadowolonego z siebie dowódcę sług. Lecz póki co mógł jedynie posłużyć się swoim umysłem. - Mam nadzieję, że trenowałeś od tamtej pory - rzucił sarkastycznie - bo wtedy nie spisałeś się najlepiej. Wiktor odpowiedział uśmiechem, bezpieczny na swoim miejscu u boku pierwszej damy. Przechylił głowę, sycząc. - Spójrz na siostrę Shailihę, Wybrane u, i powiedz, co widzisz. Tristan spojrzał na siostrę i zobaczył tę samą piękną kobietę, którą kochał od tak dawna, kobietę, za którą walczył i tyle wycierpiał. - Widzę młodą kobietę zdeprawowaną przez czarownice - odparł, patrząc, jak Shailiha przysuwa się jeszcze bliżej do Succiu. - Tylko tyle? - zapytał wiktor. - W takim razie pozwól, Wybrańcu, że zadam ci filozoficzne pytanie - mówił dalej powoli. - Czy w twoim idealnym, dworskim świecie pełnym przywilejów wciąż uważane jest za perwcrsję, jeśli osoba zdeprawowana, jak powiedziałeś, robi podobne rzeczy z własnej woli, wręcz domaga się ich, potrzebuje, a nawet błaga, by mogła się im oddawać? - Uśmiechnął się i czekał cierpliwie na odpowiedź. Tristan patrzył na niego zdumiony. - Co masz na myśli? - zapytał niepewnie. - A to, że był taki niewolnik ze stajni o imieniu Stephan, który nie potrafił zadowolić drugiej damy - odparł potwór. - Piękny młodzieniec, tak jak ty. Succiu przyprowadziła go tutaj, żeby dać go nam na pożarcie, jak ma w zwyczaju robić z tymi, którzy ją zbyt mocno rozczarowali - Wiktory są wiecznie głodne, dlatego Geldon wciąż musi sprowadzać nowych niewolników. Nawet on do końca nie wiedział, po co ich tu aż tylu. Tristan spojrzał na karła, który płakał, świadomy wreszcie losu ludzi, których sam przyprowadzał do Samotni. Książę ponownie przeniósł wzrok na wiktora. - Ale to nie druga dama ani niczego nie świadomy niewolnik Geldon zepchnęli Stephana do pieczary wiktorów. Nie, Wybrańcu - mówił dalej wiktor, a jego żółte ślepia zalśniły mocniej. - Uczyniła to dama Shailiha. To Shailiha nakarmiła nas nim. Prosiła, błagała, by mogła to zrobić. - Wiktor, zadowolony, kołysał ogonem w przód i w tył. Co więcej - dodał zjadliwie - od tamtej pory to ona dokonuje rytuału karmienia częściej niż dama Succiu i sama wybiera ze stajni niewolników przeznaczonych na śmierć, dostarczając nam pożywienia. - Wiktor podszedł do klatki księcia tak blisko, że ten poczuł jego ohydny oddech. - Ponoć prosiła, aby kiedy już umrzesz, pozwolić jej zepchnąć twoje ciało do dołu. Ja uzyskałem przywilej pożarcia twojego serca. - Gdy wypowiedział te słowa, pozostałe wiktory zasyczały, kołysząc niecierpliwie ogonami. - Widzisz więc - rzekł wiktor niemal z czułością - że wszystko zostało przygotowane. - Wystarczy, mój miły - wtrąciła nagle Failee. - Przecież nie chcemy od razu zdradzić wszystkich naszych niespodzianek, które zaplanowaliśmy dla naszych gości, prawda? - Spojrzała na wiktora. - Czas wracać do domu. Wiktor odpowiedział posłusznym sykiem i po raz ostatni zerknął na księcia. - Następnym razem, kiedy cię zobaczę, będziesz już martwy - wysyczał, kręcąc energicznie łbem na prawo i lewo. - Nie mogę się doczekać tej chwili. - Nie przestając kołysać ogonem, podszedł do krawędzi dołu i zaczął schodzić do jego wnętrza, a za nim pozostałe wiktory. Failee podniosła palec i ściana oraz podłoga powróciły na swoje miejsca. Pierwszy przemówił czarnoksiężnik, przerywając pełną napięcia ciszę, jaka zapadła po słowach wiktora. - Powiedz mi - powiedział powoli do Failee - w jaki sposób udało się wam przebyć Morze Szeptów? Wygnaliśmy was na morze z bardzo skąpymi zapasami żywności, a wy dopłynęłyście aż tutaj. Niezwykłe osiągnięcie, nawet jak na ciebie, Failee. Jak tego dokonałyście? Wigg gra na zwłokę, pomyślał Tristan, starając się zapomnieć o tym, co powiedział wiktor. Czas to nasz jedyny sprzymierzeniec. Pierwsza dama pokiwała głową. - W morzu żyją stworzenia, których nawet ty nie potrafisz sobie wyobrazić. Po tym, jak razem z innym podłymi czarnoksiężnikami wypędziłeś nas, odkryłyśmy, co to za istoty, i pokonałyśmy je. Ale nie powiem ci nic więcej, jeśli ty nie wyjawisz, w jaki sposób razem z księciem zniknęliście tamtego dnia na podwyższeniu albo jak dostaliście się tak szybko do Parthalonu. Nie pozwolę, abyś powiększył swoją wiedzę, mimo że już nie możesz się nią posłużyć. Wigg wydął usta zamyślony, starając się ukryć emoqe