Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

ka, poety, młodocianego romantyka, który wie, że ciąży na nim obowiązek walki. Małość jest słabością. Małość powinna pokonywać własną słabość. W małości tkwi pewien potencjał heroizmu, czynów ponad siły, sił „mierzonych na zamiary”. Romantyczny rodowód tego wątku w twórczości Baczyńskiego jest bezdyskusyjny. Ze Słowackiego i Norwida rodem wiersz bez tytułu („O miasto, miasto – Jeruzalem żalu”, 1941) to wiersz spotęgowanych sprzeczności między rozmaitymi, spiętrzonymi, wymykającymi się i logice, i semantyce polszczyzny wartościami „wielkości” i „małości”. Poeta potępia „małość”, by za chwilę stanąć w jej obronie; sławi „wielkość”, by jej pychę poniżyć nagle i zdemaskować. Oto ludzie: Nic nie widzący, w nikogo wpatrzeni, wielcy na. krzywdę ludzką, mali na cierpienie Oto niepojęte w skali ziemskiej, jaśniejące w świetle praw Boskich jedynie, nasycone Tajemnicą rozdarcia i złączenia tego, co w ludziach wielkie, i tego, co w nich małe: bo światło anioła jest nie przeciw małości, ale obok – znacząc: wielkość – ciał przerastaniem, nie małych rozpaczą, Dialog z romantyzmem komponuje się tam, gdzie małość –u romantyków mściwa, agresywna, zadufana w sobie – w poezji Baczyńskiego jest po prostu losem niezawinionym i wystawionym na próbę, która okazuje się ponad siły wczorajszego dziecka. W Godzinie myśli małość zabijała bohatera, ponieważ nie udawało się jej podporządkować sobie ogromu spraw ludzkich. Bohater Słowackiego nie potrafił dorosnąć do zadań, jakie stają przed pełnią dojrzałości każdego człowieka. Pragnął tedy sprowadzić otoczenie do rozmiarów własnej – infantylnej i ponurej z braku wiary w sens świata – wyobraźni: Mścił się i gmach budował niedowiarstwem ciemny, Ta budowa, ciężkimi myślami sklepiona, Stała otworem ludziom, lecz by się w nią dostać, Musieli wprzód jak wielcy szatani Miliona Zmniejszać się i myślami przybrać karłów postać. Bohater Baczyńskiego zna podobne eksperymenty. W wierszu Westchnienie (1941): Z tych wysokich przelotów we śnie ludzie mali byli jak kwiaty. Zauważmy jednak: kwiaty, nie karły. Nie ma tu romantycznego sarkazmu, mowa bowiem o snach prawdziwie dziecięcych, a nie o uzurpacji wyobraźni, która nie chce wydorośleć. Główny konflikt w liryce Baczyńskiego polega na czymś innym. To siły rozpętane przez wojnę wymagają od wciąż jeszcze dziecięcej małości, by gwałtownie przekroczyła siebie samą i wbrew naturze – przybrała postać pomnikowego olbrzyma: Czyś ty nie wiedział, że w słabości wokół nikt nie dopatrzył do końca przeznaczeń i że za mały, by stanąć na cokół, wojownik płacze? ( W żalu najczystszym, 1942) Wojna pomniejsza człowieka. I wojna go powiększa. Lecz obydwa procesy zmierzają w tym samym kierunku: w stronę śmierci. Pomniejszenie. W jednym z wczesnych wierszy Baczyńskiego (1941) obraz śmierci naturalnej (nieprzedwczesnej) jest zbudowany na podstawie obserwacji realistycznej. Zbliżając się do kresu życia, ciało powtarza jak gdyby w odwrotnym kierunku drogę swego dawnego, młodzieńczego rośnięcia. Traci ciężar, kurczy się, maleje. Wiersz nosi tytuł Starość: Otom tak w drodze swojej zmalał, że sam ledwo widzę swoją postać. Tylko dudnią szkice elementarnej chwały, śmierć mi wszystkie drogi zarosła. Poeta hiperbolizuje prawdę potocznego doświadczenia. Realizm przechodzi w fantastykę. Znikająca w oczach sylwetka człowieka staje się w końcu tak drobna jak maluteńki gwóźdź: I coraz mniejszy jestem – jak gwoździk, ostatni gwoździk – mówię – do własnej trumny. Wiersz nieco nieporadny, zbyt natrętnie eksponujący wizję, obnaża regułę obrazowania Baczyńskiego, która wkrótce zostanie przeniesiona do utworów mówiących o umieraniu– maleniu młodości. W świecie wykolejonych egzystencji i wynaturzonych biografii – starość jest przywilejem zlikwidowanym przez wojnę. Nie można być starszym z roku na rok: idąc w śmierć można być jedynie coraz młodszym. A więc i coraz mniejszym. Aż do całkowitego zaniku: gdy ciało się obróci w proch. Na tym tle jasne stają się słowa Pioseneczki (1942), które, analizowane w izolacji, mogą dezorientować. Cóż bowiem znaczy takie powiadomienie: „Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc, / jak rośliny są – coraz młodsze” ? Coraz młodsze są dni żyda bohatera, jego istnienie biegnie wstecz, ku nieistnieniu s p r z e d n a r o d z i n. Życie cofa się w swej ewolucji. Dni–zwierzęta stają się z biegiem czasu dniami– roślinami. A skoro tak, przestają dziwić miniaturyzacje żywiołów natury, gwałtowne karlenia emocji. Baczyński w Pioseneczce posługuje się jednym z najczęściej w jego wierszach stosowanych chwytów: zderzeniem h i p e r b o l i z l i t o tą.321. „A łez grzmot jak lawina kamieni / w małe żuki zielone się zmieni”. Im natrętniej wybucha hiperbola (łzy wydają się zrazu grzmotem lawiny), tym silniej uderza litota: lawina kamieni pomniejszona zostaje nagle do roju owadów. Dokładnie te same procesy opanowują świat ludzki; I niedługo już – tacy maleńcy, na łupinie orzecha stojąc, popłyniemy porom na opak, jak na przekór wodnym słojom