Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Tylko dla Kościoła istniała nadal Polska jako całość, a arcybiskup gnieźnieński był jedyną władzą o ogólnopolskim zasięgu. Jednak Królestwo Polskie, nie istniejące w rzeczywistości, żyło nadal w umysłach najlepszej części kleru i świeckiego możnowładztwa, nurtowało serca co ambitniejszych Piastów - i działo się tak w dużej mierze dzięki Kadłubkowi, którego dzieło, odpisywane i przerabiane, istniało jako główne źródło wiadomości historycznych i katechizm polityczny zarówno w Małopolsce, jak w Wielkopolsce i na Śląsku. Trzeba było jednak dalszego rozbicia wewnętrznego na coraz mniejsze księstwa skłóconych ze sobą Piastów, trzeba było zagrożenia zewnętrznego przez tajemniczych Mongołów, których wywodzono z piekła (Tartari - mieszkańcy Tartaru, antycznego piekła), trzeba było wreszcie dotkliwych strat terytorialnych na zachodzie na rzecz książąt niemieckich, aby pojawił się szerszy nurt polityczny, dążący do przywrócenia jedności. Tymczasem jedność mieszkańców Polski została zakłócona przez nowy czynnik, napływ Niemców - niemieckich chłopów i mieszczan, niemieckich rycerzy i duchownych, którzy nieśli ze sobą odmienne obyczaje i język, byli wyróżniani przez książąt i obsypywani przywilejami, ku oburzeniu miejscowego rycerstwa i duchowieństwa. Przybysze, związani osobistym interesem z książętami, zwykle im wiernie służyli, ale wierna służba książętom była często w pojęciu możnowładztwa niekorzystna dla kraju, którego ono było przecież rdzeniem, przybysze nie rozumieli bowiem ani prawa, ani obyczajów kraju. Im więcej ich przybywało, tym bardziej lekceważyli polskie obyczaje i język, którego nie opłacało się uczyć, skoro miejscowi książęta i ich 13. 195 dworzanie chętnie rozmawiali po niemiecku, przyjmowali obce obyczaje, wprowadzali obce prawa. Miejscowi duchowni i rycerze, zmuszeni do ustępowania obcym z otoczenia książęcego, odczuwali zawiść i zagrożenie. Osobiste poczucie zagrożenia przeradzało się w ich duszach w świadomość zagrożenia całego świata, w którym żyli: tradycji, obyczajów, języka. Jednym z najważniejszych czynników rozwoju polskiej świadomości narodowej był kształtujący się właśnie w XIII wieku polski język literacki. Mógł się on utworzyć na podstawie istniejącego już wcześniej języka dworskiego, “dialektu kulturalnego", używanego w całym kraju w sferach związanych z dworem piastowskim, wyższym klerem i głównymi placówkami administracji lokalnej. Pochodzenie języka ogólnopolskiego jest przedmiotem zaciętej dyskusji, w której Aleksander Briickner, Witold Taszycki i Tadeusz Milewski opowiedzieli się za jego małopolską genezą, wskazując na powstanie w Małopolsce większości znanych najstarszych polskich utworów literackich, natomiast Kazimierz Nitsch, Tadeusz Lehr-Spławiński i Zenon Klemensiewicz bronili starszej, powstałej już w XIX wieku, hipotezy o wielkopolskim pochodzeniu polskiego języka ogólnego. Przemawia za tym poglądem poza względami historycznymi (Wielkopolska jako ośrodek tworzenia się państwa) fakl: braku w polskim języku literackim “mazurzenia", charakterystycznego dla Małopolski. Zenon Klemensiewicz ma chyba słuszność, nie przeceniając owego dworskiego, przed-literackiego języka dworu i administracji. Jeśli nawet istotnie w pierwszych wiekach państwa dwór piastowski potrafił narzucić prowincjonalnym ośrodkom władzy wielkopolską wymowę, to z rozbiciem dzielnicowym niewątpliwie nasiliło się oddziaływanie dialektów regionalnych na poszczególne dwory książęce. Za to niezwykle istotną rolę odegrał w XIII wieku Kościół, którego ośrodkiem pozostawało wielkopolskie Gniezno. Z rozbudową sieci parafialnej i ofensywą Kościoła na cały kraj, z przenikaniem chrześcijaństwa do najszerszych warstw ludności, wyłoniła się konieczność zredagowania jednolitych tekstów podstawowych modlitw i tekstów liturgicznych w języku polskim. Podkreślam tu konieczność jednolitości, związaną z charakterystyczną dla średniowiecza obawą przed odchyleniami w tekstach liturgicznych, prowadzącymi do herezji bądź unieważniającymi akt religijny (np. przy pomyleniu słów, wymawianych przy chrzcie). Teksty, zredagowane w dialekcie wielkopolskim (lub - jeśli przyjmiemy taką hipotezę - w wywodzącym się z niego dialekcie kulturalnym), ogłoszone na synodach i wprowadzone oficjalnie w całej Polsce, mogły się wobec tego stać normą dla całego kraju; do niej dostosowywano najstarsze, trzynastowieczne zapewne, pieśni religijne (Bogurodzica) i kiedy na synodach kościelnych owego wieku występowano w obronie języka polskiego, tę właśnie ogólnopolską normę, zatwierdzoną przez synody, miano na myśli. Jak wielkie znaczenie miała ta norma, świadczy fakt, że nawet najstarsze teksty kazań, obliczone przecież na konkretnych słuchaczy ze środowisk regionalnych, trzymały się-mimo pewnych regionalizmów - owych norm ogólnopolskich. 196 Antagonizm polsko-niemiecki Ten właśnie rodzący się ogólnopolski język literacki musiał zostać już w kolebce poddany ostrej próbie: konfrontacji z lepiej ukształtowanymi językami, które poprzez obcych przybyszów penetrowały polskie środowiska dworskie i kościelne. Językiem pisanym pozostała łacina, wszechwładnie dominująca w kancelariach, skryptoriach i szkołach, a także na kościelnych dysputach i synodach. Obok niej coraz silniej rozpowszechniał się w środowiskach dworskich język niemiecki, przynoszony przez dworzan towarzyszących poślubiającym Piastów niemieckim księżniczkom, a także przez niemieckich rycerzy szukających kariery w Polsce. Język niemiecki przynosili także ze sobą niemieccy chłopi i mieszczanie