Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Przed nim, na biurku leżały arkusze maszynopisu, a obok nich długie zwoje wydruku komputerowego. - Zaraz kończę, mamo - rzekł nie odwracając głowy. - Wpadnę do ciebie przed snem. 52 Cade powoli zamknął drzwi i stanął z rewolwerem w prawej dłoni, trzymając go nisko przy udzie. Odbezpieczył broń. Gdy Blaikley obrócił się, Cade uniósł ramię sztywno zgięte w łokciu, kładąc palec drugiej ręki na ustach. Blaikley siedział w osłupieniu. Stojąca na biurku zielona lampa oświetlała jego błyszczącą czaszkę z rzadkimi, zaczesanymi do tyłu, przyczemionymi włosami. Po chwili strach w jego oczach przeszedł w nieme błaganie, by wreszcie ustąpić miejsca tępej akceptacji. Zawsze wiedział, że któregoś razu przyjdą po niego, choć nigdy nie wierzył, że wytoczą mu publiczny proces. Nie będą mogli ujawnić zakresu spowodowanych przez niego szkód. Nie odważą się. - Tylko nie ją - powiedział bardzo spokojnie. - Jej nie zabijaj, proszę. - Chodzi tylko o ciebie - odrzekł Cade matowym głosem. - Wyprowadź mnie gdzieś. Niech ona nie będzie świadkiem. Proszę cię! Cade był zaskoczony odwagą tego człowieka. Spodziewał się czegoś wręcz przeciwnego. - Będzie ci potrzebne pióro i to takie, jakim piszesz swoje najważniejsze listy. Poza tym, doby papier - żadna tam makulatura. Przynieś też coś do picia. To, co najbardziej lubisz. Gabinet był wyłożony dębową boazerią, a przy dwóch ścianach stały regały z książkami. Widać było opasłe tomiska w ciemnych oprawach, przez które i tak dość mroczne pomieszczenie nabierało jeszcze bardziej ponurego wyglądu. Cade poczuł się osaczony i zapragnął mieć to już za sobą. - Szybko! - zakomenderował. Blaikley wstał, opierając się ręką o boazerię. Twarz miał zszarzałą, a jego skóra zdawała się być kompletnie wysuszona. Przypominała papierową maskę, która za chwilę pęknie. Nagle otworzył usta i zaczął poruszać szczękami, jak gdyby zakrztusił się własną śliną. Cade zgiął mu gwałtownie kark, wpychając głowę między kolana. Na parkiet spłynęła plwocina, lecz wymioty, mimo skurczów żołądka, udało mu się w ostatniej chwili opanować. Cade podciągnął go do góry i bez zbędnej brutalności oparł zwiotczałe ciało o drewnianą ścianę. - Całkiem nieźle - rzekł. 53 - Zawsze tak się dzieje ? - wychrypiał Blaikley. • Widziałeś takie rzeczy. Powiedz mi. Jego ręka musnęła kurtkę Cade'a i rewolwer, który tkwił między nimi wymierzony w serce ofiary. Z boku przypominało to objęcie. - Jesteś lepszy niż większość - odpowiedział Cade. - Jesteś całkiem niezły. - Jak mnie nakryli? Muszę wiedzieć. Przecież byłem ostrożny. Powiedz! Chcę wiedzieć. - Nie pytaj mnie. - Nie chcesz mi powiedzieć? - Nie wiem. Blaikley kiwnął głowa z wyrazem znużenia. - Nie powiedziałbyś. Jasne, że nie powiedziałbyś. - Już czas - rzekł Cade. - Weź swoje rzeczy i kluczyki od samochodu. - Obiecaj mi, że jej nie zabijesz. / - Powiedziałem ci: chodzi tylko o ciebie. Gdzieś na górze, lecz tak wyraźnie jakby tuż obok, rozległy się miękkie dźwięki muzyki. - Ona uwielbia muzykę - rzekł Blaikley, zbierając materiały, których zażądał Cade. - Czasami zasypia z włączonym gramofonem. - Czy ona zejdzie na dół, żeby powiedzieć ci dobranoc? - Ja chodzę do niej. - Blaikley spoglądał na niego, gotów już do wyjścia. - A dziś? Byłeś tam już? - Jeszcze nie. Cade wpatrywał się w niego przez kilka długich sekund. - Pozwolisz mi? - poprosił błagalnie Blaikley. - Nie pisnę słówka. Ostatecznie, co ona może zrobić? - Zorientuje się, jak spojrzy na twoją twarz. Blaikley uśmiechnął się desperacko. - Jestem szpiegiem i byłem nim, jak sięgnę pamięcią. Nigdy tego po mnie nie poznała. Nigdy nie dowiedziała się, że tak wiele przed nią ukrywam. Pozwól mi! Zrobię, co zechcesz. -1 tak będziesz musiał. - Ułatwię ci. Pozwól mi. Proszę! - Pójdę za tobą na górę - rzekł Cade. - Będę stał zaraz za drzwiami. Mów wszystko wyraźnie. Jeżeli będziesz szeptał, zabiję was oboje. Rób wszystko tak jak zwykle. 54 - Dziękuję ci - powiedział Blaikley. Gdy znaleźli się w hallu, Blaikley postawił na stoliku butelkę brandy, a obok położył skórzane etui z przyborami do pisania. Następnie zaczął wspinać się na schody, przy każdym kroku chwytając mocno za błyszczącą drewnianą poręcz. Cade szedł za nim z gotowym do strzału rewolwerem. Gdy Blaikley zapukał i wszedł do pokoju, zostawiając drzwi uchylone, Cade usunął się na bok i stanął za framugą oparty plecami o ścianę. Dzierżył rewolwer prawie na wysokości twarzy, patrząc przed siebie niewidzącymi oczami. Wątpił, czy będzie w stanie zabić starą kobietę w przypadku, gdyby jej syn zdradził się jakimś gestem czy słowem. Przypomniał sobie, co przed laty mówił jeden z jego instruktorów sztuk tajemnych: "Wszyscy jesteśmy zabójcami, każda istota na tej ziemi. Różnica polega na tym, że większość tylko myśli o morderstwie - przynajmniej raz w życiu. To jednak wystarcza, by upodobniła się do nas. Jeżeli ta potrzeba jest jak nóż, to my jesteśmy jego ostrzem. My ją realizujemy. Tylko nie myślcie, że to takie łatwe