Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Byliście najemnikami, nieprawdaż? Ty i czarny człowiek? Powiedziałem, że tak mi się zdaje. - Dobrze! Wraz z wami ujęto jednak jakąś parę ze Wzgórza i tę twoją małą niewolnicę z Krainy Krów. Okazało się, że mężczyzna to Pindar, syn Pagondasa, należący do znamienitego rodu, który wyrobił sobie imię jako poeta. Oświadczył on, że kiedy was pojmano nie byliście na służbie barbarzyńców, ale zostaliście oddani przez jego miasto do jego dyspozycji. Gdyby przyjąć ten punkt widzenia, musielibyśmy odesłać was do Wzgórza, stosownie do warunków pokoju narzuconego nam przez Powróz. Muszę wyznać, że aż podskoczyłem, słysząc to i z radości zacząłem chodzić tam i z powrotem. Nawet w czasie spotkania pod jabłonią nie uważałem się za niewolnika i teraz zostało to potwierdzone. - Pytaniem jest, jak duży nacisk może wywrzeć ów Pindar na oligarchów Wzgórza, by wystąpili o jakiegoś najemnika - ciągnął Kimon - i tak jednak nie moglibyśmy im cię wydać, choćby się upominali. Ich miasto nie jest tu lubiane, a zaszkodziłoby to bardzo naszym stosunkom z Powrozem. To, co zostało postanowione, to mój mały sukces dyplomatyczny. Przyznają to Arystydes i Ksantippos. Nawiasem mówiąc, Ksantipposa i jego syna zobaczysz wieczorem na uczcie, jak również Hegesistrata z żoną. Powiedziałem, że cieszy mnie to, bo wcale nie mam ochoty rozstawać się z Hegesistratem, wiem też, że Io i czarny człowiek go lubią. - Przyjdzie tez oczywiście Temistokles ze świtą. Będziemy ucztować tu, na dziedzińcu. Myślę, że nie grożą nam już deszcze w tym roku. Jutro wyruszysz w drogę z Temistoklesem. Chciałbym udać się z wami, gdyż lubię Powróz, ale nie wyglądałoby to najlepiej. Na dobrą sprawę przyszedłem cię ostrzec przed Temistoklesem. Powiedziałem, że jestem świadomy, iż jest on kimś bardzo potężnym. - Tak i bardzo przy tym przebiegłym. Czy pamiętasz, jak wypytywał wieszczka o tego trackiego boga? Skinąłem twierdząco głową, bo jeszcze o tym nie zapomniałem. - Jego matka była Traczynką, tak jak i moja. Zna on Trację na wylot, a nawet rozmawia po tracku z ambasadorami przysłanymi przez tamtejszych królów. Gdybyście skłamali, mówiąc z nim o Tracji, albo próbowali coś ukryć, poznałby się na tym. Nie była to chyba odpowiednia chwila, by mówić, że nie pamiętam Tracji, zachowałem więc milczenie. - Chciałem ci też dać ten list. Czy potrafisz czytać w naszym języku? Dobrze nim władasz. Pokręciłem przecząco głową. - Przeczytam ci więc. To do jednego z sędziów - nazywa się Kiklos. Kimon wyjął list z zanadrza i przeczytał: - „Kiklosowi, synowi Antesa, śle pozdrowienia Kimon, syn Miltiadesa. Oddawca niniejszego, Latro, zasługuje na względy twoje i wszystkich. Chroń go od wszelkiego zła, zacny Kiklosie, aby nas nie dotknęła niełaska bogów”. Podziękowałem Kimonowi za ten list polecający i poprosiłem o dopisanie, że chciałbym z pomocą sędziego wrócić do ojczyzny. Kimon obiecał to zrobić. Przyśle mi później list przez służącego. Zawinę go w mój stary zwój. To już wszystko, co się dziś zdarzyło. Mógłbym jeszcze dodać, że wiejska posiadłość Kimona to czarujące miejsce. Dom zbudowany jest na planie podwójnego kwadratu i ma mnóstwo pokoi. Oprócz stajni są tu trzy wielkie stodoły, pobielone tak jak dom i w doskonałym stanie. Ogród, który opisywałem wcześniej, uważam za bardzo piękny, ale łąki rozciągające się za nim co najmniej mu dorównują. Po bujnej trawie hasały źrebięta tak radośnie i niemal tak niezgrabnie, jak Polos. Robotnicy rozbierający mur powiedzieli, że ojciec Kimona był wielkim człowiekiem, ale nie musieli mi tego mówić, gdyż to widziałem. Kamienie z muru mają zostać przewiezione do Myśli i położone w mokradłach ciągnących się między Myślą a Sznurem. Temistokles i Kimon zamierzają zbudować tam długi mur dla obrony miasta. Pytałem, jak Kimon zamierza powstrzymać podróżnych przed wykradaniem mu owoców. Robotnicy powiedzieli, że pozwala je zrywać. ROZDZIAŁ XXVIII Mnemozyna Pani pamięci sprawiła, iż przeżyłem najdziwniejszą chyba przygodę, jaka mogła się przytrafić człowiekowi. Nie przywróciła mi ona wspomnień z czasów, które tak bardzo pragnąłem sobie przypomnieć, Symonides sądził jednak, że dzięki niej zdołam zachować w pamięci dzień miniony i wiele przyszłych. Ucztowaliśmy na większym dziedzińcu - wielki tłum ludzi. Nasz gospodarz, Kimon, ułożył się u szczytu stołu, mając po prawej Temistoklesa, a po lewej Ksantipposa. Z Ksantipposem przyszedł jego syn, przystojny młodzieniec mający stale nakrytą głowę, i nauczyciel syna, Damon, kłótliwy starzec. Temistoklesowi towarzyszył siwobrody Symonides z Keos, którego Hyperejdes nazywa największym z żyjących poetów. Hyperejdesowi wolno tak mówić, jeśli chce, ja jednak nie zapomniałem tego, co mówił Kimon o poecie Pindarze, który uważa mnie za człowieka wolnego, i wydaje mi się, że nie może być większego poety niż ten, który ogłasza człowiekowi jego prawo do wolności. Powinienem wspomnieć, że Hegesistrates ułożył się obok Symonidesa, a obok niego legł Hyperejdes