Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Żołnierze i smoki szybko zajęli pozycje. Gady miały za zadanie utrzymać przejście, podczas gdy ludzie i elfy kontrolowali szczyt wąwozu. Lessis wyraziła zgodę, by po rozgorzeniu bitwy na dobre Yortch i jego ludzie zaszli przeciwnika od tyłu i zamknęli pułapkę. Czekali. Elfy Matugolina informowały ich o postępach wroga, który pokonywał leśny szlak w wolnym, miarowym tempie. Minęła kolejna godzina; elfy zameldowały, że wróg jest blisko. Dwadzieścia minut później potwierdziło to brzęczenie metalu i tupot ciężkich stóp. Przez kilka długich minut piechurzy i smoki wpatrywali się w wąskie przejście. Słyszeli zbliżanie się przeciwnika, nie widzieli jednak ani śladu impów czy trolli. Wreszcie na wschodnim krańcu wąwozu pojawiła się zbita masa impów w obronnej formacji, chronionej czarnymi tarczami i najeżonej lasem włóczni. W Lessis zaczął narastać niepokój. - Podejrzewa coś! - zawołała. - Musimy zmienić plan. Kesepton nie był przekonany. - Ależ pani, on wie, że to miejsce jest niebezpieczne. Chce je zbadać, zanim tu wejdzie. - Czego nie zrobił, kapitanie. Boję się, że nas odkrył. Kesepton przyglądał się falandze impów na wschodnim krańcu skalnego przesmyku. Nie wchodzili głębiej. Zaczął podzielać wątpliwości Lessis. Czarownica wciągnęła nagle powietrze. - Szybko, kapitanie, każ smokom dołączyć do nas na szczycie. Ale było już za późno. Ledwo te słowa przebrzmiały, las na wschodnim stoku ożył i z krzykiem wyroiła się z niego horda impów pod dowództwem ludzi, za plecami których kroczyły wysokie, purpurowe trolle. Elfy Matugolina obróciły się, lecz zostały wzięte z flanki i choć zasypały wrogów ulewą strzał, nie zdołały ich powstrzymać. Zaraz potem obydwa oddziały zwarły się że sobą, zamieniając się w jeden wielki wir ludzi, elfów, impów i trolli. Na południowym krańcu nagły atak strącił że skał tuzin elfów, które spadły z krzykiem prosto w objęcia śmierci. W grupę żołnierzy Marneri wtargnął troll, rozcinając dwóch piechurów jednym ciosem wielkiego miecza. Reszta cofnęła się, bliska paniki. Balansowali na krawędzi ucieczki. Kesepton starł się z oficerem wrogich sił, smagłym mężczyzną o skośnych oczach Hazoga. Przez chwilę miecze odbijały się od siebie z brzękiem, lecz Hollein był zręczniejszy i jego krótka klinga wkrótce osiągnęła cel. Oficer padł, a Kesepton poderwał do boju otaczających go ludzi. Stawiali wrogom zaciekły opór, dopóki nie dopadła ich chmara impów. Napór był zbyt silny, zmuszając ludzi i elfy do cofania się w ścisku uniemożliwiającym walkę, podczas gdy nieprzyjaciel ścinał ich, niczym stojące drzewa. Na szczęście szybkonoga Lagdalen dotarła do smoków, które rozdzieliły się na dwie grupy i wdrapały na zbocze, orząc potężnymi pazurami skaliste zbocze i donośnie sapiąc z wysiłku. Trolle obalały ludzi i elfy na ziemię i rozdeptywały na miazgę. Impy nacierały z krótkimi mieczami, próbując dosięgnąć oczu i piersi. Ludzie walczyli z desperacką energią, lecz ich oręż był za lekki, a tarcze zbyt wątłe do potykania się z trollami. W pewnej chwili sierżant Duxe otrzymał cios w głowę i uratowała go jedynie interwencja mocarnego Cowstrapa, który złapał go za kołnierz i wyciągnął z zasięgu śmiercionośnego topora. Kesepton stracił tarczę po ataku innego trolla i zostałby rozszczepiony na pół, na szczęście poślizgnął się w kałuży krwi i upadł pod naciskiem kłębu mocujących się elfów i impów. Topory trolli wznosiły się i opadały, szerząc straszliwe spustoszenie. Byli skazani na zagładę. I kiedy już stracili nadzieję, pojawiły się smoki, które natychmiast włączyły się do bitwy. Ich przybycie przerwało zabójcze zapamiętanie trolli i odepchnęło masy impów. Oczyszczony przed nimi obszar zasłany był tuzinami martwych i dogorywających. Przez moment zdawało się, że najgorsze mają za sobą, ale nagle zagrzmiały bębny i rogi i z lasu wyłoniła się następna grupa impów i długonogich trolli. Kesepton natychmiast zorientował się, że smoki mają przeciwko sobie przeważające siły. - Sformować jeże! - zawołał do otaczających smoki żołnierzy. Elfy cofały się. Jeszcze chwila i ich odwrót zamieni się w ucieczkę