Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Tu przybył z wojskiem również hetman wielki litewski Jan Chodkiewicz, upatrzony przez króla na wodza, i ułożył na wspólnej naradzie oficerów i królewicza plan kampanii. Z kolei nastąpił szczęśliwszy rozdział wyprawy królewicza. Spod Smoleńska ruszono na Dorohobuż, "miejsce dobrze od Moskwy opatrzone", gdzie jednak załoga, widząc przewagę polską, kapitulowała i uznała Władysława wielkim księciem Moskwy. Na wiadomość o tym silny gród Wiaźma, leżący jakie 150 km na wschód od Smoleńska, również poddał się, przyjmując Władysława w swych murach 29 października. W ten sposób bez walki udało się królewiczowi zająć poważny teren państwa moskiewskiego, jakby na potwierdzenie tych głosów, które zapewniały, iż w Moskwie bojarzy czekają jedynie na przybycie królewicza. Na tym jednak dość nieoczekiwanie zakończyły się powodzenia. Wobec za- 41 czynających się wielkich mrozów trzeba było zatrzymać się w Wiaźmie, a próby wypadów w głąb kraju nieprzyjacielskiego kończyły się przeważnie niepowodzeniem. Ludność w miarę posuwania się wojsk polskich w głąb terenu państwa moskiewskiego odnosiła się wrogo do najeźdźców, coraz trudniej przychodziło wywiedzieć się czegokolwiek o ruchach armii przeciwnika. Twarda zima rosyjska dała się na równi we znaki tak ludziom, jak i koniom. W dodatku rozpoczęły się kłopoty z opłaceniem wojska. Ze skarbu zamiast pieniędzy przysłano sukno dla żołnierzy, którzy naturalnie byli niezadowoleni, albowiem - - jak pisze naoczny świadek wyprawy - woleli sobie "połeć słoniny kupić niż suknię". Tym samym spadły na Władysława kłopoty, z jakimi musieli się borykać wszyscy wodzowie tego stulecia, specjalnie zaś wodzowie polscy; należało koniecznie wydostać pieniądze dla wojska. Z tej sytuacji zdawano sobie również sprawę i na dworze królewskim, w związku z czym jeszcze pod koniec roku 1617 zwołano sejm na luty następnego roku. Trzeba było za wszelką cenę przekonać szlachtę, że warto rozluźnić nieco sznurków u mieszków i dopomóc królewiczowi. Toteż poszczególni komisarze wyznaczeni do boku królewicza zdecydowali się jechać na sejm do Warszawy, wśród nich sam kanclerz litewski Lew Sapieha, królewicz zaś zwrócił się do szlachty na sejmiki listem okrężnym, prosząc ją o uchwalenie odpowiednich podatków. Apelował w nim do honoru szlachty, zapewniając ją, że "cokolwiek waszmościowie dla nas i sławy naszej uczynicie, zjedna to nieśmiertelne waszmościom po obcych narodach imię". Zaręczał, że złożona ofiara pobudzi go "do usługowania Rzeczypospolitej i spólnej ojczyźnie miełej, nad którą nic milszego, nic droższego nie znajdujemy, ani znajdować nie możemy". Nie wydaje się jednak, by ten apel wywarł na szlachcie większe wrażenie, toteż stronnicy dworscy rozwinęli na sa- 42 mych sejmikach potężną akcję, aby pozyskać szlachtę. Przykładem może być tu sejmik wielkopolski, na którym prymas, wprawdzie dość ostrożnie, roztaczał miraże unii narodów słowiańskich, a inni stronnicy dworscy przypominali raz jeszcze argumentację o korzyściach materialnych, jakie szlachta odniesie z przyłączenia do P&teki żyznych ziem rosyjskich. W sumie jednak rezultaty tej agitacji okazały się nikłe i w gruncie rzeczy należało się tego spodziewać. Parę lat temu, gdy król stosunkowo łatwo posiadł stolicę moskiewską, kiedy można się było powołać na zgodny rzekomo wybór królewicza, argumenty tego rodzaju mogły coś zdziałać. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło. Na stolicy moskiewskiej siedział nowy car, wyprawa królewicza po pierwszych sukcesach właściwie utknęła w miejscu. Gdy chodzi zaś o gotowość wspomożenia królewicza, to zbyt wielkie pretensje żywiła wówczas szlachta do króla, by zechciała popierać jego dynastyczne plany. Kiedy wreszcie zaczął się sejm i po wielu innych sprawach wyprawa moskiewska stanęła na forum obrad, gdy w dodatku z relacji biskupa łuckiego Andrzeja Lipskiego oraz kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy przekonano się o ciężkiej sytuacji żołnierza w Wiaźmie, izba poselska wybuchła niezadowoleniem. Marszałek poselski atakował inicjatorów wyprawy za to, że w zbyt różowym świetle przedstawiali jej perspektywy. Do dalszych narad nad ratowaniem imprezy przystąpiono z niechęcią i jakby z konieczności. Rezultat obrad był też w najwyższym stopniu żałosny