Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Alianci nie mieli pewności, czy rząd sowiecki zaakceptuje linię z ósmego grudnia jako podstawę rozejmu. To nie była właściwa pora na targi. „Trudność polegała na tym -wspominał Lloyd George - że polski rząd nie przyjmował do wiadomości faktów, a dopóki tego nie robił, nie było podstaw do dyskusji"27. Brytyjski premier nie wypowiedział się jednoznacznie w sprawie pomocy państw sprzymierzonych. Mogłaby mieć postać dostaw materiału wojennego, samolotów lub misji wojskowej - z całą pewnością alianci nie zamierzali wysłać do Polski swych żołnierzy. Ostatecznie Grabski skapitulował. Zgodził się na wszystkie żądania aliantów, po czym wrócił do Warszawy. Następnego dnia, jedenastego lipca, Anglicy przekazali sowieckiemu rządowi propozycje aliantów. List podpisał minister spraw zagranicznych lord Curzon, dlatego od tej pory już zawsze proponowana linia zawieszenia broni była określana mianem „linii Curzona", choć on sam nie miał nic wspólnego z jej wytyczeniem. Następny ruch musieli wykonać Sowieci. Po powrocie do Warszawy Grabski został ostro skrytykowany przez Radę Obrony Państwa. Przedstawiciele wojska zarzucali mu defetyzm. Politycy potępiali za wycofanie się ze stanowiska negocjacyjnego w kwestiach Cieszyna, Litwy i innych. Piłsudski nie krył nadziei, że Rosjanie odrzucą propozycje brytyjskie i tym samym uwolnią Polskę od przyjętych zobowiązań. Wszyscy krytykowali Grabskiego, że przystał na upokorzenie Polski, a w zamian dostał tylko niejasne obietnice pomocy. Było oczywiste, że dni gabinetu Grabskiego są policzone. Premier był wściekły z powodu tych ataków. Wszyscy mogli go łatwo krytykować, ale gdyby sami mieli rozmawiać z Lloydem George'em, szybko by się przekonali, że Polsce brakuje argumentów - nie ma nic do zaoferowania i nie może niczym zagrozić. Dokładnie tak samo widzieli sytuację Sowieci. Dwunastego lipca rząd sowiecki otrzymał list lorda Curzona z propozycją zawieszenia broni. Sowieckie Politbiuro w pierwszej chwili nie wiedziało, jak ma zareagować. List rozdano wszystkim przywódcom, by mogli wyrazić swoją opinię. Sowieci wiedzieli, że muszą czym prędzej podjąć decyzję, ponieważ Tuchaczewski szybko posuwał się na zachód i już wkrótce miał przekroczyć proponowaną linię zawieszenia broni. Zdania sowieckiego kierownictwa w kwestii, co należy robić, były podzielone. Naczelne Dowództwo Armii Czerwonej twierdziło, że wojna jest już niemal wygrana, w ciągu co najwyżej dwóch miesięcy zostanie zdobyta Warszawa, a polska armia skapituluje. Trocki nie był tego taki pewny. W trakcie trwającej trzy lata wojny domowej widział wiele szybkich ofensyw Armii Czerwonej, po których następował szybki odwrót. Niepokoił się również perspektywą zdobywania Warszawy. Czym innym było zdobycie niewielkiego miasta, takiego jak Mińsk, czym innym szturm na europejską stolicę, jak Warszawa. Inni bolszewiccy przywódcy również mieli wątpliwości. Niepokoił ich brak jakichkolwiek sygnałów o rewolucyjnych nastrojach wśród polskiego proletariatu. Do sceptyków należeli znani polscy komuniści, Radek i Marchlewski. Ich zdaniem należało przyjąć ofertę Curzona. Lenin nie chciał jednak o tym słyszeć. Był upojony perspektywą zmiażdżenia Piłsudskiego, stworzenia „czerwonej" Warszawy i nawiązania bezpośredniego kontaktu z niemieckim proletariatem, który - jego zdaniem -był bliski rewolucyjnej eksplozji. Lenin zamierzał „wysondować Europę bagnetem Armii Czerwonej"28. Potrzebował tylko pięciu dni, by przekonać lub zmusić swych towarzyszy do zaakceptowania jego stanowiska. „Za pomocą szachrajstwa obietnic chcą nam wydrzeć z rąk zwycięstwo"29 - napisał w depeszy do Stalina. Ten był podobnego zdania. Postanowiono, że Armia Czerwona przekroczy linię Curzona, zdobędzie Warszawę, obali „biały" polski rząd i zainicjuje rewolucję. Następnie, zależnie od okoliczności, albo wycofa się z „sowieckiej" Polski, albo ruszy dalej, by pomóc niemieckiemu proletariatowi. Wydano rozkazy przyspieszenia ofensywy, tak aby najazd na Polskę stał się fait accompli, nim Francja i Wielka Brytania zdążą interweniować