Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Muszę zatem powiedzieć, doktor Griffin, że nie traktujesz poważnie związków z mężczyznami. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nic nie powiedziała. Odruchowo sięgnęła po butelkę wina, nalała do pełna kieliszki. - Może masz rację. Trzeba to będzie przemyśleć. 7 Seth nie zamierzał przeganiać Aubrey. Teraz, po ślubie Ethana i Grace, była prawie jego kuzynką. Czuł się bardziej dorosły w roli wuja. Poza tym nie przeszkadzała mu, zadowalała się bieganiem dookoła podwórka, a ilekroć rzucił piłkę lub patyk któremuś z psów, zanosiła się śmiechem. Nikt nie mógłby się temu oprzeć. Była śliczna z tymi złotymi loczkami i wielkimi zielonymi oczami, które patrzyły z zachwytem na wszystko, co robił. Zajmowanie się nią przez jedną czy dwie godziny w niedzielę nie było wcale katorgą. Nie zapominał, że jeszcze przed rokiem nie miał tego wszystkiego. Wielkiego podwórka opadającego ku wodzie, drzew, na które można się wspinać i badać ich zakamarki, psów, z którymi można się mocować, ani małej dziewczynki wpatrzonej w niego jakby był Foxem Mulderem, Power Rangersami i Supermenem w jednej osobie. Dawniej mieszkał w ponurym pomieszczeniu trzy kondygnacj e nad ulicą, gdzie wszystko miało swoją cenę. Seks, narkotyki, broń, cierpienie. Nikt, kto wszedł do tych ponurych pokoi, nie opuszczał ich po zmroku. Nikt nie dbał o to, czy jest czysty i nakarmiony, nikt też nie przejmował się jego chorobami ani skaleczeniami. Tam nigdy nie czuł się jak bohater. Był zwykłym przedmiotem i przekonał się szybko, że przedmioty stają się często obiektem prześladowań. Gloria nie stroniła od żadnej z ofert tego gorzkiego karnawału, uczestniczyła w nim bez końca. Sprowadzała ćpunów i różne ciemne typy, sprzedając się każdemu za cenę następnej działki. Jeszcze rok temu Seth nie wierzył, że jego życie może się kiedykolwiek odmienić. Wtedy pojawił się Ray i zabiał go do domu nad wodą. Ray pokazał mu inny świat i obiecał, że nigdy nie wróci do tamtego dawnego. Choć Ray umarł, dotrzymał obietnicy. I dzięki temu Seth mógł teraz przebywać na wielkim podwórzu, na którego skraju pluskała woda, i rzucać psom piłki i patyki, podczas gdy szkrab o buzi aniołka śmiał się do rozpuku. 70 - Seth, ja też. Ja też! - Aubrey podskakiwała na mocnych nóżkach, wyciągając rączki po pogryzioną psimi zębami piłkę. - W porządku, możesz rzucić. Uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy złożyła buzię w ciup, koncentrując się i robiąc szeroki zamach. Piłka upadła kilka centymetrów od jej jaskrawoczerwo-nych tenisówek. Simon złapał piłkę w zęby, przyprawiając małą o radosny pisk, po czym grzecznie odniósł ją na miejsce. - Dobry piesek. - Aubrey poklepała Simona po pysku. Głupek, chcąc zwrócić na siebie uwagę, podbiegł w podskokach i przewrócił małą na pupę. Uściskała go mocno. - Teraz ty rzucisz - powiedziała Sethowi. Seth posłusznie wykonał polecenie. Piłka poszybowała w górę. Śmiał się, patrząc na psy, które pognały za nią, zderzając się ze sobąjak dwaj pędzący po boisku futboliści. Wpadły w zarośla, płosząc ptaki, które poderwały się do nieba z przeraźliwym jazgotem. W tej chwili, mając obok siebie podskakującą, chichoczącą Aubrey i szczekające psy, owiany rześkim wrześniowym powietrzem, Seth czuł się w pełni szczęśliwy. Część jego świadomości skoncentrowała się na tym uczuciu, uchwycił się go, by je zatrzymać. Na wodę padały jaskrawe promienie słońca, słychać było rytmiczne dźwięki muzyki Otisa Reddinga, dobiegające przez okno kuchenne, żałosny pisk ptaków i mocny, słony zapach zatoki. Był w domu. Wtedy j ego uwagę przyciągnął warkot motoru. Kiedy się odwrócił, zobaczył podpływającą do przystani żaglówkę. Zza steru Phillip podniósł na powitanie rękę. Seth spojrzał na stojącą obok niego kobietę i poczuł dziwne łaskotanie na karku. Zdecydowanym ruchem wziął Aubrey za rękę. - Pamiętaj, wolno ci dojść tylko do połowy pomostu. Spojrzała na niego z uwielbieniem. - W porządku, pamiętam. Mama mówi, żebym nigdy nie podchodziła sama do wody. -No właśnie. - Poszedł z nią na pomost i czekał, aż Phillip dobije do brzegu. To była ta kobieta, która niezdarnie rzuciła mu cumę. Sybill, czy jakoś tam. Przez moment, kiedy napotkał jej wzrok, poczuł znowu na karku to dziwne łaskotanie. Potem na przystań wpadły psy. - Cześć, aniołeczku. - Phillip pomógł Sybill wysiąść na ląd, po czym mrugnął okiem do Aubrey. - Weź mnie na ręce - poprosiła. -No pewnie. - Podrzucił jąw górę i cmoknął w policzek. - Kiedy nareszcie wyrośniesz i wyjdziesz za mnie za mąż? -Jutro! - Stale to mówisz. To jest Sybill. Sybill, poznaj Aubrey, najlepszą z moich dziewczyn. - Ona jest ładna - stwierdziła Aubrey i pokazała w uśmiechu dołeczki. - Dziękuję. Ty również. - odpowiedziała Sybill, a kiedy obskoczyły jąpsy, cofnęła się przestraszona. Phillip błyskawicznie wyciągnął rękę i zdążył ją złapać, nim wpadła do wody. 71 - Spokój! Seth, zawołaj psy. Sybill nie czuje się przy nich zbyt pewnie. -Nie zrobiąnic złego -powiedział Seth, pokręcił głowąz dezaprobatą. Wziął jednak oba psy za obroże i przytrzymał, żeby mogła spokojnie przejść. - Wszyscy w domu? - zapytał Phillip. -Nakrywajądo obiadu. Grace przyniosła ciasto czekoladowe. Cam namówił Anny żeby zrobiła lasagnie. - Lasagnie mojej bratowej to istne dzieło sztuki - powiedział Phillip. - Mówiąc o sztuce, chciałam ci jeszcze raz powiedzieć, Seth, że bardzo po- dobająmi się twoje rysunki łodzi. Wzruszył ramionami, a następnie schylił się, podniósł dwa patyki i rzucił je psom, by odwrócić ich uwagę. - Czasami sobie rysuję. - Ja także