Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Orchidea patrzyła nań z niedowierzaniem. -1 Krew za to wszystko zapłaci? - Nie. - Jedwab nie rozważał jeszcze kwestii finansowych; wiedział jedynie, że nie da się uniknąć kosztów związanych z biurem do spraw zmarłych. Ogarnęła go nagła panika, poczuł w głowie pustkę, lecz natychmiast przypomniał sobie o dwóch kartach, które dostał od Krwi i zamierzał wydać na cotygodniową ofiarę składaną w scyldag. - A raczej tak. Krew już wcześniej dał... podarował mi mój manteion. Bardzo hojny dar. Wykorzystamy to. - Nie, w żadnym wypadku Krew! - Orchidea ciężko wstała z kanapy. - Ja zapłacę, patere. Ile? Jedwab zmusił się do całkowitej szczerości. - Muszę ci wyznać, że często grzebiemy biedaków, których rodziny nie mają pieniędzy na pochówek. Ale szczodrzy bogowie zawsze... - Nie jestem uboga! - Orchidea poczerwieniała z gniewu. - Owszem, czasami nie miałam przy duszy złamanego bita, ale to każdemu się zdarza. Teraz mi pieniędzy nie brakuje, a ona była moją szprota. Innej dziewczynie musiałam... Och, niech cię licho porwie, przeklęty rzeźniku! Ue ci potrzeba na ładny pogrzeb? Jedwabiowi trafiała się znakomita okazja nie tylko zaoszczędzenia manteionowi kosztów pochówku Orlicy, ale także spłacenia wcześniej zamówionych grobów, na które dotąd wciąż brakowało pieniędzy. W jednej chwili odrzucił wszelkie skrupuły. - Jeśli naprawdę stać cię na to, dwadzieścia kart. - Przejdźmy do sypialni, patere. Tam trzymam książeczkę. Chodź. Zanim zdążył zaprotestować, zniknęła w sąsiednim pokoju. Przez otwarte drzwi dostrzegł łóżko ze wzburzoną pościelą, elegancki stolik zastawiony naczyniami oraz szezlong, na którym piętrzył się stos sukien. - Wejdź! - zawołała ze śmiechem Orchidea i rym razem w jej śmiechu zabrzmiała niekłamane rozbawienie. - Założę się, że nigdy jeszcze nie gościłeś w kobiecej sypialni. - Raz czy dwa. Jedwab z wahaniem przekroczył próg i wiedziony odruchem popatrzył na rozgrzebane łóżko, czy nie spoczywa na nim żaden umierający. Zapewne na łóżku tym Orchidea spała, odpoczywała, a nawet uprawiała miłość. Bez trudu wyobraził sobie swą następną wizytę w tej izbie; za dziesięć lub dwadzieścia lat. Każde łoże zamienia się kiedyś w łoże śmierci. - Ach, wiec jednak! No tak, z pewnością bywałeś w sypialni swojej mamy. - Orchidea usiadła za eleganckim stołem, odsunęła kilka barwnych flaszek i dzbanków, i postawiła przed sobą na honorowym miejscu kałamarz z pozłacanego brązu. - Oczywiście. -1 grzebałeś w jej rzeczach, ilekroć wyszła z domu. Dobrze znam takich jurnych młodzieńców. W pierścieniu przy kałamarzu tkwiło dwadzieścia lotek z pawich piór. Orchidea wybrała jedną i zmarszczyła nos. - Mogę ci ją zaostrzyć - zaofiarował się Jedwab, wyciągając piórnik. - Naprawdę? Dziękuję. - Podała mu lotkę. - Czy przymierzałeś kiedykolwiek jej bieliznę? Jedwab popatrzył na nią ze zdziwieniem. - Nie, taki pomysł nigdy nie przyszedł mi do głowy. Choć przyznaję, że raz otworzyłem szufladę i przejrzałem zawartość. Później czułem się tak podle, że następnego dnia sam się przed matką przyznałem do mego czynu. Gdzie mam wrzucać ostrużyny? - Gdzie chcesz. Miałeś sympatyczną mamę. Żyje jeszcze? Jedwab przecząco pokręcił głową. - Czy wolisz szerszy czubek? Orchidea nie odpowiedziała i Jedwab przez chwilę kontemplował trzymane w dłoni pióro. Zdecydował się na szeroki czubek. Szeroki zużywał więcej atramentu, ale wystarczał na dłużej. - Moja umarła, kiedy byłam malutka, lecz sądzę, że też była miła. Prawie wcale jej nie pamiętam. Paterę, czy umarli mogą wracać, odwiedzać osoby, które za życia kochały? - A co masz na myśli, mówiąc „odwiedzać”? - Cieniutkim ostrzem na długim trzonku Jedwab ściął ostatnią ostrużynę. Był przyzwyczajony do piór gęsich lub wronich; to było znacznie większe. - Rozmawiać z nimi, a nawet pozwalać się zobaczyć. - Nie - powiedział Jedwab. - Nie? Dlaczego nie? - Nie pozwala na to Hierax. - Oddał jej zaostrzoną lotkę i zatrzasnął piórnik. - Gdyby na to pozwolił, żyjący mógłby żyć wedle dyrektyw zmarłego, powtarzając ciągle te same błędy. - Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego matka nigdy mnie nie odwiedzi - wyznała Orchidea