Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
-Obudź ją. Jutro nie mam czasu. Oddał słuchawkę synkowi i poszedł po Jenny. Dziewczynka obudziła się natychmiast. Zerwała się z łóżka z zamkniętymi oczami i pobiegła do salonu. Patrzył za nią ze ściśniętym sercem. Dzieci kochały matkę bardziej, niż na to zasługiwała. Może jest niesprawiedliwy? Nie powinien myśleć w ten sposób. Po pięciu minutach rozmowy dzieci wróciły do łóżek. Seth mógł porozmawiać z Velvet. - Czy kiedykolwiek przejdą mu te koszmary? - spytała. - Mam nadzieję. A skoro o tym mowa, co im pozwalasz oglądać? Śniły mu się wulkany. - Niania ma pilnować, żeby oglądały tylko programy dla dzieci – rzuciła obojętnie. – Pewnie przerzucała kanały. -Powiedz, żeby tego nie robiła. - Skoro mowa o nianiach... moja odeszła. Nie miałam czasu znaleźć następnej, no i jednak nie wrócę do domu za dwa tygodnie. - Dlaczego? - Bo postanowiłam pojechać do Rzymu i Grecji z... przyjaciółmi. Dzieci mogą zostać z tobą prawda? Miał ochotę powiedzieć, że zatrzyma je przy sobie tak długo, jak będzie mógł, ale się pohamował. - Coś ci powiem: niech twój prawnik wyśle mojemu pismo, że rezygnujesz ze sprawy, a będziesz mogła przeciągać te swoje wycieczki w nieskończoność. Jeśli tego nie zrobisz, lepiej wróć na czas. -Bo co? Straszysz mnie? - Niezupełnie. Jednak mój adwokat może wnieść sprawę o porzucenie dzieci. Rozumiesz? Jest szalenie agresywny, a nie zawsze udaje mi się go powstrzymać. Przez chwilę w słuchawce panowało milczenie. - Sukinsyn z ciebie. - Miałem dobrą nauczycielkę. Zrozum, nie można tak niepokoić dzieci. Wystarczy, że się rozwiedliśmy. Nie wyjdzie im na dobre, jeśli zupełnie stracą kontakt z którymś z nas. Spróbuj to przemyśleć. - Przemyśleć! A ty nie chciałeś przemyśleć tamtej propozycji. -To co innego. - Może dla ciebie. – Znowu zamilkła. W słuchawce rozlegał się szmer satelitarnego połączenia. – Dobrze – powiedziała wreszcie. – Jestem tym wszystkim zmęczona. Chcę działać. Oczywiście. Działać z przyjaciółmi... lub raczej z przyjacielem. Cóż, doskonale. - Dobrze. Dopilnuj, żeby pismo trafiło do mojego prawnika przed upływem tych dwóch tygodni. Odłożył słuchawkę i zaczął się przygotowywać do snu. Z koców umościł sobie posłanie na podłodze obok łóżka Johnny’ego. Jak się okazało, choć był zmęczony, nie potrafił zasnąć. Myślał o Vel-vet, dzieciach i o tym, jak największe lęki życia mogązblednąć i stać się przeszłością. Myślał także o Kelly. Dla własnego bezpieczeństwa powinien o niej zapomnieć. Myśl była słuszna, a jednak nie zrobiło mu się lżej na sercu. 210 Rozdział 18 Następne dni minęły spokojnie. Z jakiegoś dziwnego powodu wszystkie prognozy pogody okazały się kompletnie chybione. Od czasu burzy która zaskoczyła ich w Busch Gardens, bez przerwy padał ulewny deszcz na zmianę z mżawką. Słońce nie wyglądało zza sinych chmur. Cała rodzina Burke’ów zaszyła się w rozmaitych częściach domu. Schodzili sięjedynie na posiłki. Seth pozostawał wraz z dziećmi w domku gościnnym, skąd rzadko wychylali nosy. Kelly usiłowała pracować, ale nie mogła się skoncentrować, ponieważ czuła, że Seth jej unika. Bea znalazła ją w bibliotece, pochyloną nad laptopem. - Co to jest? Wygląda jak układanka. - To wskazówki dla komputera, żeby wiedział, co ma umieścić na ekranie. Tak projektuję moje witryny. - Jejku. Nie wygląda to na dobrą zabawę. - Na razie nie. – Wcisnęła klawisz i na ekranie pojawiła się graficzna postać strony, którą usiłowała opracować. – Tak wygląda ta układanka od strony widza. -Kelly, jesteś geniuszem. Kelly nie podzielała zdania babki, ale uśmiechnęła się grzecznie. Dziękuję. Bea usiadła przy stoliku obok niej. -Daję słowo, zaraz oszaleję. -Co się stało? - Ten deszcz! Lawrence snuje się po domu i gra mi na nerwach. Ty jesteś przygnębiona. Nawet Seth zaszył siew swojej kryjówce. Wszyscy są smutni, a to mnie doprowadza do szału. Musimy coś z tym zrobić. - Musimy? – zapytała Kelly podejrzliwie. -Zdecydowanie– dobiła ją Bea. - A co mianowicie? Tylko, babciu, to nie znaczy, że się zgadzam. Bea cmoknęła karcąco. - Zaczynasz mówić jak prawnik. Pomyślałam tylko, że moglibyśmy zorganizować bal czy coś takiego