Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Podpisali je: „Ojciec i Brat". W ciągu następnych lat wrodzony optymizm i energia wzięły górę i Wojtyła bez reszty oddał się pracy w szkole, a jego religijność jeszcze S1? pogłębiła. Poza tym okazał się zapalonym sportowcem i bardzo 71 towarzyskim młodzieńcem, w którego obecności wspaniale spędzało się czas. Gdy był nastolatkiem, na próżno wzdychały do niego wszystkie panny w Wadowicach — przystojny Wojtyła mógł być oddanym przyjacielem dziewczyny, ale na randki nie chodził. Ksiądz Kazimierz Figlewicz pisał w „Tygodniku Powszechnym": Kto dzisiejszego Ojca Świętego poznał w wieku dojrzałym, ten zapamięta go jako człowieka słusznego wzrostu, szczupłego, o szczupłej, ściągniętej twarzy i nie przyjdzie mu na myśl, że dziesięcioletni Karol Wojtyła mógł wyglądać zgoła inaczej. Chłopiec bardzo żywy, bardzo zdolny, bardzo bystry i bardzo dobry. Z usposobienia optymista, choć przy uważniejszym spojrzeniu dostrzegało się w nim cień wczesnego sieroctwa (...) Wyróżniał się tym, że był bardzo lojalny w stosunku do kolegów, a z gronem nauczycielskim nie miał konfliktów. Uczył się dobrze (...) Zbliżył nas ołtarz. Karol Wojtyła był gorliwym ministrantem. Zbliżył nas, jak mi się wydaje, także konfesjonał. I rozmowy, i wzajemne odwiedziny. Z okazji wyjazdu do Krakowa księdza Figlewicza, wikarego i katechety wadowickiego, gdzie później dostał nową misję duszpasterską, trzynastoletni Karol opublikował drukiem swe pierwsze dziełko: jako przewodniczący kółka ministrantów ułożył całostronicowy scenariusz ceremonii pożegnania księdza katechety, który wydrukowano w „Dzwoneczku", dodatku do kościelnej gazety krakowskiej „Niedzielny Dzwon". Po przytoczeniu całego przemówienia jednego z ministrantów Karol napisał: „Od czasu do czasu przerywał mówiący, gdyż płacz nie pozwolił mu mówić dalej. Po twarzy czcigodnego Patrona poczęły spływać łzy. Płakali i chłopcy, gdyż żal im było rozstawać się z ukochanym Patronem. Potem nieco się rozweselili na widok lodów i czekolady, ale w sercu na pewno pozostał smutek i żal". Na fotografii zrobionej podczas uroczystości podpis identyfikował owego ministranta jako „Lolusia Wojtyłę". Wojtyła, wspominając w roku 1964 księdza Figlewicza, powiedział: „[był] kierownikiem mojej młodej, a dość trudnej duszy". Karol miał wyjątkowe szczęście do nauczycieli — wadowiccy pedagodzy stanowili wybitne grono jak na tak niewielkie miasteczko -w czasach, gdy Wojtyła uczęszczał do gimnazjum, w Wadowicach było tylko sześć prywatnych samochodów, ale wysoki poziom nauki stanowił tradycję tego regionu. Jeszcze po sześćdziesięciu latach Jan Paweł II 72 doskonale pamięta wadowickich nauczycieli i podczas spotkań z kolegami szkolnymi, którzy odwiedzają go w Watykanie lub w Castel Gandolfo, zawsze podkreśla ich rolę w kształtowaniu jego charakteru. Karol Wojtyła najbardziej zapewne cenił księdza Edwarda Zachera, młodego kapłana, który pełnił w gimnazjum funkcje prefekta, dyrektora do spraw wychowania religijnego. Ksiądz Zacher był nie tylko teologiem, ale także fizykiem i astrofizykiem. Był również wspaniałym towarzyszem podczas narciarskich wypraw Karola i jego przyjaciół. Zbigniew Siłkowski, kolega Wojtyły od czwartej klasy gimnazjum, napisał o nim: „Realizując swój program katechetycznego wychowania, często odstępował od programu i prowadził nas bądź w tajniki Układu Słonecznego i dalej ku galaktykom, bądź do jądra atomu, w tajniki mikrokosmosu. Uczył nas myśleć, podpierając się w tych przypadkach wiedzą zdobytą przez nas w nauce innych przedmiotów, ale zawsze z celem wykazania, że rzetelna, kierująca się prawdą nauka nigdy nie przysłania Boga, a wręcz przeciwnie, uczy pokory wobec Stwórcy". Niewątpliwie ksiądz Zacher miał swój udział w tym, że Jan Paweł II tak bardzo interesuje się dokonaniami współczesnej nauki; być może także jego wpływowi zawdzięczamy oczyszczenie imienia Galileusza przez specjalnie powołaną w tym celu przez papieża komisję