Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ich ubrania bardziej przypominały powstańcze odzienie. Skronie żołnierzy skrywały kapelusze o szerokich rondach. Na plecach i przy pasach mieli przytroczone worki i sakwy. Nieliczni mieli na stopach regulaminowe buty. Polacy mieli skrytkę w jaskini blisko szczytu góry pomiędzy Port-au-Prince a Jirmani i Jacmel. Z daleka widzieli poranne mgły unoszące się nad jeziorem de Enriquillo. Na froncie panował względny spokój utrzymywany dzięki działalności Zieleniewskiego. To on i jego ludzie obserwowali ruchy wojsk powstańczych, donosili o tym Francuzom, a ci wysyłali na morze barkasy z kilkoma armatami, które ostrzeliwały szlaki. Któregoś dnia, gdy Zieleniewski stał na zboczu z lunetę i lustrował północno- zachodnią zatokę wyspy, podszedł do niego Indianin. Bez słowa podał mu mapę wyrysowaną na bawolej skórze. Zieleniewski szybko się zorientował, który fragment wyspy ona pokazuje. Znaczki nie pozostawiały złudzeń, że to była mapa prowadząca do pirackiego skarbu. - Skąd to masz? - próbował na migi wytłumaczyć Indianinowi znaczenie francuskiego pytania. - Znalazłem - ten spokojnie odpowiedział. - Znasz francuski? - Nauczyłem się od czarnych ludzi, trochę rozumiem mowę waszego ludu. - Obserwujesz i uczysz się? - domyślił się Zieleniewski. - Tak. - Co się stało z twoimi towarzyszami? - Zmarli na chorobę czarnych ludzi, którą ci roznoszą wydychając powietrze. - Skąd się tu wzięliście? - Namówili nas Anglicy, żebyśmy uczyli czarnych ludzi walczyć z białymi. - Mieliście pojętnych uczniów - zadrwił Zieleniewski. - Wy nie walczycie z nimi, tylko z wyspą, a nie można pokonać boskiego dzieła. Polak i Indianin długo rozmawiali tego wieczora. Słoneczny Wilk, bo tak się nazywał Indianin, opowiedział Zieleniewskiemu o życiu na prerii, o tym jak w czasie swych szamańskich wędrówek dotarł do Szaunisów, a ci sprzymierzyli się z Anglikami przeciw Amerykanom. Szaman postanowił skorzystać z okazji i poznać inne światy, wojny białych ludzi, by opowiedzieć swojemu ludowi, jak walczyć o wolność. Następnego dnia Zieleniewski zerwał swoich ludzi z samego rana. - Wstawajcie, nicponie! - krzyczał. Gdy wszyscy jego ludzie, już tylko czternastu, zebrali się przed nim, porucznik w kilku słowach powiedział, kim jest szaman. - Znaczy się czarodziej? - dopytywał się Dobecki. - Tak - krótko uciął Zieleniewski. - Jest sprawa do rozstrzygnięcia. Nasz czerwony brat dostarczył nam ciekawą mapę. Prowadzi ona do pirackiego skarbu. Ilu chce dobrać się do tego złota? Wszyscy podnieśli ręce oprócz Olszanowskiego. - Poeta, nie wygłupiaj się - zachęcał go Dobecki. - Olszanowski, masz wolną drogę - powiedział Zieleniewski. - Idź do miasta i powiedz, że cały oddział wybili Murzyni. To ostatnia przysługa, o jaką cię proszę. Olszanowski skinął głową, założył karabin na ramię i ruszył w dół zbocza. Reszta żołnierzy poszła za szamanem. Zieleniewski został jeszcze jakiś czas w obozie, by sprawdzić, czy nie pozostawiono nic cennego, a potem dołączył do swoich. Niestety, w ciągu godziny kilkudziesięciu ludzi dotarło na ścieżkę, którą wędrował samotny żołnierz. Nie miał szans i został schwytany do niewoli. W tym czasie Zieleniewski wędrował w kierunku zachodnim. Drugiego dnia wędrówki przez dżunglę szaman zapalił fajkę i zamyślił się, jakby zamknął w sobie. Jego palce bezwolnie krążyły po bębenku wystukując dziwny, obcy Polakom rytm. Żołnierze przypatrywali się temu, a potem zmęczeni stracili zainteresowanie magicznymi obrzędami. Nazajutrz oddział dotarł na rozdroże. - Duchy wyspy mówiły, że to złoto jest złe - szepnął szaman do ucha Zieleniewskiego. - Każde złoto jest złe, bo budzi emocje, każdy chce je zdobyć - odpowiedział oficer. - Pokaż mi monetę nie okupioną krwią. - Co chcecie zrobić z tym złotem? - zapytał szaman. - Chcę zamieszkać w Stanach Zjednoczonych, ale wcześniej wrócę do Polski, z Napoleonem. - To ten wielki biały wódz zza oceanu? - Tak. - Jadę z tobą, ale uważaj na złoto - ostrzegał szaman. Pluton zszedł ścieżką, która prowadziła do skarbu