Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Sama zajęta była dyktowaniem sprawozdania i odpowiadała na miliony kompute- rowych pytań, dotyczących zarówno alternatywnej starożytnej Gre- cji, jak i szczegółów rajdu, na koniec, stanu spraw na Ragozie. Przed obiadem Kora znalazła byłego Tezeusza na sali gimna- stycznej. Tezeusz pedałował na rowerze treningowym. Kora nieco się zdziwiła, ujrzawszy, że pomimo szczupłej budowy jest on dobrze zbudowany, a jego mięśnie mają ładną rzeźbę, bez grama tłuszczu. Pod względem typu muskulatury Kora najbardziej zaliczyłaby księ- cia do długodystansowców lub nawet maratończyków, zdolnych do długotrwałego, uporczywego wysiłku. - Zje pan obiad? - spytała Kora. Gustaw przestał pedałować. Uciekająca przed nim na ekranie ścieżka zgasła. - Już nie jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał Gustaw. - Trudno mi tu postrzegać pana jako mojego starego protego- wanego Tezeusza. - Tamten był piękny, mężny, niepokonany i był królem - powie- dział Gustaw, schodząc z roweru i narzucając na ramiona frotowy ręcznik, by udać się pod prysznic. - Co za brednie! - szczerze oburzyła się Kora. - Był miłym człowiekiem i bardzo bym chciała, aby po nim co nieco pan odzie- dziczył. - Niestety, pamiętam wszystko -powiedział Gustaw. -Całe tamto swoje życie. Dlatego czuję się tak bardzo stary. Kora w duchu przyznała mu rację. Starość Gustawa wyczuwało się w brzmieniu jego głosu, w spojrzeniu, w ostrożnym i wyważo- nym sposobie poruszania się. W odróżnieniu od Kory, Gustaw nie zachował ani opalenizny, ani mięśni - były mu one przydzielone na początku Gry, jak buty piłkarskie albo rakieta tenisowa. A teraz zo- stały zwrócone rekwizytorowi. Kora miała rany i blizny zewnętrz- ne, on swoje zachował na całe życie, ale by przekonać się o tym, trzeba byłoby zajrzeć w jego duszę. - Proszę mi powiedzieć, czy subiektywnie pan wie, ile czasu przeżyliśmy tam oboje? - spytała Kora, gdy jedli już obiad. - Żyłem dłużej niż pani, ponieważ dorastałem w Trojzenie. - To też pan pamięta? - Jak przez mgłę. A pani wtedy poznała moją ciotkę? - I pana przyszłą małżonkę - Kora pozwoliła sobie na uśmiech. Była ciekawa, jak przyjmie jej słowa Gustaw. Czego zdołał do- wiedzieć się po powrocie? Co pamięta? Co rozumie? - Zapoznałem się z pani sprawozdaniem- powiedział Gustaw. - I porównałem go z własnymi wspomnieniami. - Czy się pokrywają? - Sprawozdanie jest jak podręcznik medycyny. Szkielet. - A fakty to kości? - Fakty się zgadzają - Gustaw uśmiechnął się i poprawił pal- cem wskazującym okulary. Zupełnie jak król Tezeusz. - Uratowa- łem się dzięki temu, że była pani, Koro, na Ragozie i znała twa- rze mych wrogów. - Nie wszystkich. Zagadką pozostaje dla mnie czwarty czło- nek brygady. - Nie poznała go pani? - spytał Gustaw. - Może nie widzia- ła go pani w Ragozie. - Czy on też ma dynastyczną świadomość? - Dawno powinienem się był domyślić - powiedział Gustaw. - Głowa państwa ze mnie do niczego. Nie znam się na ludziach! - Nieprawda! - gwałtownie zaprzeczyła Kora. - Obserwowałam pana przez wiele lat! Świetnie się pan zna na ludziach! Gustaw znieruchomiał z łyżką w ręce. Patrzył na Korę tak, jak królowie nie powinni patrzeć przy obiedzie na swoich ochroniarzy. - Nigdy się na tobie nie poznałem -powiedział po tym, jak Kora zobaczyła i wchłonęła to spojrzenie, poczuwszy łaskotanie pod żebrami. -Ale zawsze był we mnie niepokój, że zechcesz przerzu- cić mnie przez biodro. „No i wszystko zepsuł - zdenerwowała się Kora. - Omal nie przeszliśmy na liryczną nutę". - Czy było to dla ciebie nieprzyjemne? - Nie, królu Tezeuszu. - Nie trzeba. Smuci mnie świadomość, jaki jestem żałosny po powtórnej przemianie. - Głupstwo! - oświadczyła Kora. - Puste wymysły. Widziałam, jak ćwiczyłeś na sali gimnastycznej. Masz normalne męskie ciało. Nawet przyjemnie było popatrzeć. - Gdybyś nie była starożytną Greczynką- powiedział Gustaw - z pewnością ta uwaga by mnie speszyła. - Nie jestem tylko starożytną Hellenką- odpowiedziała Kora. - Istnieje podejrzenie, że jestem wcieleniem Persefony, strażniczki królestwa zmarłych. - Bzdura! - roześmiał się Gustaw. - To głupcy cię nastraszyli, a zapewne ty, jak przystało na agenta pracującego w terenie, nie lu- bisz czytać. Kora-Persefona jest opiekunką kwitnienia, rozkwitu ży- cia. Właśnie dlatego mroczny Hades każdej jesieni zaciąga ją po- nownie do królestwa zmarłych. Do następnej wiosny. Przeszli do saloniku. Kora potknęła się o futerał z kontrafago- tem. Gustaw otworzył barek z gorącymi potrawami i wyjął z niego dwie filiżanki kawy, Kora - dobry koniak z drugiego barku. - Ten twój Milodar jest sybarytą- zauważył Gustaw. Siedzieli na niedużym tapczanie, nieprawdopodobnie miękkim i relaksującym. I Kora nijak nie mogła zrozumieć, dlaczego siedzia- ła na tym tapczanie, skoro mogła usiąść w fotelu po drugiej stro- nie małego stolika. - Nie krępują cię nasze stroje? - spytał Tezeusz. - Jeszcze jak krępują! - przyznała się Kora