Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Co takiego? Przyniósł coś nowego? Może rzeczywiście powinienem się zainteresować... – jeśli to coś ciekawego, sam również powinien przeczytać. – On czyta seksuologię! – dla większego efektu odczekała dłuższą chwilę, zanim zdecy-dowała się odpowiedzieć. – A już myślałem, że... – nie ukrywał rozczarowania. – Pewnie to mają w lekturze – stwierdził najspokojniej w świecie przenosząc wzrok na gazetę. – Kazik! Ty jesteś zupełnie oderwany od rodziny – podsumowała ze zgrozą. – Zastanów się, co ty mówisz! Pan Olber zastanowił się posłusznie i doszedł do wniosku, że nie powiedział niczego nie-właściwego. – O co ci chodzi? – zapytał wzruszając ramionami. – Przecież to ty mówisz przez cały czas. Wyjęła mu gazetę z ręki i z powagą popatrzyła mu w oczy. – Powinieneś zainteresować się własnym synem – spojrzała na drzwi i zniżyła głos do szeptu – zanim coś z niego wyrośnie. Pan Olber wytrzymał wzrok żony. Uważał, że wykazuje zainteresowanie w wystarczają-cym stopniu. – Dzisiaj czyta seksuologię, jutro zacznie palić narkotyki – sama się przestraszyła tego pro-roctwa i spojrzała na męża trochę spłoszona. – W domu nie pali. Poczułbym – stwierdził spokojnie pan Olber i odebrał gazetę. Miał bowiem dobry węch, a po drugie nie dokończył lektury. – Poza tym trenuje – dodał dla świę-tego spokoju. Spojrzenie żony przebiło gazetę i ugodziło w pana Olbera zmuszając go do podniesienia głowy. – O co ci chodzi właściwie? – zapytał z rezygnacją. – O to, żebyś poświęcił trochę czasu na wychowanie. Stefek potrzebuje męskiej ręki. – Żebyś tego nie żałowała – w jego głosie pojawiła się niespodziewanie groźba. – Sama tego chciałaś! – gotów był wykonać hurtem wszystkie niezbędne czynności wychowawcze. – Gdzie on jest? – zapytał tocząc groźnie okiem. – Co ty chcesz zrobić? – zaniepokoiła się nie na żarty. Mąż nie odpowiedział, ponieważ sam jeszcze nie bardzo wiedział, co zamierza. Oddalił się stanowczym, energicznym krokiem. Przed drzwiami pokoju syna złość opadła. Naciskając klamkę chrząknął z zakłopotaniem. Stefan siedział nad książką. Stał przez chwilę niezdecydowany, wreszcie zdecydował się usiąść. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony. W spojrzeniu zawarte było pytanie. Ojciec rzadko zachodził na pogawędkę. – Nic, nic, nie przeszkadzaj sobie – powiedział zbierając myśli. – Widzę, że czytasz – stwierdził z namaszczeniem. – Czytaj, czytaj... Stefan jednak nie patrzył na książkę. – Można zobaczyć? – zwrócił się do niego ojciec. Stefan spojrzał na wyciągniętą rękę, potem na ojca, a potem jeszcze raz na rękę. Wyglą-dało na to, że ojciec czegoś od niego chce... Wreszcie zreflektował się. – Aha, książka... Proszę – podał ją z wahaniem. – Szukasz czegoś do czytania, tato? Ojciec trzymał ją w ręku tak ostrożnie, jakby to była co najmniej mina przeciwczołgowa. Wolnym ruchem włożył okulary i otworzył na stronie tytułowej. – Aha, aha – w jego głosie można było wyczuć pewną ulgę. – Hłasko? – upewnił się, jakby nie wierzył własnym oczom. – Opowiadania? Chłopak nieśmiało wzruszył ramionami, tytuł i nazwisko autora ojciec miał przecież przed nosem. – Słyszałem – powiedział pan Olber, żeby zachować autorytet rodzicielski. Było to zresztą zgodne z prawdą, nazwisko pisarza obiło mu się o uszy. – No tak – dodał jeszcze i powoli podniósł się z miejsca. – Już jest kolacja? – zapytał chłopak dla podtrzymania tej wątłej konwersacji. – Co, głodny jesteś? – ojciec ocknął się z zamyślenia. – Zawołam cię, jak będzie gotowa. Opuścił pokój ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Stefan podrapał się w głowę, a potem machnął ręką i zaczął szukać miejsca, w którym przerwał lekturę. Pan Olber idąc do kuchni odzyskał pewność siebie. Żonę, która czyhała na niego w progu, minął już jako człowiek stanowczy i do pewnego stopnia surowy. Jako nie kwestionowana głowa rodziny. Zasiadł dostojnie, a nawet się trochę rozparł w krześle. Żona patrzyła na niego wyczekująco, ale i z respektem. – No i co? – spytała niecierpliwie z odrobiną niepokoju. Nie spieszył się wcale z zaspokojeniem kobiecej ciekawości. Ściągnął z talerza plasterek serwolatki i włożył go do ust, następnie przeżuł powoli. Wyjadanie z talerzy było w zasadzie zakazane, ale tym razem mógł sobie pozwolić na drobną niesubordynację. Żona udawała, że nie zwróciła na to uwagi. – Rozmawiałem z nim. Sprawdziłem, co czyta – powiedział w końcu obojętnym tonem. – No i co? – spytała ponownie pani Olberowa, której taka odpowiedz wcale nie zadowoli-ła. – Czyta: Hłasko – opowiadania – rzekł sięgając po następny kawałek wędliny, ale tym ra-zem został złapany za rękę. – Wczoraj czytał seksuologię – powiedziała żona z naciskiem. – Jesteś pewna? – Jestem. Sama widziałam. Westchnął z rezygnacją. Że też człowiek nie może mieć chwili spokoju we własnym do-mu. Wstał trochę zbyt gwałtownie. – Dobrze – rzekł tonem człowieka zdecydowanego na wszystko. – Idę do niego. Chciałaś, żebym porozmawiał, to porozmawiam! Miał nadzieję, że żona rozmyśli się widząc jego determinację, ale pani Olberowa zniosła to z kamienną twarzą. Nie widząc odwrotu udał się ponownie do pokój a syna. – Już kolacja? – spytał chłopiec widząc ojca w progu. – Jeszcze chwila – powiedział pan Olber i usadowił się na niewygodnym łóżku. Dziwne zachowanie się ojca zmusiło Stefana do refleksji. Coś się za tym niewątpliwie kryło. – To jeszcze raz ja – ojciec odezwał się po dłuższej chwili. – Widzisz – ciągnął z namy słem – jesteś już prawie dorosły... Stefan poruszył się niespokojnie słysząc ten nietypowy wstęp. – To znaczy, jesteś jeszcze niezupełnie dorosły, chociaż już nie jesteś dzieckiem – popra-wił się pan Olber. Ukradkiem zerknął na syna. Stefan spoglądał na niego szeroko otwartymi oczyma. – Powiem po prostu, jak mężczyzna do... – tu się zawahał. – Jak to się mówi, prawda... Więc nie będę owijał w bawełnę – rzekł ojciec i zamilkł na dłuższą chwilę. Rozglądał się po pokoju, jakby znalazł się tu po raz pierwszy w życiu. – Widzę, że utrzymujesz porządek. To dobrze. Zamiłowanie do porządku przyda ci się... w życiu – miał zamiar powiedzieć „w woj-sku”, ale doszedł do wniosku, że w tej sytuacji użycie sił zbrojnych byłoby trochę nie na miejscu. – Bo wiesz... – tu zakaszlał. „No tak” pomyślał „na pewno przeziębiłem się na strychu. Co za pomysł, żeby człowieka z mokrą głową narażać na przeciąg”. – No więc tak – powiedział przykładając dłoń do czoła. – Matka..