Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Pewnie przez całą sobotę. W takim razie Willi będzie jutro wiedział, że pomagał sprzątać obóz. - Taktyka - może powiedzieć. - Średnia przyjemność. Potem wypiłem jeszcze coś u Niny. Nieszkodliwa osóbka. Cierpi na kompleks Matki Teresy, wszystkim chciałaby pomóc. Poza tym nie ma nic wspólnego z obcokrajowcami. Pytanie tylko, czy Willi to kupi? W każdym razie nie może się dowiedzieć, że Udo przestał wierzyć w ich wielką sprawę. Czy w ogóle w nią wierzył? Owszem, wciąż jeszcze czuł 93 silne łapska. Moje gratulacje, to był naprawdę szczyt odwagi i determinacji! A wszystko zaczęło się od tego plakatu, kiedy zaatakowano Udo, niesłusznie nazywając go nazistowską świnią. „Naprawdę nią zostałem - pomyślał. - Na dodatek znacznie większą niż ktokolwiek przypuszcza". Ale wciąż wątpił. A pismo polecające do Kurta Pflugera paliło go w kieszeni. W głębi serca nie chciał być szpiclem! Dlatego, zanurzając twarz w futerku Bruta, czuł tak wielkie ukoienie. Był nazistowską świnią i na dodatek szpiclem! - Nasz Udo? To niemożliwe - powiedzieliby zdumieni rodzice. - On sam pomaga w obozie dla uchodźców! No cóż, obóz dla uchodźców... Wspomnienie wróciło jak bumerang. W tym wypadku nawet genialny strateg pokroju Williego Wohlerta wykonał niewłaściwy ruch. Taki mięczak jak on, Udo Lehnhof, nie nadawał się na szpiega. Cienias z niego i tyle! Nawet jeśli Kurt Pfluger z Niną dali się nabrać! Elza przejrzała go na wylot. I nie pomogła niewinna buzia. Ta kobieta już raz patrzyła śmierci w oczy. Potrafiła zwęszyć niebezpieczeństwo i rozpoznać wilka w owczej skórze. Tak jak Albin. Pewnie specjalnie powiedział o tych zwłokach. Ładne gówno! I co teraz? Udo pomyślał o listach gończych, które pokazał mu Willi. Zdrajcom śmierć! - głosił napis na plakacie. * - Tutaj nie przebieramy w środkach - w jego uszach znowu zabrzmiał głos Williego. - Raz kolega to na zawsze kolega. Każde słabe ogniwo musi zostać usunięte. On był słabym ogniwem. Słabym ogniwem w łańcuchu sięgającym od Rostocku po Kolonię, od Kilonii po Monachium. Zgniłe jabłko w koszyku zaraża resztę. On był zgniłym jabłkiem. 92 * - Na wojnie wszystkie środki są dozwolone - zwykł powtarzać Willi. A oni walczyli z liberalno-kapitalistycznym systemem Republiki Federalnej. W głębi duszy Udo nigdy nie wierzył, że terroryści są niewinnymi bojownikami o wolność. Oczywiście ich zamachy były świetnie zorganizowane i wstrząsnęły całym światem. Światem, który żądny sensacji kierował obiektywy swoich kamer na każde nieszczęście, każdy mord, na krew i przerażenie. - Nie wierz mediom - fuknął pewnego razu Willi, odpowiadając na zadane pytanie. - Powinieneś już wiedzieć, kto za tym wszystkim stoi: globalny kapitalizm, Żydzi i zdrajcy, którzy wszędzie mają swoich szpicli. I powiało grozą, kiedy beznamiętnym tonem dodał: - Rozumiesz, w takim przypadku nie możemy oszczędzić nawet rodziny. To znaczy, kiedy walczymy ze zdrajcami i szpiclami, którzy zdradzili wielką sprawę. Dlaczego od razu nie zauważył, że zaufanie Williego jest tylko pozorne? Przecież on przez cały czas mu groził...! - W walce ze zdrajcami i szpiclami nie znamy litości! W nagłym przypływie paniki błyskawicznie obejrzał się za siebie. Czy ktoś nie zniknął w bramie tamtego domu? Miał wrażenie, że czuje, jak mocne ręce „kolegów" ściskają go za gardło. Z trudem złapał powietrze. „Chłopie, nie pękaj - pomyślał. - Spokojnie idziemy dalej do domu. Głęboki wdech i wydech". OK, był obserwowany. Pewnie przez całą sobotę. W takim razie Willi będzie jutro wiedział, że pomagał sprzątać obóz. - Taktyka - może powiedzieć. - Średnia przyjemność. Potem wypiłem jeszcze coś u Niny. Nieszkodliwa osóbka. Cierpi na kompleks Matki Teresy, wszystkim chciałaby pomóc. Poza tym nie ma nic wspólnego z obcokrajowcami. Pytanie tylko, czy Willi to kupi? W każdym razie nie może się dowiedzieć, że Udo przestał wierzyć w ich wielką sprawę. Czy w ogóle w nią wierzył? Owszem, wciąż jeszcze czuł 93 tego koleżeńskiego ducha, tę falę, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa wynikające z przynależności do grupy. Ale Udo nie chciał trzymać z mordercami, nie chciał takich kolegów, którzy śmiertelnie wystraszyli dziecko, a potem obcięli mu włosy. Sęk w tym, że oni nie mogą poznać prawdy. Nigdy! Musi udawać, że nadal wierzy we wszystko, co mówi Willi i cała reszta. Jeśli się zdemaskuje, to będzie zgubiony. Znowu usłyszał za plecami czyjeś kroki. - Mamy dla ciebie misję - oznajmił Willi kilka dni później. Udo poczuł, że cały cierpnie z przerażenia. Misję? O mój Boże, jak ma się zachować? Pewnie chodzi o jakąś dobrze zaplanowaną akcję, rach ciach i znowu kilku obcokrajowców mniej. Może nawet zaatakują dom dla azylantów? Czy tym razem pójdą w ruch butelki z benzyną? Jak się od tego wykręcić? Wóhlert nie zniesie żadnych wymówek. Nabierze tylko podejrzeń. W końcu przecież wysłali Udo po to, aby na miejscu rozpoznał sytuację. Willi z pewnością wie, że godzinami pomagał przy sprzątaniu. Chociaż wcale o tym nie rozmawiali. Jak dotąd. Wóhlert chyba czytał w jego myślach. Na szczęście nie we wszystkich. - Nie, nie to co myślisz. Domem dla azylantów zajmiemy się potem. Oni już poczuli zapach niebezpieczeństwa - zarechotał złośliwie. - Na razie mamy inne plany. Rozkaz z samej góry