Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nomadami były też plemiona semickie, zanim trafiły do Ziemi Obiecanej i założyły państwo. A właśnie w judaizmie Anioł odgrywał, i wciąż odgrywa, ogromną rolę, może nawet większą niż w chrześcijaństwie… - …wszystko, dosłownie wszystko przekopałyśmy i nic! Nie ma żadnego pióra! - dobiegł go głos zziajanej teściowej. Jan aż podskoczył. Z niechęcią odwrócił głowę od monitora i szeroko otworzył oczy ze zdumienia: zazwyczaj zadbana starsza pani tym razem była zlana potem, zakurzona, a w jej rozwichrzonym koku powiewały pajęczyny. Obok niej, równie utrudzona i brudna, stała Ewa. - Babciu, to dopiero początek - powiedziała z nadzieją. - Przejrzałyśmy tylko kilka twoich skrytek i piwnicę. Przed nami cały strych. - Wiesz, że nie lubię schodów. Zawsze się boję, że z nich spadnę. Myślisz, że wchodziłabym specjalnie na strych schować ptasie pióro? - spytała z powątpiewaniem babcia. - To nie jest zwykłe ptasie pióro - powiedziała Ewa. - To na pewno nie jest zwykłe pióro - przytaknęła zdecydowanie Anna, która właśnie wróciła z miasta. - Ale ja wówczas myślałam, że ptasie. Nie wiem, co mogłam z nim zrobić! To przecież było osiem lat temu! - zdenerwowała się babcia, a potem energicznie zwróciła się do Jana: - No? Co znalazłeś w tym swoim komputerze? - …że Anioły istnieją od kilkudziesięciu tysięcy lat lub nawet dłużej, że wierzyli w nie starożytni Sumerowie, Babilończycy, Asyryjczycy, Grecy, Rzymianie. Że prawdopodobnie istniały jeszcze przed dinozaurami, lecz w przeciwieństwie do nich, nie wyginęły. Że zawsze wyobrażano je sobie jako skrzydlate istoty i uważano za posłańców Boga… - zaczął wyliczać Jan, babcia zaś, zszarzała od kurzu i spowita w pajęczyny, nagle spurpurowiała i zaczęła krzyczeć: - To kłamstwo! Twój komputer łże! Anioły są nasze! nasze! - …jak to nasze? - zdziwił się Jan. - Nasze, czyli katolickie! - zawołała babcia, odruchowo chwytając za srebrny krzyżyk zawieszony na szyi. - Idź do jakiegokolwiek kościoła, to zobaczysz! - Idź do jakiejkolwiek pradawnej groty, odkrytej przez archeologów, lub obejrzyj starożytne wykopaliska w dawnej Babilonii i też zobaczysz. Anioły fruwają tam sobie całymi chmarami, na skalnych rysunkach, na ocalałych ścianach miast, na murach obronnych, na prapraprapradawnych malowidłach - odparł Jan. - Nie musisz jechać aż tak daleko, mamo. Idź do cerkwi, do meczetu lub synagogi - uśmiechnęła się Anna. - Więc nie są tylko katolickie? i tylko nasze? - sapnęła babcia nerwowo i rozejrzała się bezradnie wokół, jakby zastanawiając się, gdzie szukać pomocy w odzyskaniu praw do Aniołów. Jej spojrzenie z nadzieją padło na wnuczkę. - Babciu… - szepnęła ze współczuciem Ewa. - Anioły są zbyt potrzebne, niezwykłe i wspaniałe, żeby mogły stanowić własność tylko części ludzi. - One nie należą do nikogo i zarazem należą do wszystkich - przytaknęła Anna, zdumiona, skąd bierze się w niej ta pewność. Babcia milczała chwilę, przetrawiając w sobie te niemiłe dla niej rewelacje. Przywykła uważać Anioły za dobre duchy katolickiego Boga; gotowa była, od biedy, podzielić się nimi z innymi chrześcijanami, lecz niezwykle trudno jej było dzielić je z kimś tak obcym, jak buddyści, wyznawcy Allacha czy starożytni Babilończycy. Wreszcie powiedziała ostrożnie: - No dobrze. Zgadzam się. Może to nawet oznacza, że one są o wiele silniejsze, niż myślałam; że ich Moc jest większa i naprawdę mogą pomóc naszej Ewie, jeśli tylko zechcą. Więc szukaj, Janie, może znajdziesz w tym komputerze coś naprawdę ważnego. Nie myślałam, że będzie w nim odrobina miejsca dla Aniołów. - Jaka odrobina… - mruknął do siebie Jan, nurkując znowu w Internet. - Szukaj Anioła Stróża - szepnęła Anna. - Mojego Anioła Stróża - uzupełniła Ewa. - Twojego - przytaknęła babcia i dodała: - Trochę odpoczniemy i my też będziemy szukać. - Idę z wami - oznajmiła Anna, chowając odebrane ze szpitala wyniki badań. - Nie wolisz trochę porzeźbić? - spytała ze zdziwieniem Ewa. Anna wolała jednak, podobnie jak babcia, pooddychać kurzem strychu, zanurzyć się w welonach pajęczyn, potrudzić się przekopywaniem sterty sprzętów w poszukiwaniu niewielkiego białego pióra. Wolała coś robić, niż zastanawiać się nad straszną pułapką, kryjącą się w cyfrach i procentach komputerowych wyników badań córki. - Chyba że… - doktor nadal dawał nikłą nadzieję - “to tylko jakieś przejściowe zawirowanie organizmu i za miesiąc będzie lepiej