Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Tak myślę. W każdym razie wiem na pewno, że Rupert Carrington jest w strasznych opałach. — Aha! Zastanawiam się… — Nad czym? — Drogi przyjacielu, nie skacz mi do gardła. Rozumiem twoje zainteresowanie, niemniej… Może byś tak pojechał ze mną do pana Hallidaya. Postój taksówek jest zaraz za rogiem. Po kilku minutach znaleźliśmy się na Park Lane przed wspaniałym domem wynajmowanym przez amerykańskiego magnata. Wprowadzono nas do biblioteki, gdzie niemal natychmiast zjawił się wysoki, tęgi mężczyzna o świdrujących oczach i wystającym podbródku, nadającym mu agresywny wygląd. — Pan Poirot? — zaczął Halliday. — Chyba nie muszę tłumaczyć, w jakiej sprawie chciałem się z panem spotkać. Czyta pan gazety, a ja nie lubię zasypiać gruszek w popiele. Przypadkowo dowiedziałem się, że jest pan w Londynie, a pamiętam, jak dobrze poradził pan sobie z tamtymi obligacjami. Nigdy nie zapominam nazwisk. Spiknąłem się ze Scotland Yardem, ale potrzebny mi także swój człowiek. Pieniądze nie grają żadnej roli. Wszystkie były przeznaczone dla mojej dziewczynki… a teraz już jej nie ma… Wydam ostatniego centa, aby złapać tego przeklętego drania! Rozumiemy się? Pan ma tylko dostarczyć towar. Poirot skłonił się. — Przyjmuję tę sprawę, monsieur, tym chętniej, że miałem okazję kilkakrotnie spotkać pańską córkę w Paryżu. Chciałbym teraz, aby dokładnie opowiedział mi pan o szczegółach jej podróży do Plymouth, a także o wszystkim innym, co pańskim zdaniem może mieć jakikolwiek związek ze sprawą. — No cóż — odparł Halliday. — Przede wszystkim córka nie jechała do Plymouth. Miała się przyłączyć do towarzystwa zgromadzonego w Avonmead Court, posiadłości księżnej Swansea. Wyjechała z Londynu o dwunastej czternaście, pociągiem do Paddington. Do Bristolu, gdzie miała przesiadkę, dojechała o czternastej pięćdziesiąt. Oczywiście większość ekspresów do Plymouth jedzie via Westbury i nie przejeżdża nawet w pobliżu Bristolu. Ten o dwunastej czternaście jedzie bez zatrzymywania się do Bristolu, a później staje jeszcze w Weston, Taunton, Exeter oraz Newton Abbot. Córka jechała sama, w przedziale zarezerwowanym aż do Bristolu, zaś jej pokojówka w najbliższym wagonie trzeciej klasy. — Poirot skinął głową, a pan Halliday mówił dalej: — W Avonmead zebrało się wesołe towarzystwo. W planie było kilka balów, w związku z czym córka wiozła niemal całą biżuterię, o łącznej wartości około stu tysięcy dolarów. — Un moment — przerwał mu Poirot. — Kto opiekował się biżuterią? Córka czy pokojówka? — Córka. Zawsze woziła ją w niewielkiej niebieskiej walizeczce z marokinu. — Proszę mówić dalej. — W Bristolu Jane Mason, pokojówka, wzięła bagaże i przeszła do wagonu córki. Tam, ku swemu największemu zdziwieniu usłyszała, że Flossie zmieniła plany i zamiast wysiąść w Bristolu, postanowiła jechać dalej. Kazała Mason wziąć bagaże i oddać je do przechowalni. Pozwoliła jej pójść do bufetu na herbatę, ale potem miała czekać na dworcu na Flossie, która powinna wrócić do Bristolu popołudniowym pociągiem. Służąca, choć bardzo zdziwiona, zrobiła to, co jej kazano. Oddała bagaże do przechowalni, napiła się herbaty i czekała. Lecz przyjechało kilka pociągów z Plymouth, a Flossie wciąż nie było. Wreszcie po przyjeździe ostatniego panna Mason postanowiła pozostawić bagaże w przechowalni i spędzić noc w pobliskim hotelu. Dziś rano przeczytała w gazecie o tragedii i wróciła do miasta pierwszym pociągiem. — Czy wie pan o czymś, co mogło wpłynąć na nagłą zmianę planów pańskiej córki? — No więc właśnie… Według Jane Mason, w Bristolu Flossie nie była już sama w przedziale. Był z nią jakiś mężczyzna, który stał tyłem do drzwi i wyglądał przez okno z drugiej strony. Mason nie widziała jego twarzy. — To był oczywiście wagon z korytarzem? — Tak. — Z której strony był korytarz? — Od strony peronu. W czasie rozmowy z Mason córka stała w korytarzu. — Czy nie wydaje się panu… Przepraszam! — Wstał i starannie ustawił kałamarz, który stał trochę krzywo. — Je vous demande pardon* — mówił dalej, siadając. — Bardzo źle wpływa na mnie najmniejszy nieporządek. To dziwne, prawda? A więc, co to ja, mówiłem… czy nie uważa pan, że właśnie to niespodziewane spotkanie skłoniło pańską córkę do nagłej zmiany planów? — Wydaje mi się to jedynym logicznym wytłumaczeniem. — Ale nie wie pan, kim mógł być ten mężczyzna? Milioner wahał się przez chwilę, po czym odpowiedział: — Nie, nie mam pojęcia. — Dobrze. A teraz niech mi pan powie, kto i w jaki sposób odkrył ciało? — Znalazł je młody oficer Marynarki, który natychmiast podniósł alarm. Pociągiem podróżował lekarz. Zbadał zwłoki