Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

 Chocia| na chwil! Skd. Babce nigdy niczego nie brakuje. Nawet tchu, gdy tak wyprostowana maszeruje pod gór. Prawie wyprostowana. Po czterdziestu dziewiciu stopniach schodów, które, choby na krótko, odbieraj dech ka|demu. Jej te|, Dominice. Nawet PawBowi. Ale PaweB zwykle biegnie po tych schodach... Babka ju| jest na [cie|ce. Zaraz stanie na tle nieba  ciemna figurka na biaBej wyrwie, nad jarem  drog. Potem zniknie. Dominika bdzie mogBa odej[ od okna i zacz si zastanawia. Czasu ma do[, do siódmej. Co ma powiedzie mamie? I czy w ogóle zrobi to dzi[? Mama pójdzie, oczywi[cie, do babki. Wróci zdenerwowana i Dominika dBugo w noc bdzie sByszaBa krokL w pokoju obok. Kroki w ciemno[ci, prawie bezgBo[ne, ale nie dla jej wyczulonego od 25 2 dawna ucha. Potem wiatr targnie otwartym oknem  mama bdzie chciaBa ukry przed Dominik swoje nocne palenie. Z filtrem, nie szkodz  wytBumaczy wstydliwie rano. Dominika wygrzebie pogniecione pudeBko z kosza na papiery, trafi te| na niedopaBki ukryte w kilku bibuBkowych serwetkach. Mama powie, |e Dominika przesadza jak zwykle, przecie| pamita, |e paliBa tyle co nic, najwy|ej trzy, mo|e cztery. A Dominika:  To nie jest kBamstwo altruistyczne, mamo, a tylko takie tolerujesz u mnie. Mama zmiesza si wprost klasycznie i, zBa na siebie, ofuknie Dominik. (Nie bdz taka zasadnicza, ja ci nie przypominam nocnego czytania pod koBdr, z latark w gar[ci). Wtedy Dominika zacznie na mam krzycze. Ze strachu o ni. Obiecywa. Przypomina. Prosi. Nie powie o wizycie babki. Mama nigdzie nie pójdzie i noc w Bó|ku bdzie si wierci i nie spa tylko Dominika. Nie bdzie |adnego palenia papierosów w pokoju obok. Jutrzejszy ranek obejdzie si bez zapachu kropli za|ywanych przez mam ukradkiem w kuchni ju| przed '[niadaniem. Postanowione i basta. Dominika rzuca ostatnie spojrzenie na gór. MaBy ciemny punkcik znika z jasnego prze[witu midzy zboczami wwozu. ZnikB. Nie pójdzie te| do mamy na dworzec. Mama zaraz pozna, |e co[ si staBo. Dominika nie potrafi ukry przed ni swego wzburzenia. OchBonie w domu, wieczorem mama bdzie zbyt zmczona, |eby zauwa|y nienaturalne podniecenie Dominiki. I nagB apati. I znów o|ywienie... PaweB mówiB w takich sytuacjach:  reakcja na opak, to cytat, ale dobrze oddaje twój stan, Dominiko".  Cytat skd? pytaBa Dominika. » Niewa|ne  bagatelizowaB spraw autorstwa PaweB, ale Dominika wiedziaBa, |e chodziBo o co innego. PaweB po prostu nie chciaB pamita  w tej chwili pamita  |e nie jest std. Od nich. Od niej i dziadka Joachima. Te cytowane reakcje pochodziBy na pewno z Domu za miastem. A PaweB chce by, gdzie jest  tutaj, nigdzie wicej. Nawet my[l. 26 Jest szcz[liwa, bo w tym  tutaj" mie[ci si i ona, Dominika. Od kiedy spotkaBa PawBa, wiele zmieniBo si w jej |yciu; tak powiedziaBa mamie, a mama nie zlekcewa|yBa jej wyznania.  Ciesz si  u[miech byB zarazliwy, podobnie jak rado[, specjalny, przeznaczony tylko dla Dominiki.  Ja te| lubi PawBa, Dominiko. Jest  wicej ni| tak", je[li rozumiesz, co mam na my[li. RozumiaBa, oczywi[cie. I odtd my[laBa o Pawle jak mama:  PaweB wicej ni| tak". PowiedziaBa i panu Joachimowi o tym, |e od kiedy spotkaBa PawBa...  Jasne  kiwnB gBow Pa|ych.  W moim te|.  Taaak?  zdziwienie byBo miBe, cho przecigBe. Nie wiedziaBa, czy cieszy si, czy nie. WolaBaby, |eby tak gBbokie prze|ycie zwizane z osob PawBa nale|aBo tylko do niej. Trudno