Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Frytki i dużą colę. - Twarz mu pojaśniała. - To będzie uczta! Niespodziewanie odkryłam, że się do niego uśmiecham. Podniosłam się. - Muszę iść na górę sprawdzić, czy dzieci wróciły już ze szkoły. Na korytarzu przystanęliśmy koło windy. - Uwierz mi Vicky, chcę tylko twego szczęścia. - Nie strasz mnie, tatusiu. Tak dobrze ci szło! Uścisnęliśmy się ze śmiechem, i choć próbowałam zachować zdrowy sceptycyzm, pomyślałam z ulgą: "To jest możliwe, wszystko będzie dobrze, w końcu i tak dopnę swego." 2 - Podwójne frytki! - ucieszył się ojciec maczając frytkę w pojemniczku z keczupem. - Delicje! Dziękuję ci, kochanie. - Cała przyjemność po mojej stronie. A teraz może zdradzisz mi prawdziwy powód tego te- te-a-tete? Z twarzy ojca w sposób prawie niedostrzegalny zniknął wszelki wyraz do tego stopnia, że wy- raźniej ujawniła się drobnokoścista struktura jego czaszki. Ponieważ był szczupły i bardzo przystojny, wyglądał zwodniczo młodo, zwłaszcza gdy stał tyłem do światła. Włosy, wciąż gęste, choć ich barwa przyblakła, potęgowały jeszcze to wrażenie. Jego oczy miały rzadki świetlistoszary kolor. - Chciałem nieco dokładniej omówić z tobą twoje plany na przyszłość. - Tak właśnie myślałam. - Niestety, trudno mi udawać, że będzie to łatwa rozmowa. - Nie jestem tym zaskoczona. - Mam nadzieję, że zdołamy zachować rozsądek, nie wyprowadzając się nawzajem z równowa- gi. - Ja też mam taką nadzieję. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie uprzejmie. Potem ojciec zaczął się bawić hamburgerem, po- prawiać liść sałaty, skrapiać go keczupem i uważnie oglądać marynaty. - Nie cofam tego, co mówiłem wczoraj - powiedział. - Jeśli chcesz, wyjdź za niego. Nie mam zamiaru ci w tym przeszkadzać, a i potem zrobię wszystko, żeby zaadaptował się w rodzinie i w roli mojego zięcia. - To świetnie. Dziękuję. - Chciałbym jednak poczynić pewną drobną sugestię. Oczywiście nie masz obowiązku się do niej dostosować. - To się samo przez się rozumie. Ojciec westchnął, ugryzł kęs hamburgera, przeżuł go, połknął i popił resztą coli ze szklanki. Ja zjadłam do tej pory dwie frytki i właśnie sobie uświadomiłam, że już więcej nie przełknę. Odstawiłam na bok cocacolę i podeszłam do barku, żeby zrobić sobie martini. - Chcę się odwołać do twojej dojrzałości i zdrowego rozsądku - rzekł ojciec. - Jak to przyjemnie brzmi! Mam nadzieję, że moja dojrzałość i zdrowy rozsądek staną na wyso- kości zadania. - Ja również mam tę nadzieję. Vicky, nie śpiesz się do tego ślubu. Jedźna miesiąc do Anglii i spędź z nim całe lato, ale jako jego kochanka, nie żona. Milczałam. - Nie wspominałaś o tym wczoraj, choć podejrzewam, że i tak miałaś zamiar spędzić z nim okres, gdy dzieci jak zwykle wyjadą do Bar Harbor. - Tak. Uznałam, że powinien najpierw oswoić się z żoną, zanim wróci do Nowego Jorku i bę- dzie się musiał oswoić z piątką dzieci. - Zgadza się. Też o tym pomyślałem. Ale dlaczego nie możecie zaczekać ze ślubem do przyszłe- go roku, kiedy wróci tu na stałe? Posłuchaj, Vicky, spróbuj na chwilę zapomnieć, że ten człowiek to Scott Sullivan. Fakt, że jest Scottem, zaciemnia tylko obraz. W każdym innym wypadku udzieliłbym ci tej samej rady. Masz już za sobą dwa związki, z których żaden nie był szczególnie udany. Czyli, nie owijając w bawełnę: żyłaś już z dwoma mężczyznami i za każdym razem kończyło się to klęską. Nie możesz sobie pozwolić na kolejny błąd. Ucierpiałabyś i ty, i dzieci. Jeśli chcesz po raz trzeci wyjść za mąż, musisz się najpierw upewnić, że znowu nie czeka cię zawód, i dlatego uważam, że byłabyś głu- pia, gdybyś zrezygnowała z szansy, jaką daje związek na próbę, zanim postawisz wszystko na jedną kartę i po raz kolejny staniesz przed ołtarzem. Pociągnęłam łyk martini, patrząc na swojego nietkniętego hamburgera. - Nie mam zamiaru - dodał po krótkiej przerwie ojciec - czynić tu skądinąd uzasadnionych uwag na temat potencjalnej zdolności bądź niezdolności Scotta do życia we dwoje. Powiem tylko tyle: o ile mi wiadomo, jak dotąd nigdy mu się to nie udało. Nie sądzisz, że i względem niego byłoby to uczciw- sze? Pomieszkaj z nim najpierw, zanim w majestacie prawa narzucisz mu więzy, których mimo najlep- szych chęci może na dłuższą metę nie znieść. Moim zdaniem za takim wariantem przemawia nie tylko rozwaga i ostrożność, ale także współczucie i szacunek dla drugiego człowieka. Znów umilkł. Wciąż nie mogłam się zdobyć na odpowiedź. Niezdecydowanie obracałam w pal- cach kieliszek z martini. - Przenieś się na lato do Londynu - ciągnął ojciec. - Jesienią wrócisz do Nowego Jorku i roz- poczniesz przygotowania do wesela. A zaraz po Nowym Roku możesz za niego wyjść... - Zaraz po tym, jak go wylejesz? Ojciec skrzywił się. - Nie bądź głupia, Vicky. Nie mam zamiaru narażać dobrych stosunków z tobą. Zacznijże wreszcie myśleć! Sytuacja i tak jest wystarczająco trudna. Nie musisz na siłę przypisywać mi roli czarnego charakteru. - Czy możesz mi obiecać, że go nie wyrzucisz, kiedy zostanie moim mężem? - Oczywiście! Sądzisz, że jest mi całkiem obojętne, czy ze mną rozmawiasz, czy nie? - Chciałabym usłyszeć twoją obietnicę. - Obiecuję ci, że go nie wyrzucę, kiedy się z tobą ożeni