Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Chyba pan zwariował. Nie wierzę! - Niech pan przeczyta swoje akta... Doszedłem do wniosku, że - chcąc zachować czyste ręce - przekazał pan kłamstwo, które okazało się prawdą, fatalną prawdą. Za pośrednictwem wybranego agenta z powiązaniami w KGB poinformował pan, że pani Hawthorne jest podwójnym agentem, że jej małżeństwo jest prawdziwe i nie stanowi tylko taktycznego wybiegu, za jaki uważali je Sowieci. Zlikwidowali ją więc i wrzucili ciało do kanału Heren. W ten sposób utraciliśmy wspaniałą wtyczkę, a Hawthorne żonę. - O mój Boże! - Stevens wiercił się nerwowo w fotelu. - Dlaczego, u diabła, nikt nas nie uprzedził? - Przerwał gwałtownie i wbił wzrok w Gillette'a. - Chwileczkę! Jeżeli mówi pan prawdę, to dlaczego nic nie powiedziała mężowi? - Możemy się tylko domyślać. Pracowali w tej samej branży. Wiedziała o nim, ale on nie wiedział o niej. W przeciwnym razie, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na które się naraża, zmusiłby ją do rezygnacji. - Jak mogła to przed nim zataić? - No cóż, zapewne skandynawska zimna krew. Niech pan popatrzy na ich tenisistów. Widzi pan - ona nie mogła przestać. Jej ojciec zmarł w syberyjskim gułagu. Aresztowano go w Rydze za działalność antysowiecką, kiedy była jeszcze dzieckiem. Zmieniła nazwisko, stworzyła własną legendę, opanowała biegle rosyjski, a także francuski oraz angielski, i zaczęła pracować dla nas w Hadze. - Niczego takiego nie mamy w naszej dokumentacji! - Mogliście mieć, gdyby przed podjęciem decyzji sięgnął pan po słuchawkę. Była zarejestrowana poza systemem. - Bzdura! Czy komukolwiek, u diabła, można ufać? - Chyba dlatego właśnie siedzę na tym miejscu, młody człowieku - oznajmił Gillette. W jego wąskich, ukrytych pod grubymi powiekami oczach malowały się zarówno pogarda, jak i zrozumienie. - Jestem dość starym wyjadaczem z G-2 -w Wietnamie, gdzie sprawy były naprawdę cholernie popieprzone i tak paskudne, że w rezultacie zdobyłem znakomitą reputację. Prawdę mówiąc - niezasłużenie, właściwie powinienem był stanąć przed sądem polowym. Dlatego wiem, jak do tego doszło, komandorze, choć nie jest to bynajmniej usprawiedliwieniem ani dla pana, ani dla mnie. Uważam jednak, że powinien się pan orientować w sytuacji. - Jeżeli tak pan odczuwa, dlaczego przyjął tę pracę? - Nazwał mnie pan cywilem i niewątpliwie ma pan zupełną rację. Jestem bardzo bogatym cywilem. Zarobiłem mnóstwo pieniędzy - częściowo dzięki tej właśnie niezasłużonej reputacji - kiedy więc zaproponowano mi tę pracę, uznałem, że nadszedł czas spłacania długów. Bardzo bym chciał nieco usprawnić tę szczególnie ważną dziedzinę sprawowania władzy... Może, aby naprawić własne dawne błędy. - Zważywszy pańskie błędy, dlaczego sądzi pan, że ma odpowiednie kwalifikacje? - Właśnie ze względu na te popełnione błędy. Tak się boimy o nasze tajemnice, że bardzo często nie przekazujemy sobie istotnych informacji - albo ich nie szukamy. Na przykład nie wydaje mi się, żeby powtórzył pan ten sam błąd co z Ingrid Hawthorne. - To nie był mój błąd! Sam pan przyznał, że nie była zarejestrowana w systemie! - Podobnie jak osiemdziesięciu czy stu innych agentów. I co pan na to? - Uważam, że to śmierdzi! - W tym również parę tuzinów pańskich ludzi. - Tak było, zanim objąłem moje stanowisko - odparł krótko oficer marynarki. - System nie działa, jeżeli się go lekceważy. W tych komputerach są zainstalowane niezawodne procedury zabezpieczające. - Niech pan nie mówi tego hackerom, którzy włamują się do komputerów Pentagonu. Mogą panu nie uwierzyć. - Jedna szansa na milion! - Mniej więcej taką samą ma plemnik, aby zapłodnić jajo, ale dziewięć miesięcy później rodzi się nowe życie. A pan zniszczył jedno życie, komandorze. - Niech pana wszyscy diabli... - Proszę sobie oszczędzić - oznajmił dyrektor CIA, unosząc dłonie. - Ta informacja nie wyjdzie poza obręb tego pokoju. Do pana wiadomości: popełniłem podobny błąd na szlaku Ho Chi Minha - i ta wiadomość też nie powinna wydostać się poza ściany tego pomieszczenia. - Czy już skończyliśmy? - Jeszcze nie. Nie mogę panu wydać rozkazu, chciałbym jednak zasugerować, żeby dotarł pan jakoś do Hawthorne'a i udzielił mu wszelkiej niezbędnej pomocy. W odróżnieniu od nas ma pan ludzi na całych Karaibach - naszych przedstawicieli jest tam niewielu. - Nie zechce ze mną rozmawiać - komandor odparł wolno, spokojnie. - Próbowałem już kilka razy. Kiedy tylko się zorientował, kto dzwoni, bez słowa odkładał słuchawkę. - Rozmawiał z kimś od was, MI-6 to potwierdziło. Przyznał się ich człowiekowi, Cooke'owi na Virgin Gordzie, że wie o Bajaratt, o podjęciu maksymalnych środków ostrożności w Gabinecie Owalnym i o tym, że prezydenta właściwie izolowano. A jeżeli nie pan mu to powiedział, to kto? - Rzeczywiście dałem mu cynk - przyznał niechętnie Stevens. - Kiedy nie mogłem się z tym sukinsynem porozumieć, nadałem kilku jego znajomym, że jeśli któryś z nich uzna, iż może coś zyskać, niech przekaże Tyrellowi scenariusz. - Tyrellowi? - Znaliśmy się, może niezbyt dobrze, ale wypiliśmy raz i drugi po drinku