Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Kocham go, ale tego mu nigdy nie daruję. Widzicie go — wdowiec! Daj no mi wody... A że Panszyna odesłałaś z kwitkiem, za to mi się podobasz. Tylko nie wysiaduj po nocach z tymi kozłami rogatymi, z mężczyznami; nie rób mi przykrości! Bo pamiętaj, że ja nie tylko umiem pieścić, ale i chłostać. Wdowiec! Marfa Timofiejewna wyszła, a Liza usiadła w kącie i zapłakała. Zrobiło się jej ciężko na duszy: nie zasłużyła sobie na takie upokorzenie. Niewesoło zapowiadała się jej miłość: od wczorajszego wieczora płakała już po raz drugi. Ledwo się w jej sercu narodziło to nowe, nieoczekiwane uczucie, a już tak za nie odpokutowała, już obce ręce tak brutalnie dotknęły jej najsłodszej tajemnicy! Odczuwała wstyd i gorycz, i ból, nie było jednak w niej zwątpienia lub strachu — i Ławrecki stał się dla niej jeszcze bardziej bliski i drogi. Wahała się, dopóki sama siebie nie zrozumiała, ale po tym spotkaniu w ogrodzie, po tym pocałunku — już się więcej wahać nie mogła. Wiedziała, że kocha — i kochała uczciwie, poważnie, przywiązała się mocno, na całe życie — i nie lękała się przeciwności. Czuła, że żadna siła nie rozerwie tych więzów. XXXIX Maria Dmitriewna ogromnie się przelękła, kiedy jej zaanonsowano przybycie Warwary Pawłowny Ławreckiej. Nie wiedziała nawet, czy ją przyjąć, czy nie: bała się obrazić Fiodora Iwanycza. W końcu jednak ciekawość wzięła górę. „No to co? — pomyślała. — Przecież ona też właściwie należy do rodziny." — I usiadłszy w fotelu rozkazała lokajowi: proś! Upłynęło kilka chwil; drzwi się otworzyły; Warwara Pawłowna szybkim, niemal bezszelestnym krokiem zbliżyła się do Marii Dmitriewny i nie dając jej wstać z fotela, prawie upadła przed nią na kolana. — Dziękuję, ciotuniu — zaczęła wzruszonym i cichym głosem po rosyjsku — dziękuję! Nie spodziewałam się takiej pobłażliwości, ciotunia jest dobra jak anioł. Wypowiedziawszy te słowa Warwara Pawłowna niespodziewanie chwyciła rękę Marii Dmitriewny, z lekka ścisnęła tę rękę w swoich bladoliliowych rękawiczkach i przypochlebnie podniosła ją do różowych, pełnych warg. Maria Dmitriewna zupełnie straciła głowę, gdy ujrzała tę piękną, wytwornie ubraną kobietę prawie u swoich stóp; nie wiedziała po prostu, co ma robić: cnciała wyrwać rękę z jej dłoni, chciała ją posadzić obok siebie, chciała powiedzieć jej coś miłego; skończyła na tym, że się nieco podniosła i pocałowała Warwarę Pawłownę w gładkie, pachnące czoło. Warwara Pawłowna aż zamarła z zachwytu. — Dzień dobry, bonjour — wyrzekła Maria Dmitiriewna. — Rzecz prosta, nie wyobrażałam sobie... Zresztą, oczywiście, bardzo się cieszę, że cię widzę. Rozumiesz, moja droga, że trudno mi się wtrącać w sprawy między mężem a żoną... — Mój mąż ma zupełną rację — przerwała jej Warwara Pawłowna — tylko ja jestem winna. — Bardzo ci się chwali ta uczciwość — odparła Maria Dmitriewna — bardzo. Dawno przyjechałaś? Widziałaś się z nim? Siadajże, moja droga, bardzo cię proszę. — Przyjechałam wczoraj — powiedziała Warwara Pawłowna siadając posłusznie na krześle — widziałam się z Fiodorem Iwanyczem i rozmawiałam z nim. — A! No i cóż on? — Obawiam się, że mój nieoczekiwany przyjazd rozgniewał go — ciągnęła dalej Warwara Pawłowna — zachował się jednak spokojnie. — To znaczy, że on nie... Tak, tak, rozumiem — poprawiła się Maria Dmitriewna. — On jest tylko na pozór trochę nieokrzesany, ale serce ma miękkie. — Fiodor Iwanycz mi nie przebaczył: nie chciał mnie wysłuchać... Ale był tak dobry, że wyznaczył mi Ławryki na miejsce zamieszkania. — A! Piękny majątek! — Jutro tam jadę zgodnie z jego wolą, ale uważałam sobie za obowiązek odwiedzić przedtem ciocię. — Bardzo, bardzo ci jestem wdzięczna, moja droga. Nigdy nie należy zapominać o rodzinie. A wiesz? Podziwiam, że tak świetnie mówisz po rosyjsku. C'est étonnant Warwara Pawłowna westchnęła. — Zbyt długo przebywałam za granicą, Mario Dmitriewno, zdaję sobie z tego sprawę; ale serce miałam zawsze rosyjskie i nie zapomniałam o swej ojczyźnie. — Tak, tak, słusznie robiłaś. Fiodor Iwanycz jednak wcale się ciebie nie spodziewał... Tak, zaufaj mojemu doświadczeniu: la patrie avant tout Ach, pokaż no mi, jaką masz piękną mantylkę! — Podoba się cioci? — Warwara Pawłowna zręcznym ruchem zsunęła mantylę z ramion. — Taka sobie, zwyczajna, od madame Baudran. — To zaraz widać. Od madame Baudran... Jaka ładna i jaka gustowna! Jestem pewna, że przywiozłaś z sobą mnóstwo zachwycających rzeczy. Chciałabym je chociaż obejrzeć. — Wszystkie moje toalety są do dyspozycji kochanej ciotuni. Jeśli ciocia pozwoli, pokażę coś niecoś cioci garderobianej. Przywiozłam z Paryża służącą: doskonale szyje. — Jesteś niezwykle uprzejmą, moja droga. Ale doprawdy, to mnie krępuje. — Krępuje... — powtórzyła z wyrzutem w głosie Warwara Pawłowna. — Chce mnie ciocia uszczęśliwić? W takim razie proszę mną dysponować jak swoją własnością. Maria Dmitriewna do reszty się rozczuliła. — Tu es charmante — powiedziała. — Ale czemu nie zdejmujesz kapelusza i rękawiczek? — Ciocia naprawdę pozwala? — spytała Warwara Pawłowna i z lekka, jakby z zachwytem złożyła ręce. — Oczywiście przecież mam nadzieję, że zjemy razem obiad. Poznam cię... z moją córką. — Maria Dmitriewna trochę się zmieszała. „Ano, rzekło się, trudno!" — pomyślała. — Liza dzisiaj czuje się jakoś niezbyt zdrowa. — Oh, ma tafite, jaka ciocia jest dobra! — zawołała Warwara Pawłowna i podniosła chusteczkę do oczu. Kozaczek zaanonsował Gedeonowskiego. Stary plotkarz wszedł składając raz po raz ukłony i krzywiąc się w uśmiechu, Maria Dmitriewna przedstawiła go swojemu gościowi. Gedeonowski zmieszał się w pierwszej chwili, ale Warwara Pawłowna potraktowała go z tak pełnym kokieterii szacunkiem, że aż mu się uszy zaczerwieniły z wrażenia, a z ust popłynął miodowy potok komplementów, zmyślonych wiadomości i pospolitych plotek. Warwara Pawłowna słuchali go, powściągliwie się uśmiechała i pomału sama się rozgadała