Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Światło mroźnego poranka uwydatniło ostrość jej rysów. Przez te zmrużone oczy raz jeszcze skojarzyła mi się z przyczajonym, gotowym do ataku wężem. Rozumiałam jej gwałtowną nienawiść do mnie. Wynikała z instynktu samozachowawczego. W zeszłym roku byłam Siergiejowi o wiele bliższa niż wszyscy inni. Aleksiej trzymał nas w napięciu, przekładał papiery na biurku i niespiesznie rozpalał fajkę. Jego ruchy były niezręczne i powolne, zapewne ze smutku po śmierci człowieka, z którym przyjaźnił się przez ponad trzydzieści lat. - Nie będę tego dłużej przeciągał - powiedział w końcu. - Ostatnia wola Siergieja, unieważniająca poprzednie testamenty i spisana dwudziestego pierwszego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego siódmego roku, jest prosta i jasna. - Przetarł oczy i włożył okulary, po czym zwrócił się do Dymitra i Amelii. - Choć kochał was bardzo i możecie się zdumieć jego decyzją, instrukcje Siergieja są jasne i precyzyjne: „Ja, Siergiej Mikołajewicz Kiryłow, przekazuję wszystkie swoje dobra, w tym dom i jego wyposażenie oraz mój klub Moskwę-Szanghaj Annie Wiktorownie Kozłowej”. Słowa Aleksieja utonęły w zdumionej ciszy. Nikt nawet nie drgnął. Chyba czekaliśmy, aż Aleksiej coś doda, sprecyzuje, on jednak tylko zdjął okulary i oznajmił: - To wszystko. Wargi tak mi wyschły, że nie mogłam ich zamknąć. Dymitr wstał i podszedł do okna. Amelia jeszcze głębiej zatonęła w fotelu. To, co przed chwilą zaszło, wydawało się nierzeczywiste. Jak Siergiej, którego kochałam i któremu wierzyłam, mógł mi zrobić coś takiego? Zdradził Dymitra za lata lojalnej służby, a mnie uczynił swoją wspólniczką. Gorączkowo poszukiwałam jakichś powodów, ale nic nie miało sensu. - Czy spisał testament po moich zaręczynach z Anią? - spytał Dymitr. - Data by na to wskazywała - powiedział Aleksiej. - Data by na to wskazywała - powtórzyła Amelia z pogardliwą miną. - Nie jesteś jego prawnikiem? Nie zasugerowałeś mu czegoś? - Jak wiesz, Amelio, Siergiej od pewnego czasu nie czuł się najlepiej. Poświadczyłem jego testament, ale niczego mu nie doradzałem - odparł Aleksiej. - Czy adwokaci poświadczają testamenty ludzi, którzy ich zdaniem nie są w pełni władz umysłowych? Raczej nie! - syknęła Amelia, pochylając się ku niemu. Obnażyła zęby, gotowa do ataku. Aleksiej wzruszył ramionami. Miałam wrażenie, że bawi go widok wyrolowanej Amelii. - Myślę, że Ania jest młodą kobietą o nieskazitelnym charakterze - oświadczył. - Jako żona będzie dzieliła cały swój majątek z Dymitrem, a ponieważ traktowałaś ją wspaniałomyślnie, na pewno i tobie okaże łaskawość. Amelia zerwała się z fotela. - Przybyła tu jako nędzarka - powiedziała, nie patrząc na mnie. - Nie było mowy o tym, że zostanie. Okazaliśmy jej łaskę. Rozumiesz? Łaskę! A on lekceważy mnie i Dymitra i oddaje jej wszystko! Dymitr przeszedł przez pokój i zatrzymał się przede mną. Ujął moją brodę w dłoń i spojrzał mi w oczy. - Wiedziałaś coś o tym? - spytał. Zbladłam po tych słowach. - Nie! - wykrzyknęłam. Złapał mnie za rękę, żeby pomóc mi wstać z sofy. Był to gest kochającego męża, jednak gdy tylko mnie dotknął, poczułam chłód jego dłoni. Gdy wychodziliśmy, nienawiść w oczach Amelii nie uszła mojej uwagi. Ta kobieta najchętniej wbiłaby mi nóż w plecy. W drodze do domu Dymitr nie odezwał się do mnie ani słowem. Nadal milczał, gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu. Przez całe popołudnie siedział zgarbiony na parapecie, palił i wyglądał przez okno. Ciężar rozmowy spadł na mnie, jednak byłam zbyt zmęczona, by go udźwignąć. Płakałam, a moje łzy spływały do zupy marchewkowej, którą przygotowałam na kolację. Zacięłam się przy krojeniu chleba i patrzyłam, jak krew skapuje na bochenek. Pomyślałam, że może jeśli Dymitr posmakuje tego smutku, uwierzy w moją niewinność. Wieczorem Dymitr siedział sztywno i wpatrywał się w kominek. Odwracał się ode mnie, choć zaglądałam mu w twarz, marząc jedynie o tym, żeby wybaczono mi coś, za co nie odpowiadałam. Odezwał się do mnie dopiero wtedy, gdy wstałam i postanowiłam iść spać. - Mimo wszystko mi nie ufał, prawda? - powiedział. - Całe to gadanie o synu, którego nie miał... A jednak ciągle widział we mnie szumowinę. Niegodną zaufania. Poczułam, jak sztywnieją mi mięśnie pleców. Moje myśli popłynęły w dwóch kierunkach. Słowa Dymitra przyniosły mi ulgę i jednocześnie przerażały. - Nie myśl o tym w ten sposób - stwierdziłam. - Siergiej cię uwielbiał. Aleksiej mówił przecież, że nie czuł się dobrze. Dymitr potarł rękami zmęczoną twarz. Gorycz w jego oczach mnie zabolała. Chciałam go przytulić, znowu się z nim kochać. Oddałabym wszystko, by na jego twarzy ujrzeć pożądanie zamiast męki