Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Ja k chcesz - oznajm ił tonem starann ie pozba wio nym jakichk olwiek emocji. - Ale czy chcesz odpocz ąć czy nie, decyzję podjąć musisz. Wykon ałaś doskon ałą robotę, ale oni kontyn uują atak. A z tego co wiemy, do tranzyt u może być gotowa następ na setka superdr eadnou ghtów. - Ni e jest — oświadc zyła rzeczo wo. — Gdyby była, już by się tutaj znalazł a. - D laczego ? Dlateg o, że my byśmy tak zrobili? Jedy ne, co wiemy na pewno, to że Pająki nie kierują się tą samą logiką co my. Może te okręty zostały spisane na straty tylko po to, by zniszcz yć nasze siły, a do zdobyc ia system u przezn aczone są świeże jednost ki? - N ie! - Potrząs nęła głową tak energic znie, że az się zatoczy ła, i musiała złapać oparcie najbliżs zego fotela dla utrzym ania równo wagi. - To, co znajduj e się teraz w sy stemie, to wszystk o, co mają w okolicy . I nie zdobęd ą tego system u! - V anessa, przegra liśmy! Nikt nie dokona łby więcej, niż ty dokona łaś, ale to już koniec. [ 251 ] - To nie jest koniec! - oświadczyła z wściekłym bły skiem w oczach. - Ależ... - To nie jest koniec! - ryknęła. LeBlanc cofnął się odruchowo, a Murakuma przema- szerowała energicznie obok i wyszła na pomost flagowy Ruszył za nią, gorączkowo szukając jakiegoś argumentu, który zdołałby trafić do resztek jej zdrowego rozsądku - Z admirałem Tellerem! - poleciła Murakuma ostro oficerowi łącznościowemu, ignorując wszelkie przyjęte for my, a gdy na ekranie wizualnym pojawiła się twarz Jack- sona Tellera, spytała bez wstępów: - Ile myśliwców nam zostało? - Około dwustu plus te z bazy floty. Łącznie nieco po nad trzysta. - Ściągnij wszystkie maszyny z bazy i z planety. Ma my dość miejsca na pokładach hangarowych, zęby je do- tankować i uzbroić w razie potrzeby. - W ten sposób zostawimy planetę bez osłony lotni czej - zaprotestował Teller. -I... - Wiem o tym. Wykonaj rozkaz. Natychmiast! Teller wytrzeszczył oczy, po czym spojrzał ponad jej ramieniem. Murakuma zrobiła dwa kroki i stanęła mię- dzy ekranem a LeBlankiem Teller zrozumiał znaczenie tego gestu i kiwnął głową potakująco. - Aye, aye, ma'am — powiedział cicho. — Wolno spytać, co mam z nimi zrobić, gdy będą juz gotowe do startu? - Wolno. - Murakuma podeszła do fotela i nacisnęła przycisk na poręczy, dzieląc ekran na połowę. Na drugiej pojawiło się zmęczone oblicze Waldecka. - Demosthenes, ściągam na lotniskowce myśliwce z ba zy i z planety. Kiedy przybędą i skończymy reorganizację skrzydeł, zrealizujemy plan „Leonidas". Twarz Waldecka stężała i przez moment wyglądało na to, ze zaprotestuje. Trudno było mu się dziwić - ten plan był planem rozpaczliwym i wymagającym ataku wszyst- kich jednostek. Bój spotkaniowy został przewidziany jako [ 252 ] j ostatniej szansy, który miał zostać zrealizowa- ny tylko, gdyby Pająki dysponowały podobnymi siłami, gytuacja ta nie miały miejsca i wróg nadal dysponował przytłaczającą przewagą w okrętach liniowych, a bój spot- jcaniowy oznaczał starcie na niewielką odległość, czyli ta- ką, w której będzie mógł użyć wszystkich rodzajów dział. - Jest pani pewna, ma'am? - spytał Waldeck. - Jestem. Wiem, ze mają większą siłę ognia i więcej okrętów. Ale większość z nich jest uszkodzona. I nie po siadają myśliwców. Skoordynuj atak z Jacksonem, tak by myśliwce zaatakowały dopiero, gdy twoje okręty znajdą się w zasięgu broni energetycznej. Było to desperackie rozwiązanie stawiające wszystko na jedną kartę i każdy z obecnych dobrze o tym wiedział. Waldeck milczał przez długą chwilę, po czym ku zasko- czeniu Murakumy i jeszcze większemu LeBlanca kiwnął potakująco głową. - To się może udać. Oświadczenie to spowodowało, ze Leroy Mackenna uniósł głowę znad ekranu i wytrzeszczył oczy. - Lepiej, zęby tak było - burknął Teller posępnie