Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Profesorze - szepnął. - Pan... - Skręciłem kark. Wiem - odparł profesor. Ujął głowę w obie ręce i podniósł ją, by móc patrzeć prosto w oczy Strużka. - Czy tak lepiej? - spytał ze słabym uśmiechem. Strużek skinął głową, ale zaraz potem profesor kichnął i głowa znowu opadła. Strużek usiłował opanować mdłości. - Musimy ją jakoś unieruchomić - powiedział i odwrócił się, jakby szukał jakiegoś przyrządu. Nie mógł patrzeć na przekrzywioną głowę profesora. - Patyk - mruknął zaaferowany. - Niech pan poczeka, profesorze. Pobiegł między drzewa. Po chwili wrócił z patykiem, długim i prostym, na ile mógł być prosty patyk ze starych drzewisk Puszczy. Przy wiąże się go do pleców profesora... i... gotowe. - Załatwione, profesorze. Strużek odstąpił o krok, by ocenić swoje dzieło. Z tyłu wyglądało to tak, jakby z pleców profesora wyrastała długa gałąź. - A teraz głowa - mówił Strużek, wyciągając z kieszeni bandaż. - Powinno wystarczyć. Profesor, z brodą opartą o pierś, podniósł wzrok, na ile pozwalały mu warunki. - Co zamierzasz? - spytał - Zaraz pokażę - szybko odparł Strużek. - Jeśli znowu podniesie pan głowę, przywiążę ją do gałęzi. Dzięki temu nie będzie już opadała. - Wspaniały pomysł - ucieszył się profesor. Podniósł głowę i ostrożnie oparł o gałąź. Strużek przywiązał ją bandażem do prowizorycznej podpory. Kiedy bandaż się skończył, rozdarł go i zawiązał węzeł. - Już - powiedział. Profesor cofnął ręce. Głowa nie opadła! Strużek westchnął z ulgą. - Wspaniała improwizacja - stwierdził Profesor Światła z podziwem. - Muszę przyznać, że Grot Pędziwoda miał rację. W rzeczy samej, zmyślny z ciebie młodzieniec! Strużek drgnął zaskoczony. - Grot? Jest tutaj? Czy... - Tęczowe powietrze zamigotało wesoło. Gdzieś z oddali dobiegł nieprzyjemny śmiech. Strużek zdał sobie sprawę, że źle zrozumiał profesora. - Ach, rozmawialiście jeszcze na ”Łowcy”? - Nie, nie. Na statku nie zamieniliśmy ze sobą jednego słowa. Nie, jest tutaj, w Mrocznej Puszczy. - Przez jego twarz przemknęło zdziwienie. - Jeszcze przed chwilą był przy mnie. Patrzyliśmy... na... - Rozejrzał się bezradnie. - Nie pamiętam na co. Strużek pokiwał głową i z niepokojem zerknął na ruchliwe cienie. - To zdradzieckie miejsce - szepnął. - Tu coś jest... a może ktoś... a może jest ich więcej. Nie wiem. Ale widzę twarze, choć niewyraźnie i tylko przez chwilę, słyszę głosy, które cichną, gdy zaczynam nasłuchiwać. - Właśnie - odparł profesor sennie. - Pytania szukające odpowiedzi. Teorie pragnące potwierdzenia. - Gdyby nie to... - dodał Strużek, podnosząc wysoko miecz. - Miecz przypomina mi, skąd przybyłem i kim jestem. A rękawica, kim nie wolno mi się stać. Bez nich chyba całkiem bym się zagubił. Och, profesorze, musimy uciekać z tego lasu jak najszybciej. Profesor westchnął, ale się nie poruszył. - Podczas upadku złamałem kręgosłup - powiedział cicho. - Żyję tylko dlatego, że wylądowałem akurat tutaj. Nie mogę zrezygnować z nieśmiertelności, którą daje mi Mroczna Puszcza. Umarłbym w chwili, kiedy bym ją opuścił. Strużek pokręcił głową w rozterce. Oczywiście profesor miał rację. - Ale nie jest tak źle. Teraz mogę przez całą wieczność studiować tajemnice burzywa - dodał starzec z uśmiechem. - Czy Profesor Światła mógłby chcieć czegoś więcej? Strużek także się uśmiechnął, lecz poczuł chłód w sercu. Jeśli profesor nie zgodzi się odejść, czy to znaczy, że znowu czeka go samotność? Znowu ktoś go zostawił? Tego nie mógłby znieść. - Profesorze - odezwał się z wahaniem - pomoże mi pan znaleźć innych, prawda? Profesor odwrócił się i zmierzył go surowym spojrzeniem. - Za kogo ty mnie uważasz? My, uczeni z Sanctaphraksu, nie jesteśmy tak nikczemni jak ten podstępny padalec, ten awansowany ostrzyciel noży, Vilnix Pompolnius, choć mogłeś słyszeć zupełnie inne opinie. - Przepraszam, nie chciałem... - zająknął się chłopiec. - Ja tylko... nie mogę... nie mógłbym... - Już dobrze, dobrze... - Ja muszę się stąd wydostać! - krzyknął Strużek. - Muszę! Zanim będzie za późno! -...za późno... za późno - szydziła puszcza. Profesor niezdarnie objął go ramieniem. - Daję słowo, że cię nie opuszczę. Przecież nie odpłaca się złem za dobro - dodał, wskazując gałąź podtrzymującą jego głowę. - Dziękuję. - Strużek pociągnął nosem i podniósł wzrok. Profesor wpatrywał się w jakiś punkt, uśmiechając się w rozmarzeniu. Zdradzieckie miraże i zjawy z najciemniejszych zakątków puszczy znowu opanowały jego umysł. Kryształki burzywa iskrzyły się tęczowo. - Wcielone światło - szepnął profesor sennie. - Światło doskonałe. - Profesorze! - krzyknął przerażony Strużek. - Profesorze! Pan mi dał słowo! Rozdział 16 KAPITAN STRUŻEK Profesorze! - krzyknął Strużek prosto w ucho swojego towarzysza. - To ja, Strużek! Musi mi pan pomóc! Ale profesor tylko się odwrócił, podniósł rękę i zaczął przyglądać się z bliska jej grzbietowi. - Spójrz, kryształki przywierają do każdego włoska z osobna - zdumiał się. - A światło przenika je na całej długości, od cebulki po rozdwojony koniec. Strużek skinął głową. Włoski rzeczywiście świeciły własnym światłem. Ale co z tego? - Profesorze! Niech mnie pan posłucha! - Masz rację, mój stary zaufany przyjacielu i rywalu - mówił profesor. - Rzeczywiście to wygląda tak, jakby nasiąkały światłem. Ty zauważyłbyś drobiny sepiowego pyłu. Taka substancja rzeczywiście musi mieć właściwości oczyszczające... Strużek odwrócił się, kręcąc głową. Tak jak ślepy rycerz wziął go za swego dawnego towarzysza Garliniusa, tak teraz profesor widział w nim Profesora Mroku. To beznadziejne. Zupełnie beznadziejne. Przełknął łzy. - Niech pan idzie ze mną - powiedział, delikatnie ujmując profesora za przegub. - Proszę. Co dwie głowy to nie jedna... nawet jeśli któraś z nich siedzi na złamanym karku i niewiele w niej zostało. Nie uszli nawet dziesięciu kroków, kiedy Profesor Światła nagle przystanął. - Jak to ”niewiele w niej zostało”? Strużek wybuchnął śmiechem. - Profesorze! Wrócił pan! - Och, chłopcze - rzekł profesor cicho. - Cóż to za nadzwyczajne miejsce. Strużek uśmiechnął się niepewnie. Profesor znowu zaczął snuć niekończące się rozważania o kryształach burzywa. - Światło w stanie stałym - mówił w uniesieniu. - Namacalna energia