Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Nienawidzę cię! - warknęła Elashi. Tull zatrzymał się z poślizgiem obok nich, przechylił się, zamachał rękami i niechybnie spadłby, gdyby nie pewny chwyt muskularnej ręki. - Uważaj! - doradził Conan. Tull skinął głową, odzyskując oddech. - Bezsłoneczne Morze. - Znasz to miejsce? - Widziałem je kiedyś z innego miejsca. - Do Elashi zaś dodał: - Lepiej wyłaź z wody, panienko. Mieszkają w niej pewne zwierzęta, które... Cokolwiek Tull zamierzał dopowiedzieć, zostało zagłuszone głośnym chlupotem, gdy Elashi pospiesznie wyskakiwała z wody. Po lewej stronie znajdowało się coś w rodzaju małej plaży, w odległości może czterech kroków. Elashi potrzebowała mniej niż cztery uderzenia serca, by się tam dostać. Odetchnęła z ulgą na tym kawałku suchego piasku. Od wylotu korytarza wiodła tutaj wzdłuż ściany wąska półka skalna, którą zeszli na brzeg Conan i Tull. Elashi zaczęła zdejmować ubranie i wykręcać je z wysiłkiem. - Daj mi swój płaszcz - powiedziała Conanowi, z trudem powstrzymującemu się od głupich uśmieszków, gdy obserwował jej zabiegi. Należał jej się ten upadek, ale chyba lepiej, żeby o tym nie wspominał. Owinęła się w płaszcz, niemal równie wilgotny jak jej własne ubranie. - Mówże - zaczął Conan - co wiesz o tym morzu? - Niewiele - odrzekł Tull - Wiem, że rozszerza się w tym miejscu, a w innych zwęża do szerokości małej rzeczki. Pewnie ciągnie się przez całe mile, chociaż jest to raczej olbrzymie jezioro niż morze - woda nie jest słona. Dowiedziałem się tego od jednego Albinosa, którego kiedyś złapałem. - Mów dalej - ponaglił go Conan. - Nikt nie wie na pewno, gdzie kończy się to morze, ale możliwe, że w końcu wypływa na powierzchnię. Conan wpatrzył się w spokojną wodę. - To wystarczający powód, żeby tędy podążyć. - Bo mamy wszak statek i wioślarzy - wtrąciła się Elashi. Z nutą sarkazmu, jak zwykle. - To wcale nie jest wykluczone - zastanowił się Tull - w pewnym sensie. - Jak to? - spytał Conan. - W tej wodzie żyją różne stworzenia, a wśród nich wielkie wąsate ryby. Olbrzymie jak dom, jeśli wierzyć relacji Albinosa. - I co z tego? - W młodości dużo łowiłem w wielkich rzekach na zachodzie - ciągnął Tull. - Te denne ryby mają wewnątrz duże pęcherze wypełnione powietrzem. Gdy umierają, przez jakiś czas unoszą się na wodzie. Złowiwszy taką rybę, moglibyśmy zrobić tratwę, a kości i płetw użylibyśmy jako wioseł. - Wszystko bardzo pięknie - zauważyła Elashi - ale jak chcecie złapać taką potworną rybę? - Mamy wasze miecze i mój nóż - odparł Tull. - Pewnie zadany cios we właściwe miejsce powinien załatwić sprawę. - A jak zwabimy tę rybę do miejsca, gdzie moglibyśmy ją zabić? - kontynuowała Elashi, nadal niezbyt przekonana. - Nie mamy przecież przynęty. Conan i Tull wymienili spojrzenia, po czym wyszczerzyli się do niej w uśmiechu. Cokolwiek dałoby się powiedzieć o pustynnej kobiecie, z pewnością potrafiła myśleć. - Ha! Obaj chyba powariowaliście! - Inny wybór, to zostać tutaj na zawsze i czekać na robale, nietoperze, Albinosy i cyklopy - zauważył Conan. - Nie wspominając już czarodzieja i wiedźmy. - W takim razie niech jeden z was będzie przynętą! - Ja jestem rybakiem i muszę wypatrywać ryby - odparł Tull. - A ja jestem znacznie lepszym szermierzem niż ty - dodał Conan. - Czy sądzisz, że zdołałabyś zabić rybę wielką jak dom tą twoją igiełką? - Nie zrobię tego, nie ma mowy - zaprotestowała Elashi. - Chyba obaj upadliście na głowę i wyleciały wam te wasze skarlałe mózgi! Tull naszkicował kształt ryby na mokrym piasku nad wodą. - Musisz uderzyć mieczem tutaj - powiedział, pokazując punkt zaraz za głową - pod takim kątem, żeby przeciąć gruby nerw w kręgosłupie, o tak. Conan przytaknął. - Mięso jest miękkie, kość również, ale musisz zadać potężny cios, pewnie aż po jelec. Conan znowu kiwnął głową. Tull wstał i otrzepał piasek z dłoni. - Nieco dalej, o tam, wypatrzyłem dogodne miejsce. Widzisz tę skalną iglicę tuż nad wodą? - Tak, widzę. - Jeśli panienka przepłynie pod spodem, będziesz w doskonałej pozycji do ciosu, gdy ryba przesunie się obok. Słysząc to Elashi zaśmiała się. - Ech, szkoda! Tak bardzo chciałam wziąć udział w tym szalonym planie, ale patrz, niestety, nie umiem pływać. Spytaj Conana, on wie. To tyle, jeśli chodzi o wasz plan. - Nie musisz pływać - odparł Tull. - Będziesz zwisać z iglicy przywiązana pasami. Zrobimy je zaraz z twojego płaszcza, Conanie. - Ale... ale... - zaczęła. - ...to tyle, jeśli chodzi o twoje sprzeciwy - dokończył Conan. Przygotowanie wszystkiego zabrało im mniej niż godzinę. Elashi zawisła na skale, dotykając stopami wody. Tull kazał jej machać nogami, żeby nieco wzburzyć wodę. Powyżej stanął Conan, z obnażonym mieczem trzymanym oburącz ostrzem w dół, gotowy w każdej chwili zadać decydujący cios. Tull obserwował wodę. - Jeśli pozwolisz rybie zjeść mnie, nigdy ci tego nie wybaczę, Conanie. Będę się za tobą włóczyć po Szarych Krainach przez tysiąc lat i postaram się, żebyś tego pożałował, przysięgam. Conan zastanowił się chwilę nad taką perspektywą i uznał ją za wyjątkowo nieprzyjemną. Być dręczonym przez kąśliwy kobiecy język po wsze czasy, to rzeczywiście piekielna wizja. Crom z pewnością nie ukarałby tak żadnego grzesznika. - Spójrz tam - wskazał palcem Tull. Conan powiódł wzrokiem w tym kierunku. Wydawało mu się, że jedna z fal zbliża się do nich. - Nie widać żadnej ryby. - Ale widać wodę, w której płynie. Zanim podpłynie, będzie musiała wysunąć się wyżej. Za moment... o, jest! Coś cienkiego i kolczastego przebiło powierzchnię wody. - To płetwa grzbietowa! - krzyknął Tull. - Szykuj się, chłopcze! - Do Elashi zaś dodał: - Wyciągnę cię, gdy podpłynie dostatecznie blisko! - Lepiej żebyś to zrobił! - ostrzegła Elashi. - Na Mitrę, ale olbrzymia! - krzyknął Tull. - Można by nią wyżywić całą wioskę przez miesiąc! - Czy nie powinieneś mnie już wyciągać? - Jeszcze chwileczkę. Conanie? - Jestem gotów. - Cymmerianin odetchnął głęboko i wzmocnił odwrotny chwyt na rękojeści miecza. Oto nadpływał potwór, coraz bliżej i bliżej... - W górę, panienko! - Tull jął ciągnąć podwójne pasy tkaniny utrzymujące Elashi nad powierzchnią. Podniosła się może o krok... ...gdy pas z lewej strony puścił. Trzask pękającego materiału zlał się z wrzaskiem dziewczyny, która zawisła, trzymając się kurczowo pozostałego pasa, niemalże podcinając nagłym szarpnięciem Tulla na jego stanowisku. - Na dupę Mitry! - zaklął Tull i zaczął gorączkowo wciągać Elashi z powrotem. Zbyt wolno. Za chwilę ryba byłaby już o krok od "przynęty", a wtedy... Elashi wykonała podrzut i jak małpa zaczęła wspinać się po zaimprowizowanej linie. Gdy dotarła wreszcie do końca trzymanego przez Tulla, nie zatrzymała się, tylko przeszła po nim, byle dalej od miejsca, gdzie przed chwilą wisiała, a gdzie ryba zdążyła właśnie dopłynąć