Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Już dawno miała być pokryta kafelkami - odparła. - Sprawa jakoś utknęła w gąszczu nowojorskiej biurokracji, tak mi przynajmniej mówiono. - A co robią tutaj te wszystkie trumny? - spytał Lou. - To ładny akcent - dodał, wskazując na sięgający niemal sufitu stos prostych sosnowych skrzyni. Inne trumny były ustawione pionowo. - Chowane są w nich ciała na cmentarzu Potter’s Field - wyjaśniła Laurie. - W Nowym Jorku mamy wiele nie zidentyfikowanych ciał. Po sekcji trzymamy je w chłodni przez kilka tygodni. Jeśli nikt się po nie nie zgłasza, to są w końcu grzebane na koszt miasta. - Czy nie można by gdzieś indziej przechowywać tych trumien? To wygląda na wyprzedaż. - Dziwne skojarzenia. Jestem już tak przyzwyczajona do ich widoku, że chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Laurie pierwsza weszła na salę sekcyjną, przytrzymując drzwi dla detektywa. W przeciwieństwie do poprzedniego ranka wszystkie stoły były zajęte przez ciała opatrzone identyfikacyjnymi kartonikami przywiązanymi do dużego palca nogi. Na pięciu z ośmiu stołów sekcje były już w toku. - No, no, doktor Montgomery zaczyna przed południem - powiedział żartobliwie któryś z lekarzy, mający jak inni twarz przesłoniętą maską. - Niektórzy wolą spróbować, jaka jest woda, zanim skoczą do basenu - odcięła się Laurie. - Ma pani szósty stół - poinformował ją jeden z laborantów znad zlewu, gdzie spłukiwał kawałek jelita. Laurie spojrzała na Lou, który zatrzymał się tuż przy drzwiach. Zobaczyła, jak z trudem przełknął ślinę. Choć mówił, że widział już sekcje, miała uczucie, że ta „taśmowa” metoda pracy to dla niego trochę za dużo. Zapach przepłukiwanego jelita też nie był najprzyjemniejszy. - Może pan w każdej chwili wyjść - powiedziała. Porucznik podniósł rękę. - Wszystko w porządku. Jeśli pani może to wytrzymać, to i ja mogę. Laurie podeszła do stołu numer sześć. Za nią podszedł Lou. Następnie pojawił się ubrany w fartuch i maskę Vinnie Amendola. - Dzisiaj jesteśmy razem, pani doktor - oznajmił. - Świetnie - odparła. - Przynieś wszystko, co potrzeba, i zaczynamy. Laborant pokiwał głową i poszedł w kierunku szafek z instrumentami. Laurie ułożyła swoje notatki w dogodnym miejscu i spojrzała na Duncana Andrewsa. - Przystojny mężczyzna - powiedziała. - Nie myślałem, że lekarze tak reagują - rzekł Lou. - Wydawało mi się, że wszyscy przestawiacie się na obojętność lub coś takiego. - Bynajmniej - zaprzeczyła Laurie. Blade ciało Duncana leżało na stalowym stole, jak gdyby odpoczywał. Oczy miał zamknięte. Jedyną, poza bladością, nienormalną rzeczą w jego wyglądzie były zadrapania na przedramionach. Laurie wskazała je palcem. - Te głębokie zadrapania są prawdopodobnie wynikiem tak zwanej formikacji, czyli halucynacji dotykowej polegającej na wrażeniu robactwa pełzającego pod skórą lub na niej. Występuje w zatruciach zarówno kokainą, jak i amfetaminą. Soldano pokręcił głową. - Nie mogę pojąć, dlaczego ludzie zażywają narkotyki - powiedział. - Nie mieści mi się to w głowie. - Robią to dla przyjemności - oświadczyła Laurie. - Narkotyki takie jak kokaina oddziałują niestety na te części mózgu, które w procesie ewolucji rozwinęły się w tak zwany ośrodek wynagradzania. Jego funkcją jest zachęcanie do zachowań sprzyjających przedłużaniu gatunku. Jeśli walka z narkotykami ma się powieść, to trzeba uznać, a nie ignorować, fakt, że narkotyki mogą wywoływać przyjemne wrażenia. - Coś mi się wydaje, że nie ma pani zbyt dobrego zdania o kampanii pod hasłem „Wystarczy powiedzieć nie” - zauważył porucznik. - Rzeczywiście nie mam, bo jest głupia - stwierdziła Laurie. - Albo przynajmniej krótkowzroczna. Myślę, że politycy, którzy to wymyślili, nie mają pojęcia, jak wygląda dorastanie w dzisiejszym społeczeństwie, zwłaszcza wśród dzieci miejskiej biedoty