Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

26 października 1933. Czwartek. Pewien Niemiec zajmujący wybitne stanowisko za czasów poprzedniego reżymu przyszedł, żeby mnie zawiadomić o swoim wyjeździe do Nowego Jorku, gdzie będzie miał wykłady w New School of Social Research; woli to, niż zostać tutaj i narażać się na brutalne represje władz nazistowskich. Ten kryjący w sobie wielkie możliwości i jasno myślący człowiek powiedział: „Od was, Amerykanów, musimy się nauczyć, jak mamy sobą rządzić. Wyjeżdżam tam na rok; mogę wrócić na wiosnę lub też pozostać jeszcze rok, gdybym sobie tego życzył. Oświadczam panu, że wrócę na wiosnę". Trzy tygodnie temu ten sam człowiek powiedział mi, że chyba nie przyjmie oferty rektora New School, którym jest mój przyjaciel dr Alvin Johnson. * Deutscher Klub — ekskluzywny klub założony w 1924 r. nazywany Herrenklub. W latach trzydziestych przewodniczącym jego był F. von Papen, a członkowie — przeważnie przemysłowcy i junkrzy — odgrywali dużą rolę polityczną. Wyglądało to wówczas w jego oczach na kapitulację; obecnie uważa, że najlepiej będzie jednak pojechać i wrócić, o ile sytuacja się poprawi. Sądzi, że Hitler zaczyna się miarkować i w związku z tym sytuacja w Niemczech może ulec poprawie. Osobiście obawiam się, że władze niemieckie będą uważały, że New School to po prostu ośrodek żydowskiej propagandy i nie będą sobie życzyły jego powrotu w przyszłym roku. 27października 1933. Piątek. Dwaj Amerykanie pochodzenia niemieckiego, posiadający rozgałęzione stosunki handlowe (jeden z nich pracuje w towarzystwie okrętowym Norddeutscher Lloyd) przyszli do mnie, żeby się dowiedzieć, co można by zrobić w Niemczech lub gdzie indziej dla złagodzenia antyniemieckich nastrojów w Stanach Zjednoczonych. Opowiadali, jak bardzo kłopotliwa jest sytuacja Niemców w Nowym Jorku po części z powodu zawziętości Żydów, a po części najnowszej nazistowskiej propagandy. Zapisali się do partii narodowosocjalistycznej, żeby zlikwidować komunistów, a teraz naziści są w Ameryce tak samo niepopularni jak komuniści. Wczorajsze gazety paryskie doniosły, że wyniki prowadzonego przez członka Izby Reprezentantów Dicksteina śledztwa w sprawie poczynań narodowych socjalistów w Ameryce będą rozpatrywane przez urzędową komisję w dniu 14 listopada. Sądząc po rezultatach, trudno sobie wyobrazić bardziej ryzykowną drogę od tej, po której kroczy niemieckie Ministerstwo Propagandy. Moi goście byli w tej sprawie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ale urzędnicy, z którymi rozmawiali, byli sami zakłopotani i poradzili im udać się do mnie. Wyszli ode mnie przygnębieni; sytuacja faktycznie nie wygląda różowo. Polityka francuskich mężów stanu od dziesięciu lat jest sprzeczna z duchem klauzul rozbrojeniowych traktatu wersalskiego. Polityka ta doprowadziła do upadku niemieckiej partii socjaldemokratycznej. Teraz, gdy protest przeciwko niej wyraził się narodowosocjalistycznym przewrotem, Niemcy próbują rządzić za pomocą metod autokratycznych i zrażają sobie cały świat swoją bezwzględnością, która wzbudza do nich powszechną niechęć. Tak pomieszane jest wszędzie ze sobą dobro i zło. 28 października 1933. Sobota. O 5.30 przyszedł na herbatę sir Eryk Phipps z małżonką i był u nas przez godzinę. Rozmowa wypadła lepiej, niż pozwalała tego oczekiwać panująca o nim w Berlinie opinia. Oboje byli naprawdę czarujący i głęboko przekonani o niesłuszności polityki, która dopuściła do wycofania się Niemców z Ligi. Dowiedziałem się od Phippsa, że korespondent londyńskiego „Daily Telegraph" przebywa od dwóch dni w więzieniu w Monachium za poinformowanie swej gazety o tym, że widział niedawno, jak oddziały SA maszerowały z bronią w ręku. Przez dwa dni nie dopuszczano do niego konsula brytyjskiego. Oskarżony jest o działalność wymierzoną przeciwko bezpieczeństwu państwa. Jeszcze jeden powód, żeby wyprowadzić Amerykanów z równowagi. 29 października 1933. Niedziela. Gdy o godzinie 12 szedłem przez Tiergartenstrasse, zobaczyłem zbliżający się pochód hitlerowców. Żeby uniknąć kłopotliwej sytuacji, skręciłem do parku. Pochód zatrzymał się przed ambasadą turecką i przez pewien czas hitlerowcy stali przed budynkiem wyprężeni na baczność