Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- I powiem ci coś jeszcze - dodała. - Nie mam najmniejszej ochoty dogadywać się z Rinaldim. - To głupota - zaprotestował. - Mógłby nam podać zabójcę na tacy. - Przecież sam tłumaczyłeś, że dowody i poszlaki są jednoznaczne, więc możemy kończyć dochodzenie, prawda? To dlaczego teraz tak łatwo chcesz się poddać? - Wcale nie chcę się poddać. - Czyżby? Zamierzam ich obu oskarżyć o współudział w morderstwie. W ten sposób zostawimy sobie szerokie pole manewru. Później będzie można zmienić kwalifikację czynów. - Widzę, że teraz ty jesteś przekonana, iż powinniśmy iść dalej? - Mniej więcej. Jutro z samego rana chcę jeszcze raz pogadać z psychiatrą Stadlera. - Chyba trochę na to za późno, nie sądzisz? - Ani trochę. Mielibyśmy jeszcze jeden mocny argument dla prokuratora, gdyby się zgodził zeznać przed sądem, że Stadler mógł być nieobliczalny, nawet niebezpieczny. Jeśli zdobędę jego obietnicę, nic już nie stanie na przeszkodzie, byśmy uzyskali nakaz aresztowania. - Jeśli dobrze pamiętam, raz już odmówił ujawnienia jakichkolwiek szczegółów. — Ja się tak łatwo nie poddaję. - Przecież go nie zmusisz. 540 - Nie, ale mogę przemówić mu do rozsądku. A w każdym razie spróbować.- I wierzysz w to? - W co? - Że Stadler był groźny. •" , , - Sama już nie wiem, w co mam wierzyć. Sądzę, że Co-nover i Rinaldi byli o tym przekonani. Jeśli psychiatra zgodzi się zeznawać, będziemy mieli motyw. Nawet najlepszy adwokat, na jakiego stać Conovera, będzie miał twardy orzech do zgryzienia w takiej sytuacji. Sam więc rozumiesz, że jeśli się uda, nie będziemy potrzebowali żadnej umowy z Eddiem. - Wolisz jednak rzucać dalej kośćmi? - Czasami to konieczne. - I na pewno nie chcesz przypiec Noyce'owi jaj nad ogniskiem? Pokręciła głową. - Nie czuję do niego złości, tylko... - Zamyśliła się na krótko. - Jestem rozczarowana. I zasmucona. — Wiesz co? Zawsze mi się wydawało, że wy, wyznawcy Jezusa, na swój sposób robicie sobie z tego dobrą zabawę. Ale teraz myślę, że traktujesz to całkiem poważnie. No, wiesz, żeby zawsze postępować słusznie i być dobrym. Mam rację? Zaśmiała się. - Nie chodzi o to, żeby być dobrym, Roy, ale by się starać takim być. Myślisz, że Jezus to jakiś... - urwała, szukając właściwego słowa - ...jakiś słabeusz? Nieprawda. Był bardzo twardy. Musiał taki być. Bugbee uśmiechnął się, mrużąc oczy. Audrey próbowała wyczytać coś więcej z jego miny, gdyż odniosła wrażenie, że dostrzega w jego spojrzeniu błysk podziwu. - Twardy Jezus... To mi się podoba. - Kiedy ostatni raz byłeś w kościele, Roy? - Och, nie. Lepiej nie próbuj ze mną swoich sztuczek. Postawmy sprawę jasno. Nie dam się w to wciągnąć. - Zamilkł na krótko, po czym dodał: - Poza tym wydaje mi się, że Jezus i tak ma wystarczająco dużo roboty na własnym podwórku. 541 Osłupiała Audrey nie wiedziała, co ma powiedzieć. - Przepraszam - rzucił. - Tak mi się wyrwało, - Nic nie szkodzi. Pewnie masz rację. . - 102 Zrobiło się zimno, jesienne dni już wyraźnie zapowiadały nadejście zimy. Niebo przypominało złowieszczą stało woszarą powłokę, z której w każdej chwili mógł spaść deszcz. Ale w saloniku, gdzie Audrey siedziała nad książką, było bardzo ciepło. Po wyjściu Bugbeego napaliła w kominku, po raz pierwszy w tym sezonie. Smoliste drzazgi od razu zajęły się żywym płomieniem i teraz grube drwa płonęły z sykiem, od czasu do czasu głośno potrzaskując, aż podskakiwała na miejscu, pogrążona w głębokim zamyśleniu. Otworzyła Biblię na Ewangelii świętego Mateusza, ale szlochała nad utraconą długoletnią przyjaźnią. Rozmyślała też o Leonie, zamierzając rozmówić się z nim ostatecznie. I teraz była jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby wznieść się ponad gniew i wzajemne oskarżenia. Noyce i Leon. Tak bardzo się od siebie różnili, a jednocześnie obaj zdawali się mieć gliniane nogi. Leon był straceńcem, ale przecież go kochała. Zwykle bardzo szybko oceniała ludzi, więc może nadszedł wreszcie czas, by się nauczyć przebaczać. Wszak tego dotyczyła przypowieść o nielitościwym słudze pochodząca właśnie z Ewangelii świętego Mateusza. Pewien sługa był winien królowi dużo pieniędzy i ten, chcąc odzyskać dług, postanowił go sprzedać wraz z całą rodziną. Ale poruszony jego prośbami, ulitował się nad nim, uwolnił go i dług mu darował