Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- To dobrze. Liczę na to - odparł chan. - Tymczasem - dodał Mzytryk, powracając do kwestii, która spowodowała jego nagłe przybycie - co z brytyjskim kapitanem? Czy możesz nam pomóc? Przedwczoraj do jego domu pod Tbilisi dotarł ściśle tajny, zaszyfrowany teleks z Centrali, z którego dowiedział się, że tajna stacja nasłuchowa CIA na północnym stoku Sawalanu została wysadzona w powietrze przez sabotażystów przed przybyciem zaprzyjaźnionych miejscowych oddziałów, które miały zabrać wszystkie księgi szyfrów, maszyny szyfrujące i komputery. Natychmiast skontaktować się z Iwanowiczem, nakazywał teleks, posługując się kryptonimem Abdollah-chana. Powiedzieć mu, ze sabotażyści to Brytyjczyk, kapitan, dwóch Gurkhów i agent CIA Rosemont (kryptonim Abu Kurd). Prowadził ich jeden z naszych najemników; zamordowali go, zanim mógł wprowadzić ich w zasadzkę. Jeden z żołnierzy i agent CIA zostali zabici podczas ucieczki, a dwaj, którzy przeżyli, kierują się prawdopodobnie w kierunku sektora Iwanowicza. Zapewnić jego współpracę. Paragraf 700 16ja. Potwierdzić. Rozkaz Paragraf 16 oznaczał: ta osoba lub osoby są wrogami o najwyższym priorytecie. Trzeba ich przechwycić i skierować na przesłuchanie wszelkimi dostępnymi środkami. Litera a oznaczała: jeśli nie da się tego zrobić, trzeba ich wyeliminować. Mzytryk pociągnął łyk wódki. Czekał. - Byliśmy ci wdzięczni za udzielenie pomocy. - Zawsze możecie liczyć na moją pomoc - odparł Abdollah - ale odnalezienie w Azerbejdżanie dwóch świetnie wyszkolonych sabotażystów, którzy na pewno dobrze się już zamaskowali, jest prawie niemożliwe. Na pewno dysponują kryjówkami - w Tebrizie jest brytyjski konsulat. W górach są całe tuziny dróg, którymi mogą nas omijać. - Wstał, podszedł do okna i wyjrzał. Z tego miejsca mógł widzieć strzeżony przez wartownika 206. Na niebie nadal nie było chmur. - Gdybym to ja prowadził tę operację, udałbym, że zdążam do Tebrizu, a potem zawrócił i wydostał się przez Morze Kaspijskie. Jak oni się tu dostali? - Przez Morze Kaspijskie. Ale ich wytropiono. W śniegu odnaleziono dwa ciała, a ślady pozostałych prowadzą do Tebrizu. Niepowodzenie operacji na Sawalanie wywołało prawdziwe trzęsienie ziemi. Tak wiele najtajniejszego sprzętu CIA znajdowało się niemal w zasięgu ręki! Przez wiele lat działało to jak magnes. Podczas dwóch ostatnich tygodni informacje o tym, że niektóre z posterunków radarowych zostały ewakuowane, że w czasie panicznego odwrotu nie zniszczono sprzętu, skłaniały jastrzębie do natychmiastowej akcji, do przejęcia siłą całego tego bogactwa. Mzytryk, główny doradca w tym regionie, zalecał ostrożność, posłużenie się raczej miejscowymi oddziałami, a nie radzieckimi. Chodziło o to, aby nie antagonizować Abdollah-chana - jedynego kontaktu i najcenniejszego agenta - oraz o to, aby nie ryzykować i nie wywoływać międzynarodowego incydentu. - Ryzykowanie konfrontacji byłoby czymś całkowicie niemądrym - powiedział wcześniej, postępując 701 w myśl Księgi i swego prywatnego planu. - Co uzyskamy z bezpośredniej akcji, jeśli to w ogóle nie jest dezinformacja, a Sawalan nie jest jedną wielką makietą, co zresztą może być prawdopodobne? Kilka książek szyfrów, które może i tak już mamy? A co do komputerów, operacja "Zatopek" może doprowadzić do ich zdobycia. Chodziło o bardzo kontrowersyjną i innowacyjną tajną operację KGB, nazwaną tak od nazwiska czeskiego długodystansowca, rozpoczętą w 1965 roku. Przy początkowym budżecie 10 milionów dolarów - waluty, której zawsze brakowało - operacja "Zatopek" miała doprowadzić do uzyskania stałego dostępu do najnowocześniejszych i najlepszych technologii zachodnich poprzez zwykłe zakupy za pośrednictwem sieci lipnych spółek. Miała zastąpić kosztowne, konwencjonalne metody kradzieży i szpiegostwa. "Te wydatki nic nie znaczą w porównaniu z korzyściami, jakie uzyskamy", brzmiały słowa jego ściśle tajnego raportu wstępnego, złożonego w Centrali po powrocie z Dalekiego Wschodu w 1964 roku. "Istnieją dziesiątki tysięcy skorumpowanych biznesmenów i naszych sympatyków, którzy sprzedadzą nam to, co najlepsze, byle tylko osiągnąć zysk. Nawet ogromny zysk jakiejś osoby to dla nas drobiazg, gdyż w ten sposób na samych zadaniach zaoszczędzimy miliardy, które będziemy mogli przeznaczyć na marynarkę, lotnictwo i armię lądową. Poza tym, co równie ważne, unikniemy całych lat wysiłku, ciężkiej pracy i niepowodzeń. Tanim kosztem będziemy im dorównywać we wszystkim, co tylko potrafią wymyślić. Kilka dolarów wsuniętych w odpowiednie łapy odda w nasze ręce wszystkie ich skarby". Petr Mzytryk poczuł ukłucie dumy, gdy przypomniał sobie, jak jego plan został zaakceptowany, choć naturalnie i zgodnie z obowiązującymi zasadami przejęli go jego zwierzchnicy i przedstawili jako własny pomysł, podobnie zresztą jak on sam przejął go od jednego ze swych głęboko zamaskowanych agentów w Hongkongu, 702 Francuza Jacques'a de Ville'a. Jacąues, zatrudniony w ogromnym konglomeracie Struana, otworzył mu oczy: "Prawo amerykańskie nie zakazuje wysyłania technologii do Francji, Niemiec Zachodnich i tuzina innych krajów. Z kolei prawo tych krajów nie zabrania wysyłania technologii do jeszcze innych państw, których prawo nie zakazuje, tak jak szwajcarskie, sprzedawania towarów do Związku Radzieckiego. Interes jest interesem, Gregor, a pieniądze rządzą tym światem. Tylko poprzez Struana możemy dostarczyć wam całe tony wyposażenia, którego USA wam odmawia. Pracujemy dla Chin, dlaczego by nie dla was? Gregor, wy, żeglarze, nie znacie się na interesach..." Mzytryk uśmiechnął się do swych myśli. W tamtych czasach znano go jako Gregora Susłowa, kapitana małego sowieckiego frachtowca krążącego między Włady-wostokiem a Hongkongiem. W rzeczywistości wykonywał ściśle tajne zadanie jako zastępca szefa pierwszego zarządu KGB do spraw Azji