Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wiesz, że ma dzieciaka? - Dzieciaka? Był żonaty? - Nie mam pojęcia. Możliwe. Nie wspominał o żonie. Daliśmy sobie kiedyś gazu i kiedy zacząłem mówić o Denise, powiedział mi o swoim dziecku. Zdaje się, że to chłopak, ale chyba coś się popsuło między Jacksonem a matką tego dziecka, bo nigdy mu go nawet nie pokazała. - Tatuś okazał się szubrawcem, co? - Na to wygląda. Ale nie mnie sądzić. Mógł po prostu stracić kontakt z nią i dzieckiem, kiedy siedział w więzieniu. - Jackson był w więzieniu? - Wydawało mi się, że znasz tego faceta. - Tego nie wiedziałam. W każdym razie ojciec nigdy o tym nie mówił. Za co tam trafił? - Zabił człowieka. - Jake zdjął z patelni kolejne ostrygi. - Zabił?! Nic dziwnego, że ojciec o tym milczał. - Był młody, gdy to się stało. Gadaliśmy kiedyś, zamykając restaurację. Powtarzał, że jest ze mnie dumny, bo nie marnuję młodości i robię coś w życiu, a on swoją zmarnował. - Jak długo siedział? - Bite dziesięć lat. Wyszedł na zwolnienie warunkowe za dobre zachowanie. Teraz nie wyrywa się, by głosić o tym światu. - Kogo zabił? - O tym nie powiedział słowa. Jakiegoś palanta, po którym nikt nie płakał. Jackson wkurzył się na niego i zastrzelił. Działał pod wpływem chwili. Ktoś chciał mu zrobić krzywdę. Jackson, który zawsze wydawał się chodzącą dobrocią, piekł ciasteczka i robił pańską skórkę, mógł wpaść w szał. Wszyscy, którzy naprawdę go znali, uważali, żeby nie nadepnąć mu na odcisk. A jeśli już zdarzyło im się podpaść, nigdy więcej tego nie robili. - Myślisz, że mógł zabić Lincolna Storeya? - zapytałam. Uderzyło mnie bowiem, że Tate był jedyną osobą, której w ogóle nie brałam pod uwagę. Skoro raz zabiłeś, zawsze już będziesz mordercą? Ciekawe, czy w biurze prokuratora okręgowego wiedzą o wyroku Jacksona. Czy pogrążenie Tate’a będzie jedynym sposobem wyciągnięcia Tashy Green? Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. - Zabić Lincolna Storeya? Jackson Tate? Nie, nie ma mowy. - Dlaczego? - Bo jest notowany, Tamaro. Bo za wiele się za nim ciągnie. Odciął się od przeszłości. Powiedział mi kiedyś, że całe życie stara się odpokutować za tamto. Mimo wybuchowego charakteru jest jednym z najłagodniejszych ludzi, jakich znam. Większość nie ma zielonego pojęcia o tym, że siedział w więzieniu, a jemu bardzo to odpowiada. Tylko nieliczni coś o tym wiedzą. Czy to właśnie był ten hak, który Lincoln Storey miał na Jacksona Tate’a? Nie potrafiłam wyobrazić sobie twarzy Jacksona wykrzywionej aż taką złością, że mógłby zabić. A może jego rysy nie zmieniały się, nadal był miłym w obejściu człowiekiem, jakiego znałam od zawsze. Obie możliwości przyprawiały mnie o dreszcz. Jake kupił po drodze sałatkę z białej kapusty i bagietkę. Złapaliśmy każde swój talerz i usiedliśmy przy kuchennym stole. Dziwnie się czułam, siedząc naprzeciw niego. Oboje unikaliśmy się przez chwilę wzrokiem i jedliśmy w milczeniu. - Dobre - powiedziałam w końcu, zaskoczona chrupkością i jednoczesną miękkością ostryg. Jake spojrzał na mnie i uśmiechnął się, odpowiedziałam tym samym. Nagle oboje odzyskaliśmy swobodny nastrój. Jedliśmy przez kilka minut. Musiałam ze sobą walczyć, żeby nie pożerać wzrokiem ostryg leżących jeszcze na talerzu i nie wkładać do ust więcej niż jedną na raz. - Wiesz, Jake, pojechałam tam. Cały czas mam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Gdyby udało mi się ustalić, kto, co i kiedy robił, mogłabym wyodrębnić osoby, które miały możliwość działania. Zapomnijmy przy tym na moment o motywie, dobrze? Czasami przyczyna wychodzi na jaw, dopiero jak się znajdzie sprawcę. - Przypomniała mi się ostatnia duża sprawa, jaką prowadziłam, dotycząca morderczyni o imieniu będącym jednocześnie nazwą miesiąca. Wyjęłam z torby notatnik, wyrwałam stronę i napisałam na niej „20.30”; była to godzina, o której przyjechałam do restauracji „U Tate’a”. Zjawiłam się tam znacznie wcześniej, niż powinnam, Storey bowiem zaprosił mnie na dwudziestą pierwszą. Potem nabazgrałam nazwiska innych gości, a nad i pod nimi przybliżone godziny, o których wchodzili i wychodzili. poprzedni wieczór - Jackson Tate wypróbowywał przepis 18.00 - Tasha przyjechała, żeby wszystko przygotować 19.00 - zjawił się Lincoln i pokłócił się z Tashą 20.00 - przyjechała Stella Pharr 20.30 - ja 20.50 - przeszliśmy z Jacksonem do kuchni, natknęliśmy się na Lincolna Storeya i Stellę Pharr, weszła Tasha 21.00 - przyszły panie Storey i Brandon Pike 21.35 - podsłuchiwałam Daphne i Aleksę w damskiej toalecie 22.15 - Storey padł trupem Podałam kartkę Jake’owi, żeby mógł rzucić na nią okiem. Przeczytał wszystko uważnie. - A gdzie był wtedy dip fasolowy? - Tasha przywiozła go ze sobą około osiemnastej, wstawiła do lodówki, a wyjęła z niej, gdy byłam w kuchni z Jacksonem, już po tym, jak widziała się ze Storeyem - powiedziałam, przypominając sobie, z jaką złością postawiła miskę z dipem na ladzie. Pamiętałam też, że stała w kuchni, kiedy szłam do toalety. Wiem, że dochodziła wtedy dwudziesta pierwsza piętnaście; było to, zanim usłyszałam rozmowę Daphne z Aleksą około dwudziestej pierwszej trzydzieści pięć. - Gliniarze twierdzą, że Tasha dodała masło orzechowe, kiedy przyrządzała dip, bo wiedziała, że to go zabije. Wiem, że w to nie wierzysz, mam rację? - Masz. - W takim razie masło orzechowe dodano, kiedy dip znajdował się w kuchni, a to z kolei prowadzi do wniosku, że mógł to zrobić każdy