Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
No chodź! powtórzyła. Ić sobie! powiedział mały. Chodź do Kizi zawołała Janeczka. Cię Pantei odparł płaczliwie Baranek i usteczkamu zadrżały. No chodź, łobuzie zawołał Robert chodź, Jobejt weźmie cię na bajana! Uuuu, chłopak be! ryknął Baranek wybuchającgwałtownym płaczem. Teraz dzieci zrozumiały, co zaszło: mały wcale ich nie poznawał! Rodzeństwopopatrzyło na siebie z rozpaczą; a jeszczenajgorsze było to, że w takiej okropnej chwiliwzrok ichspotykał tylko prześliczneoczy jakichś zupełnie obcychdzieci zamiast wesołych, zwyczajnych, ale przyjaznychi dobrze sobie znanych, zawsze roześmianych oczu braciszków i siostrzyczek. Ależ to głupia historia rzekł Cyryl, którypróbował podnieśćBaranka, aleBaranek wyrwał mu się, drapiącgo niczym kot i rycząc jak bawół. Musimyjakośsię z nim zaznajomić, żeby go uspokoić. Nie mogę przecieżnieść go do domu, jeśli będzie przez całą drogę takwrzeszczał. To śmieszne, że trzebasięzaprzyjaźniać znaszymwłasnymBarankiem. Tozupełny idiotyzm! Ale tak właśnie musieli postąpić! Zabrało im to przeszłogodzinę czasu, azawarcie znajomości z Barankiem byłoutrudnione iprzez to, że mały był głodny jak wilk i spragnionyjak piasek pustyni. Wreszciepo długich staraniach zgodziłsię, aby dobcyzanieśli go do domu. Dźwigali go kolejno, ale i to byłepołączone z ogromnym wysiłkiem, bo mały, sztywny jakdrut,odsuwałsię od nowych znajomych iw ten sposóbpodwajał swój ciężar. 23 ,'';. No, chwała Bogu, jesteśmy już w domu! zawołała Janeczka mijając żelazną furtkę i chwiejnym krokiempodchodząc do drzwi domu. Stała tamMarta, ich niania,i osłaniając oczy dłonią patrzyła z niepokojem na zbliżające się dzieci. Nareszcie! powiedziała Janeczka. Marto, weźBaranka! Marta wyrwała małego z rąk Janeczki. No, Bogu dzięki, żeten się przynajmniejznalazł'. wykrzyknęła. A gdzie jest reszta? I cościewy zajedni? My to my, oczywiście rzekł Robert. Coza my? A jak sięnazywacie? zapytała pogardliwieMarta, Mówię ci, że to my, tylko jesteśmy piękni jakdzień poparł brata Cyryl. Ja jestem Cyryl, a oni tocała reszta i straszniejesteśmygłodni. Puść nas do domuinie bądź głupia. Mariawzruszyła tylko ramionami na bezczelność Cyryla i usiłowała zamknąć mu drzwi przed nosem. Ja wiem, że wyglądamy inaczejwtrąciłaAntea ale ja jestem Anteai jesteśmy wszyscy straszniezmęczeni, a już dawno powinniśmy być po obiedzie. Toidźciena obiad do swojego domu, tam skądżeścieprzyszli. A jeżeli to nasze dzieci namówiływas do tej zabawy, to możecie im powiedzieć ode mnie, że zdrowo zato oberwą; żeby potem nie miałypretensji. Tomówiąc zatrzasnęła drzwi. Cyryl zaczął gwałtownienaciskać dzwonek, ale bez skutku. Wreszcie z okna sypialni wychyliła się głowakucharki. ' Jeżeli zaraz się stąd nie zabierzecie,,! to raz-dwa,pójdęi zawołampolicję. Po czym okno się zatrzasnęło. ;. 24 ik Wszystko nanic! jęknęłaAntea. Doprawdy,chodźmy stąd, nim wsadzą nas do więzienia. Chłopcy orzekli, że Antea mówi od rzeczy,bo nikogow Anglii nie zamykają w więzieniu za to tylko, że jestpięknyjak dzień; mimoto wyszli za dziewczynkami nadrogę. Myślę rzekła Janeczka że po zachodzie słońcabędziemy z powrotem sobą. Czy ja wiem? odparł Cyryl ze smutkiem. Możetak, a może nie. Wiele rzeczy zmieniło się całkiem odczasów megaterium. Ach! wykrzyknęłanagle Antea może po zachodziesłońca zamienimy się wkamienie, tak jak megaterium, inicjuż z nas nie zostanie na jutro. Wybuchnęła płaczem, a zawtórowałajej Janeczka. Nawet chłopcy pobledli. Nikt nie miałodwagi powiedziećani słówka. Popołudnie minęło wstrasznym nastroju. W pobliżu nie byłożadnego domu, gdzie dzieci mogłybywyprosić choćby kromkęchleba czy szklankę wody. A dowsi bałysię iść, bo widziały Martę idącą tam z koszykiem,a we wsi mieszkał tutejszy policjant. Pocieszały się tylkomyślą, że sąpięknejak dzień. Ale jest to bardzo słabapociecha, kiedy jest się głodnym jak wilki spragnionymjak gąbka. Dzieci próbowały trzy razy skłonićktórąśze służącychw Białym Domku,żeby ich wpuściła do domu i wysłuchała ich opowieści. Na próżno. Potem Robert spróbowałpójść sam w nadziei, że uda musię wejść przez jednozokien z tyłudomu i później otworzyć drzwi pozostałym. Ale okna byłyza wysoko. W dodatku w jednym z nichukazała się Martai wylała Robertowi na głowę dzbanekpełen wody, mówiąc: 25