Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

7.3 praca filozoficzna Witkacego z 1903 roku — Marze->a improduktywa, w której już w zalążku znajdziemy oźniejsze przemyślenia autora Nowych form w malar-loie i gdzie sztuka zajmuje wcale istotne miejsce. Swia-ctwem drugim jest autobiograficzna powieść 622 upad-:i Bunga, także o charakterze Kunstlerroman. Parody-lYCzno-młodopolska stylizacja tego utworu z kluczem skazuje na oczywiste inspiracje Nietotą T. Micińskiego, /.'.ora ukazała się na rok przed rozpoczęciem pisania Bunga, nie mniej wyraźnie aluzje do dziejów bohaterów Próchna dowodzą, iż w pewnym stopniu historia Bunga jest swoistą świadomą kontynuacją problematyki tamtej powieści. Powieść Witkacego oparta jest na pomyśle przedstawienia typów zmagań ze sztuką i życiem, tak jak u Berenta — rodzajów improduktywizmu: w Próchnie personifikują je postacie Borowskiego, Kunickiego, Jel-skiego, Millera, von Hertensteina; u Witkacego — Bungo, Brummel, Neyermore, Tymbeusz. Wszystkie zdarzenia w obu utworach budują i określają te typy, ich życiowe klęski są porażkami w ramach typowości (przy całym nawet autobiografizmie 622 upadków Bunga). Wyraźnym nawiązaniem do tekstu Próchna jest utwór Bun-,a odczytany przyjacielowi już w pierwszej scenie powieści58. Aluzja dotyczy opowieści von Hertensteina: wspomnień rodowego zamku, gdzie po śmierci ojca zawiązały się jego- przeznaczenia, między sztuką, muzyką, marzeniami i życiem, w niepokojącej obecności jego pięknej siostry. Poemat Bunga zachowuje gotycki ton tamtej opowieści, choć odbija go w krzywym zwierciadle bliskim karykatury, jakby w stylistyce gotyckich opowieści Romana Jaworskiego. Jest i zamek, i bohater pogrążony we wspomnieniach dzieciństwa, jest i siostra Anzelma, a jako znak przeznaczeń „trzy czarownice z Makbeta przechodzą w milczeniu ścigając wydartego ducha". Bungo swój poemat nazywa syntezą dotychczasowych upadków W zamku Hertensteinowskim zawiera się zaś sym- 213 boliczna synteza dróg prowadzących do ostatecznego st;-. nu improduktywizmu. Z narożnej wieży tego wyniosłe;, symbolu przerafinowanej sztuczności, tradycji i kultury spoziera Hertenstein na trzy drogi życia: „bezpłodny świat białych marzeń, przyziemny świat naszego żyć i chmurny świat sztuki"59. Pozostaje jeszcze możliwe.-czynu, nakazanego mu w testamencie przez ojca, kto: radził wystrzegać się paraliżującego fałszu sztuki. Czy;. jako nie sprecyzowane marzenie o autentyczności, wielokrotnie przywoływany będzie przez bohaterów Próchnu. Lecz czyn zdaje się być niemożliwą do osiągnięcia dziedziną, jego przeczucie znaleźć można w mitycznej już historii: „z góry, spod pułapu, spoglądały potężne, harć w miecze własne ufne oblicza dawnych ludzi czynu" -. Pozostaje tylko sztuka, lecz podjęcie jej z góry oznacza ' przegraną, bo, jak mówi siostra Hertensteina: „Nie wie: ty swoim wrażeniom, uczuciom, chęciom, samemu sobie nie wierz! Ty ani sobie, ani nikomu dać szczęścia już nie potrafisz. Ty możesz być tylko artystą" 61. Tylko artystą, więc kłamcą wobec siebie i wobec życia. I odkrycie tego fałszu będzie ciosem największym, lecz równie szybk" przemienionym przez Hertensteina w kolejne ogniu. egzaltacji, z której wydobyć się nie może. Pozbawiając się sztuki kłamstwa, uprawia je dalej bez sztuki — „Tę kunsztowną czarę marzeń, pragnień, doświadczeń, drgnień najczulszych, całej odrębności czucia i myślenia mego -należy strzaskać o pierwszy kamień przydrożny. Spaliłem wszystko, co sią z ducha mego spalić dało: wszystkie r ułamkowe utwory i kompozycje [...] Wyjąłem striu. z fortepianu mego [/..] i daremnie [...] — grałem na nie- J mych klawiszach!" 62 Błędne koło sztuki, rozumiane przez l artystów z Próchna jako dobrze nastrojony fortepian, za- r krywa więc prawdziwą egzystencję; zbyt dobrze nastr jony, reaguje na życie każdorazowo dźwiękiem, a nie ży- • ciem. Jelsky znajduje wyjście w samobójstwie, nie cher już dłużej brać udziału w tej grze, o której pisze w p 214 t _;nalnym liście: „Jedyną bronią przeciw fatum naszego cia jest dobra gra; ta na wpół już tylko świadoma zdolność oszukiwania ludzi i siebie aż do ostatniego tchnienia. Was, bracia artyści, uczyć tego nie potrzeba: tym sztuka nigdy nie zawodzi: odbiera duszę, daje «ro-. A więc kanalie: evviva Tarte!" 63. Hertenstein ucieka wiary Wschodu, znajdując tam maksymy o przezwy-zeniu własnego „ja". Albo więc cynicznie przyjąć grę, albo zniszczyć indywidualizm. Każde wyjście jest tragiczne, czyli wyjścia żadnego nie ma. Czyn będzie marzeniem artysty albo Miriamowską wiarą w legendę Rim-bauda. Ze swej samowiedzy estetycznej modernizm wy-dzi świadomość błędnego koła, którego ostatnim ,;anem niemożności jest improduktywizm i któremu pozostaje tylko zaakceptować swą tragiczną obecność jako /oistą nową jakość czy wartość estetyczną, nawet wte-ay gdy przyjmie postać filozofii mocy i nadczłowieka. Tak postawiony problem jak węzeł gordyjski czeka na tego, kto go rozetnie. Nie był nim w ramach Nietzscheań-skiej odnowy Miriamowski Rimbaud, bo w gruncie rze-'i;v i Miriam postulował estetyczną wizję rzeczywistości. • :-.