Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W trakcie owego śniadania ojciec był jakiś roztargniony, toteż pozostawiłyśmy go własnym myślom; jest jednym z najpoufalszych konfidentów monarchy. Popadłam w całkowite zapomnienie, ale przypomni sobie o mnie, kiedy mu będę nieodzowna – wiem o tym. Ojciec jest czarującym mężczyzną mimo swoich pięćdziesięciu lat: ma figurę młodzieńca i piękną postawę, jest blondynem, a w zachowaniu jego i ruchach pełno nieopisanego wdzięku; oblicze jego jest wymowne, a jednocześnie zamknięte, jak u dyplomaty; nos cienki i długi, oko brązowe. Co za śliczna para! Ileż obiegło mnie szczególnych myśli, kiedym sobie jasno uprzytomniła, że tych dwoje ludzi, równych szlachetnym urodzeniem, bogactwem i wyjątkowymi zaletami, nie łączy żadne pożycie, a noszą tylko to samo nazwisko, zachowując pozory więzi małżeńskiej jedynie dla świata. Bawił u nich wczoraj kwiat dworu i dyplomacji. Za kilka dni idę na bal do księżnej de Maufrigneuse i będę przedstawiona temu światu, który tak bardzo chciałam poznać. Co rano będzie przychodził metr tańca: muszę wyuczyć się tańczyć w miesiąc, gdyż inaczej nie ma mowy o balach. Przed obiadem weszła matka, żeby porozumieć się ze mną w sprawie ochmistrzyni. Zatrzymałam miss Griffith, przyjętą z poręki ambasadora angielskiego. Owa miss jest córką pastora: odebrała jak najstaranniejsze wychowanie, gdyż jej matka była szlachcianką; ma trzydzieści sześć lat i nauczy mnie po angielsku. Moja panna Griffith jest dość piękną na to, żeby być w pretensjach; jest uboga, ale dumna, pochodzi ze Szkocji, będzie moją przyzwoitką, a sypialnię urządzi jej się w pokoju Róży. Róża będzie podlegać pannie Griffith. Spostrzegłam od razu, że owinę sobie koło palca moją ochmistrzynię. Znamy się wprawdzie tylko sześć dni, lecz ona pojęła wybornie, że tylko ja mogę zainteresować się jej losem; a ja, lubo ona jest niewzruszona niby posąg, pojęłam, że w każdym wypadku pójdzie mi na rękę. Wydaje mi się stworzeniem poczciwym, aczkolwiek skrytym. Nie mogłam z niej wydobyć, jaka między nią a moją matką zapadła umowa. Inna wiadomość o niewielkim, jak mi się zdaje, znaczeniu! Dziś rano ojciec odrzucił proponowaną mu tekę ministra. Stąd jego wczorajsza zaduma. Powiada, że woli stanowisko ambasadora od przykrości związanych z publicznymi dysputami. Uśmiecha mu się Hiszpania. Dowiedziałam się o tych nowinach przy śniadaniu, gdyż jedyny to moment w ciągu całego dnia, kiedy moi rodzice i brat gawędzą swobodniej. Służba zjawia się wtedy tylko na dzwonek. Potem mój brat jest nieobecny do wieczora, tak samo jak ojciec. Matka ubiera się, a widywać ją można tylko od drugiej do czwartej: o czwartej wyrusza na godzinną przechadzkę; przyjmuje między szóstą a siódmą, jeśli nie wybiera się na proszony obiad; resztę dnia oddaje rozrywkom, jadąc na bal albo do teatru, na koncert albo z wizytą. Krótko mówiąc, życie jej jest tak wypełnione, że nie sądzę, aby miała kwadrans dla siebie. Musi poświęcać znaczną część swego czasu na poranną toaletę, bowiem przy śniadaniu, do którego siadamy, zanim wybije południe, wygląda jak bóstwo. Zaczynam rozróżniać odgłosy dolatujące mnie z jej pokojów: najsampierw bierze kąpiel, prawie zimną, potem wypija filiżankę zimnej kawy ze śmietanką, a na koniec się ubiera; nie budzą jej nigdy przed dziewiątą, z wyjątkiem nadzwyczajnych okoliczności; w letnie poranki zażywa konnej przejażdżki. O drugiej przyjmuje młodzieńca, któregom jeszcze obejrzeć nie zdołała. Oto nasze życie rodzinne. Spotykamy się 102 wszyscy przy śniadaniu i przy obiedzie, często jednak jadamy z matką tylko we dwie. Przeczuwam, że jeszcze częściej będę jadać obiady u siebie, jedynie w towarzystwie panny Griffith, jak to czyniła moja babka. Matka jada często obiady na mieście. Nie dziwi mnie już ta oziębłość, jaką okazuje mi rodzina. Moja droga, w Paryżu tak rzadko jesteśmy sami z sobą, że miłość do otaczających nas ludzi wymaga heroizmu. I jakże łatwo w tym mieście zapomina się o nieobecnych! A przecież nie ruszyłam się jeszcze z domu i nic nie widziałam; czekam, aż nabiorę poloru, aż moje maniery i wygląd zaczną harmonizować z tym światem, którego życie już mnie zadziwia, lubo gwar jego z daleka tylko dolatuje moich uszu. Na razie wychodzę jedynie do ogrodu. Za kilka dni zaczną śpiewać Włosi. Matka ma u nich lożę. Odchodzę od przytomności, tak bym chciała usłyszeć włoski śpiew i zobaczyć francuską operę. Zaczynam już wyzbywać się klasztornych przyzwyczajeń, a wciągać się w obyczaje życia światowego. Piszę ten list wieczorem i nie przestanę – aż w momencie, kiedy pójdę spać, który to moment przesunął się teraz do dziesiątej: o tej porze matka wychodzi, jeśli nie wybiera się na spektakl. W Paryżu mamy dwanaście teatrów. Jestem okropnym nieukiem, czytam więc masę, ale bez wyboru. Jedna książka prowadzi mnie do drugiej. Wynajduję tytuły na okładce czytanego dzieła; ale że nie ma nikogo, kto udzieliłby mi wskazówek, trafiam na straszliwe nudziarstwa