Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Było to oczywiste dla całej trójki. Pan Pontellier ziewnął i przeciągnął się. Potem wstał mówiąc, że ma ochotę zajrzeć do hotelu Kleina i pograć w bilard - Chodź ze mną, Lebrun - zaproponował Robertowi. Lecz Robert otwarcie przyznał, że woli pozostać na miejscu i porozmawiać z panią Pontellier. - Trudno. Odpraw go, Edno, kiedy zacznie cię nudzić - pouczył żonę zabierając się do odejścia. - Czekaj! Weź to! - zawołała sięgając po parasol. Wziął go z rąk żony, z rozpiętym nad głową parasolem zszedł po stopniach ganku i oddalił się. - Czy wrócisz na kolację? - krzyknęła za nim. Przystanął na moment i wzruszył ramionami. Dłonią przeciągnął po kamizelce, wymacał w kieszeni banknot dziesięciodolarowy. Nie 5 był zdecydowany: być może wróci na wczesną kolację, być może nie. Wszystko zależało od tego, jakie zastanie u Kleina towarzystwo i jak mu pójdzie gra. Nic z tego nie powiedział, lecz domyśliła się, roześmiała i kiwnęła mu głową na pożegnanie. Obaj chłopcy chcieli iść z ojcem, gdy ujrzeli, że odchodzi. Ucałował dzieci i przyrzekł, że przyniesie im cukierków i orzeszków. ROZDZIAŁ 2 Oczy pani Pontellier były błyszczące i ruchliwe; miały jasnobrązowy odcień jej włosów, Z charakterystyczną bystrością kierowała spojrzenie na przedmiot zainteresowania, a potem zatrzymywała na nim wzrok znieruchomiały przez chwilę, jakby pod wpływem natłoku myśli lub głębokiej zadumy. Brwi miała odrobinę ciemniejsze od włosów. Tworzyły grubą i prawie prostą linię, podkreślającą głębię oczu. Była raczej urodziwa niż piękna. Twarz jej zniewalała swym szczerym wyrazem, w rysach czaiła się subtelna gra wewnętrznych sprzeczności. Sposób bycia miała ujmujący. Robert skręcił papierosa. Palił papierosy, ponieważ - tak twierdził - nie mógł pozwolić sobie na cygara. Miał w kieszeni jedno cygaro, otrzymane w podarunku od pana Pontel- 6 lier, ale chował je na popołudnie. Było to słuszne i naturalne w jego sytuacji. Robert przypominał kolorytem swą towarzyszkę. Wzajemne podobieństwo wzmagała jego gładko wygolona twarz - byłoby inaczej, gdyby miał zarost. Otwarte oblicze tego młodego mężczyzny nie zdradzało najmniejszego śladu jakiejkolwiek troski. Oczy jego wchłaniały i odbijały blask i ospałość letniego dnia. Pani Pontellier sięgnęła po leżący na ganku wachlarz z palmowego liścia i zaczęła się wachlować. Robert puszczał wargami kłęby dymu z papierosa. Gwarzyli bez przerwy: o tym, co ich otacza; o śmiesznym incydencie nad morzem - odzyskał teraz swój zabawny aspekt; o wietrze, o drzewach, o osobach, które wybrały się do Cheniére; o dzieciach grających w krokieta pod dębami i o bliźniaczkach Farivalów, które grały dla odmiany uwerturę do Chłopa i poety. Robert wiele mówił o sobie. Był bardzo młody i nie znał lepszego tematu. Z tego samego powodu pani Pontellier również mówiła o sobie. Słuchali się nawzajem z ciekawością. Robert zwierzył się z zamiaru podróży do Meksyku jesienią; w Meksyku na pewno czekała go fortuna. Wybierał się od dawna, lecz dziwnie jakoś nie mógł tam dotrzeć. Zamiast tego trzymał się skromnej posadki w domu handlowym w Nowym Orleanie, gdzie biegła znajomość zarówno angielskiego, jak i francuskiego i hiszpańskiego zapewniała mu nie najgorszą 7 rangę urzędnika prowadzącego korespondencję firmy. Spędzał letnie wakacje, jak zwykle, u matki na Grand Isle. Dawniej, w czasach, których Robert nie mógł pamiętać, dom ten był luksusową letnią rezydencją rodziny Lebrun. Obecnie, powiększony o tuzin lub więcej letnich pawilonów, zawsze wynajmowanych przez wytwornych gości z Quartier Français, zapewniał Madame Lebrun utrzymanie, a nawet egzystencję pełną wygód, do których - we własnym przekonaniu - miała prawo przyrodzone. Pani Pontellier opowiadała o plantacji swego ojca w stanie Missisipi i o latach dziewczęcych spędzonych w rodzinnym domu w Kentucky, kochanym starym kraju, porośniętym błękitną trawą. Była Amerykanką, a niewielka domieszka krwi francuskiej chyba całkowicie już rozpuściła się w jej żyłach. Przeczytała list od swej siostry bawiącej na Wschodzie, która miała niebawem poślubić swego narzeczonego. Robert słuchał z zainteresowaniem, pragnął wiedzieć, jakie były siostry pani Pontellier, jaki był jej ojciec i kiedy umarła jej matka