Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Na własną rękę zamówił z dyspozytorni automatów sto dwadzieścia łazików. Miał jeszcze dosyć dużo żrącego płynu. Nie byt zresztą pewien, czy zamówienie zostało przyjęte, gdyż i tutaj odbiór pozostawiał wiele do życzenia. Odkażony obszar rozszerzał się. Żaden z operujących łazików nie został uszkodzony. Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę, że silikoki same ustępowały z pola walki, odsłaniając całe połacie ziemi, do których łaziki dopiero się zbliżały - wzrastała nadzieja zwycięstwa. Nawet poziom niektórych jezior lawy uległ wyraźnemu obniżeniu. Tylko zachowanie Rem od kilku minut mogło wzbudzać nieokreślony niepokój. Teraz Franek obserwował ją bacznie. Zdradzała silne zdenerwowanie. Co chwila przeglądała się w lustrze, choć to bynajmniej nie leżało w sferze jej zamiłowań. Poza tym zaczęła z dziwnym zainteresowaniem oglądać swoje ręce. Nagle Franka uderzyło okropne przeczucie. Podszedł do Rem, lecz ona w tym czasie postąpiła krok w tył. - Nie zbliżaj się - powiedziała z przejmującym wyrazem twarzy. - Co ci jest? - zapytał. Dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna trzyma w dłoni MC. Krążek był czerwony. - Czuję się okropnie - odrzekła z wysiłkiem. - Twarz mnie pali. W ogóle zaczyna roi być gorąco od wewnątrz... Dłonie pieką nieznośnie. Frankowi wystarczyły te wyjaśnienia. Bez namysłu odciął przewody łączące łaziki z wyspą napowietrzną. Choć zdezynfekowano je grubą warstwą nowego środka, tylko po nich silikoki mogły wtargnąć na statek. Franek był tego tak pewien, że nawet nie poprzedził tej decyzji odpowiednią analizą. A więc krzemowe bakterie nie działały same. Ich mocodawcy, rozporządzając preparatami neutralizującymi działanie specyfiku wprowadzonego do akcji przez ludzi, pozwolili zginąć nieprzeliczonym miliardom silikoków, cofnęli ich inwazję z przyległych obszarów i tym samym podarowali iluzję zwycięstwa załodze wyspy powietrznej, aby tym łatwiej zaskoczyć ją i zgładzić. Franek zbliżył się do Rem. Patrzył długo, przeciągle w wielkie oczy, obrzucił spojrzeniem smukłą kibić kobiety, którą bliżej poznał dopiero w ostatnich miesiącach. Nie pierwszy raz uświadamiał sobie, że przemożna siła wewnętrzna pcha go w ramiona tej uczonej; polityka, myśliciela i pięknej kobiety w jedne) osobie. Teraz odczuwał to jakoś mocniej, inaczej, w zupełnie nowym wymiarze. Był to wymiar śmierci. Wiedział, że Rem umiera. Ten sam los czekał również jego. Nie mogło być wątpliwości, że głównym celem tej napaści silikoków było nie tyle opanowanie samej wyspy napowietrznej, co przede wszystkim zagłada znajdujących się tam ludzi. Czyżby wiedzieli, że Rem kieruje konkrytem? Rumieńce gwałtownie wzbierającej gorączki występowały na twarz Rem. Oddychała ciężko. Patrząc Frankowi w oczy, powiedziała wolno: - Tylko mnie nie pocieszaj niemądrze, iż wszystko będzie dobrze. To by cię poniżało w moich oczach. Nie miał lego zamiaru. Był zbyt twardy z natury, zarówno w stosunku do siebie, jak też do innych. Brzydził się kłamstwem nawet wówczas, gdy komuś mogło przynieść ulgę. Zakażenie silikokami było jedyną chorobą, na którą medycyna nie znajdowała ratunku. Gdyby wynaleziono antybiotyki niszczące krzemowce, musiałyby one najpierw rozpuścić białko organizmu. Silikoki czuły się całkiem normalnie w środowisku niemal wszystkich trucizn zabójczych dla człowieka i ziemskich zwierząt. Natomiast najostrzejsze kwasy, które mogły im zaszkodzić, przeżerały nawet metale, nie mówiąc o tkankach ludzkiego organizmu. Franek ujął dłoń Rem w przegubie. Była bardzo gorąca. - Żałujesz? - spytał. - Żałuję, że tak właśnie umieram... Nic więcej - odparła. Po chwili wyrwała rękę i cofnęła się. - Dlaczego jesteś taki lekkomyślny? Tutaj nic nie zwojujesz. Na razie silikoki zwyciężyły. Musisz natychmiast odlecieć stąd. Natychmiast! Rozumiesz? - To zbyteczne - odparł.Franek spokojnie. - Czy mam polecieć między ludzi siać tę śmierć? Powieki Rem zamrugały nerwowo. - Więc i ty? - zawołała z przerażeniem. Przez twarz Franka przebiegł ni to uśmiech, ni to grymas. - Teraz z kolei, proszę, ty mnie nie pocieszaj