Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

A wic to rano, nie |adna noc. Zuzanka spaBa na starym, rozkBadanym fotelu, który kiedy[ staB w tej cz[ci pracowni, w której teraz PaweB zawiesiB póBki ze swoj kolekcj fajek. Fotel nale|aB wtedy do Bogny, bo dawniej wBa[nie tam miaBa swój zaktek, i nawet go lubiBa. Teraz ju| nie. Teraz przeszkadzaB jej sBodkawy, aromatyczny zapach tytoni, jaki cigle trwaB w starych cybuchach, i ostry [wie|ego drewna, bo od niego odwykBa. Zuzanka, która dawn sypialni Ba[ki uwa|aBa teraz za swoj, bez gadania ustpowaBa j Bognie, kiedy zdarzaBo im si przyje|d|a do PawBa razem. Bogna czekaBa na kolejne uderzenie zegara. Barn, jedno. Kwadrans po siódmej. Zegar staB kiedy[ w dworskiej jadalni, ale Bogna tylko wiedziaBa o tym, bo kiedy ona przyszBa na [wiat, dom byB ju| przerobiony. Stary, który zostaB Ba[ce po ojcu, a jemu z kolei po wojnie jako resztówka, wymagaB remontu. To wtedy Ba[ka kazaBa wyburzy [ciany, dobudowa pracowni dla PawBa, i zaczBa |y nowym |yciem, zupeBnie do poprzedniego niepodobnym. 110 Bogna |aBowaBa teraz, |e nigdy nie spróbowaBa przebi si przez jej skryt natur, bo byBa skryta, chocia| czsto ludzie mówili o niej: szalona Ba[ka, i mówic tak, u[miechali si, bo w tym szaleDstwie byBa serdeczna i miBa. A |e podjBa decyzj, aby rozwali stare dworskie [ciany, to tylko jej sprawa. Tak miaBa fantazj. Toaletka, któr teraz Bogna coraz wyrazniej widziaBa w [wietle ja[niejcego dnia, zrobiona byBa z czere[niowego drzewa. Owalne lustro, zamocowane na specjalnych bolcach, byBo ruchome, na niskich szafkach Zuzanka zostawiBa alabastrowe, ulubione pudeBka Ba[ki i stojce w srebrnej, ozdobnej ramce zdjcie PawBa. Bogna nie wiedziaBa, czy kto[ oprócz niej wpadB kiedy[ na pomysB, |eby odchyli zaciski przytrzymujce z tyBu [ciank ramki. Zapewne nie. To chyba tylko ona, wiele lat temu, zupeBnie przypadkowo, podwa|yBa pilnikiem do paznokci maBe zaczepy, |eby usun zebrane pod nimi drobne kBaczki kurzu. ZobaczyBa wtedy, |e pod zdjciem PawBa zostaBo ukryte drugie, wiksze, tylko dokBadnie zBo|one. W pierwszej chwili nie poznaBa na nim Juliana, dopiero kiedy na mBod twarz ze zdjcia naBo|yBa jego rysy, sprawdziBo si. Pomy[laBa, |e niechccy odkryBa jak[ tajemnic swojej matki, ale jeszcze nie byBa tego pewna. OdwróciBa fotografi, szukajc po drugiej stronie daty, podpisu, [ladu, i zrozumiaBa, |e tak si wBa[nie staBo. Nigdy o nic Ba[ki nie zapytaBa