Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
WŚCIEKŁOŚĆ (opiera dłoń na piersi NIEDOJRZAŁOŚCI i powoli popycha go pod ścianę): Nie rób tego nigdy więcej! NIEDOJRZAŁOŚĆ: Uważaj, bo zaraz tak cię zdzielę, że polecisz pod tamtą ścianę! WŚCIEKŁOŚĆ: Akurat! (WŚCIEKŁOŚĆ przechodzi na środek sceny. NIEDOJRZAŁOŚĆ idzie za nim). NIEDOJRZAŁOŚĆ: Dupek z ciebie! (NIEDOJRZAŁOŚĆ zadaje WŚCIEKŁOŚCI cios w twarz i odwraca się. WŚCIEKŁOŚĆ chwyta go za ramiona i powala na ziemię, lecz sam pozostaje w pozycji stojącej. WŚCIEKŁOŚĆ wpatruje się w NIEDOJRZAŁOŚĆ, ale nic nie robi. NIEDOJRZAŁOŚĆ podnosi się z podłogi. WŚCIEKŁOŚĆ patrzy na niego, lecz nadal nic nie robi). POSTAĆ DRUGOPLANOWA (wtrącając się): Powinniście dać sobie spokój, chłopaki. (Exeunt omnes). KURTYNA Nie byłem w stanie go uderzyć. Mimo całej wściekłości i wbrew wszelkim moim oczekiwaniom nie byłem w stanie go uderzyć. Położyłem rękę na jego piersi i popchnąłem go pod ścianę, która znajdowała się najwyżej pół metra za jego plecami, i to wszystko, dalej nie umiałem się posunąć. Zszedłem na dół - odsunąłem się od niego - ponieważ ogarnęło mnie uczucie okropnego zagubienia. Nawet gdy uderzył mnie w twarz (a przecież policzek to uderzenie w duszę, atak nie na prowincjonalny brzuch czy nogę, ale na stolicę ciała), nawet wtedy nie mogłem go uderzyć. Myślałem: „Teraz mogę go uderzyć, mam do tego prawo", lecz zdołałem tylko zmusić go, żeby położył się na podłodze. Nie powaliłem go na ziemię, tylko zmusiłem do położenia się na podłodze, z obu stron podpierając go ramionami. Kiedy już leżał, zauważyłem, że jego głowa znajduje się bardzo blisko kaloryfera i pomyślałem: „Gdybym grzmotnął g° w twarz kolanem, uderzyłby głową w kaloryfer". Tak czy inaczej, nie potrafiłem tego zrobić. Gdy się podnosił, przez głowę przemknęła mi myśl: „Teraz z łatwością mógłbym go skopać", ale nie zrobiłem tego. Kiedy już stał, pomyślałem: „Teraz mogę go uderzyć! Już stoi, więc nie będzie to nie faif/'. Jednak nie umiałem tego zrobić. I tak to się skończyło. Poszedłem posiedzieć sam w kaplicy. Byłem jednocześnie oszołomiony i pełen uniesienia. Me potrafiłem go uderzyć. Co za zdumiewające odkrycie! W dodatku całkowicie nieoczekiwane! Moja antypatia do Fentona rozwiała się w jednej chwili jak dym. Rozmyślałem o nim, wracałem do najgorszych związanych z nim wspomnień, do spotkań, po których długo chodziłem chory z wściekłości, i marzyłem, żeby torturować go godzinami, w wyjątkowo wyrafinowany sposób. Teraz sięgałem do magazynu tych chwil bez cienia złości czy irytacji. W następnych dniach starannie unikałem Fentona, lecz po paru dniach odkryłem, że jego obecność wcale mnie już nie denerwuje. W ostatni dzień roku szkolnego pożegnałem się z nim zupełnie spokojnie. Tamtego wieczoru po konfrontacji z Fentonem, tuż przed wygaszeniem świateł, poszedłem wziąć prysznic i oddałem się mojej sekretnej rozkoszy. I właśnie wtedy to zauważyłem. Byłem pewny, że wcześniej ruch mojej ręki był szybszy, lecz myśl zaraz wymknęła mi się spod kontroli -doznałem tak silnego orgazmu, że o mało nie zemdlałem. Nogi mi się trzęsły i nie upadłem tylko dlatego, że oparłem się o ścianę kabiny. Zanim przyszedłem do siebie, mój penis zaczął już tracić sztywność i poczułem, że jestem gotowy do snu. Przyszedł dzień zakończenia szkoły, wreszcie i za szybko. Przyglądałem się wszystkim rodzicom. Wybrałem się 112 113 na spacer po całej szkole, żeby ostatni raz popatrzeć na zna- jome kąty. Miałem dosyć tego miejsca, naprawdę - odbiciem tego faktu było pogorszenie się moich ocen w ostatnim okresie nauki. Mało brakowało, a oblałbym fizykę. Nie brałem też udziału w zwykłych uroczystościach związanych z ukończeniem szkoły średniej. Ale co miałem zrobić ze sobą po Mount Athos? Mimo wszystkich minusów, smutków i uciążliwości, był to jedyny zorganizowany dom, jaki miałem. Spokojnie siedziałem w pokoju, odartym ze wszystkich rzeczy osobistych moich i Karola. Poszedłem do łazienki i spojrzałem na długi rząd umywalek, kabin z miskami klozetowymi, pryszniców, do których odpływowych kratek spłynęło tyle wody, mydła i spermy. Ogarnąłem wzrokiem sale zajęciowe i gimnastyczne, boiska, trochę zaniedbany basen, korty do gry w squa-sha, jadalnię i kaplicę. Stanąłem pod kamiennym krzyżem i długo patrzyłem na to wszystko. Pamięć jest jak klej -przytwierdza cię do różnych rzeczy, nawet do tych, które wcale ci się nie podobają. Jak na ironię, ostatecznie zdecydowałem się na uniwersytet położony najbliżej Mount Athos, zaledwie pół godziny drogi od mojej szkoły, lecz taki, gdzie wybierała się stosunkowo najmniej liczna grupa świeżo upieczonych Starych Kumpli - mały, sympatyczny Uniwersytet Ellis. Wiedziałem już więc, co będę robił od września, i niecierpliwie czekałem na początek roku akademickiego, ale w dzień ukończenia szkoły średniej czerpałem z tego niewielką pociechę. Długie lato otwierało się przede mną niczym przerażająca otchłań. Zastanawiając się, jak je spędzić, musiałem się także zastanawiać, jak spędzić życie. Wsiadłem do samochodu ciotki i ujrzałem, jak Mount Athos znika za tylnym oknem. Czułem, że jestem fatalnie przygotowany do życia. Moja ciotka mieszkała w portugalskiej dzielnicy Montrealu, gdzie aż roiło się od portugalskich restauracji, sklepów i agencji turystycznych. Kilka dni po przyjeździe przy- ' padkiem zajrzałem do jednej z takich agencji