Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Podszedł i przywitał się ze mną i z Małym, a dopiero potem witał się kolejno z innymi. Powiedział później, że nie mógł zawiadomić chłopaków o tym, że się pogodziliśmy, ale przedtem zastrzegł, żeby nie zaczynali, zanim przyjdzie. Po godzinie znaleźliśmy się wszyscy w bufecie, przy jednym długim stole. Za wspólnie zebrane pieniądze kupiliśmy wódki, tak że dla każdego wypadło pół szklanki, i już w największej zgodzie wróciliśmy na salę. Jedna wojna została zażegnana do czasu, gdy znów wytworzy się sytuacja, którą nazywa się "ostatnim słowem do draki". W następną niedzielę znów razem z Małym poszliśmy do "Przyjaciół". Wizyta na oddziale chirurgicznym Tej niedzieli jak zwykle poszedłem pod kościół z Małym. Stało już kilku chłopaków. - Wiesz już, że wczoraj wieczorem Rudy posunął Mańka? — zapytał jeden, gdy się przywitaliśmy. - Mocno? - zapytałem. - Nieźle, dwie sztuki - w płuco i pod nerki. Tylko tryfnie bił - wtrącił drugi z tyłu. - A co z Rudym? - Uciekł, chłopaki szukali go całą noc po wszystkich melinach i nie mogli znaleźć. Ale znajdą go, chyba że ucieknie z Warszawy. - A gdzie Maniek? - U Dzieciątka Jezus, na chirurgicznym. Po krótkiej naradzie z Małym postanowiliśmy odwiedzić Mańka w szpitalu. Po południu zjawiliśmy się u niego na oddziale chirurgicznym, mimo trudności robionych przez personel szpitala, który wpuszczał tylko po dwie osoby do jednego chorego. Oddział chirurgiczny - to jedna olbrzymia sala, na której leżało chyba sześćdziesięciu chorych. Szukając Mańka, wzrok mój zatrzymał się na potężnej, gołej klatce piersiowej. "To jest decha" - pomyślałem i... - Jak się masz. Kozak - odezwał się głos należący do tych olbrzymich piersi. - Serwus, Władziu! To ty też tutaj? - Ano, jak widzisz... - A gdzie leży Maniek? - O, tam, na tamtym łóżku - pokazał Władek. - Jest już u niego rodzinka - dodał. - Pijani, płaczą... - A tobie co jest? - zapytałem. - Idzio posunął mnie kosą w kręgosłup. Nóż się złamał i czubek siedzi. Mają go wyjmować. Teraz już trochę chodzę, jak się trzymam łóżka, bo przez kilka dni nie miałem w ogóle władzy w rękach i nogach. - Jak to się stało? - Odgrażał się, więc zapytałem go, co do mnie czuje. Okazało się, że nic, że wszystko w porządku. Więc podałem mu rękę, wykręciłem się, by odejść, i w tym momencie dostałem w plecy. - Sypnąłeś? - Nie. - Odegrasz się? - Zobaczymy, co będzie mówił. A może on "kota" dostał w głowie? Może mu coś do łba strzeliło i nie wiedział, co robi? Zobaczymy - jak wyjdę... Ale nas jest tu więcej. O, patrz, tam leży Kapusta. Po pijanemu pobił się z bratem, a że nie mógł mu dać rady, to sobie ze złości brzuch nożem rozerżnął. Jak go wieźli na wózku, to śpiewał. Jego już tu dobrze znają... A tam znów leży Mizerny. W Parku Sieleckim w czasie awantury wrzucili go do wody, starł rękę - i zakażenie. A tam Lalo... Chciał pomóc bratu w jakiejś awanturze, wyskoczył pijany z pierwszego piętra i coś mu trzasnęło w kolanie. - A Maniek sypie? - Nie. Już dwa razy byli z policji. Maniek mówi, że był pijany i nic nie wie i nie pamięta - kto, co, jak i gdzie. Jeszcze pyta policjantów, co to takiego było. Czekamy na Rudego. Powinni go tu przywieźć za kilka dni, bo go chłopaki znajdą. Jak go przywiozą, to go w nocy zabijemy. Za to, że posunął z tyłu, a właściwie to za to, że nie miał żadnego żalu do Mańka, tylko był napuszczony. Podeszliśmy do Mańka. Leżał na wznak, ciężko dyszał i krzywił z bólu twarz. Przy łóżku siedziało pięć osób z jego rodziny, wszyscy już dobrze pijani. Maniek, jego brat rodzony i bracia stryjeczni to z zawodu murarze. Matka robiła i sprzedawała sztuczne kwiaty, a bratowa handlowała, czym się dało: rzodkiewkami, owocami lub kwiatami. Rodzina płakała i klęła tego, co go posunął, a Maniek znów złościł się i klął rodzinę za to, że płaczą. Cała heca - wszyscy chorzy i odwiedzający z ciekawością obserwowali to wesołe widowisko. Zauważyłem, że z boku stoi jeszcze dwóch kolegów, Franek i Lutek. - No, żebym ja go, taka jego... - i tu parę epitetów - drapnęła w swoje ręce, to ja bym mu pokazała, jak się nożem bije! - wołała płacząc bratowa Mańka. - Co? Śmiejesz się pan? - zwróciła się do mnie, widząc, że się uśmiecham. - Bo pan mnie jeszcze nie znasz! Jak pragnę Boga, dwa tygodnie po dziecku byłam, a jak mi przyszli bić sublokatora, to wzięłam kosę w łapę, otworzyłam drzwi i mówię: "No, wchodźta, który pierwszy?" Myślisz pan, że się który ruszył? Skąd? Bali się. Podszedłem z Małym do Franka