Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Żal był głęboki i szczery u wszystkich, widziałem starców, którzy rzewnymi łzami płakali; wszyscy to czuli, że duch wyższego lotu, co mieszkał pomiędzy nami, uleciał z ziemi i pokolenia żyjące zostawił w sieroctwie. [...] Pomiędzy tą szlachtą, która tak licznie zjechała się na pogrzeb p. Ksawerego do Leska można było widzieć niezmienione jeszcze do owego czasu typy z wieku XVIII, bo nowoczesna kultura docierała tutaj tylko wyjątkowo do niektórych rodzin, a ogół szlachty wychowywał się jeszcze według dawnych tradycji i obyczajów. Takie same jędrne i zamaszyste postacie, bardzo wielu ludzi ogromnych wzrostem i z szerokimi barami, nieprzeparci siłacze i zawołani jeźdźcy na koniach, miny buńczuczne, głosy stentorowe, swada ogromna, strusie żołądki, nieugaszone pragnienie, tylko dawny strój polski zastępowali czamarą, chociaż było jeszcze wielu w starodawnych kontuszach. Było tam dużo drobniejszej szlachty, w krótkich kapotach, z sakwami na koniach, ale także wiele czterokonnych ciężkich powozów, konie duże, ubrane w koce z posrebrzanymi herbami, liberia staroświecka w kapeluszach z lakierowanej skóry. Była jeszcze wówczas szlachta, siedząca, na jednej wsi, która chowała takie zabytki i jeszcze ją stać było na ich utrzymanie. W ogóle ci wszyscy ludzie byli dobrze żywieni, twarze rumiane, humor nieprzebrany, dostatek w ubiorach, konie wierzchowe dobre, zaprzęgi co najmniej dostatnie, zgoła powszechny dobrobyt, bo wtedy wszyscy na swoich wioskach siedzieli, żyli skromnie i hipotecznych długów nie mieli. Ale były to już ostatnie chwile tego starego świata, który jeszcze do owych czasów dociągnął. Konterfekt ten z powodzeniem mógłby się znaleźć w Opisie obyczajów za panowania Augusta III pióra księdza Jędrzeja Kitowicza! Zygmunt Kaczkowski często zresztą dawał do zrozumienia, że o tradycję osiemnastowieczną otarł się osobiście. Do „zabytków XVIII wieku” zaliczał swoją babkę, która pamiętała czasy konfederacji barskiej, i jej brata, który „opowiadał bardzo ciekawe rzeczy z czasów Stanisława Augusta, a mianowicie te tysiące drobnych szczegółów i szczególików, które tak namacalnie malują ówczesne życie, a których tak trudno doszukać się w książkach”. Zygmunt Kaczkowski wzrastał zatem w atmosferze konserwatyzmu szlacheckiego. Patriotyzm jego grupy społecznej sprowadzał się do negowania tego, co obce i co nowe, a pielęgnowania tych wartości, które przekazywała tradycja. Kaczkowski podsumował to w następujący sposób: Przez lat przeszło pięćdziesiąt kraj się bronił inercją. Własnej oświaty nie rozwijał, bo nie miał środków po temu i nie starał się ó nie, ale niemieckiej kultury nie przyjmował, bo była mu wstrętną. Powyższe zdania warto odczytać w kontekście instrukcji, jaką opracowano w Wiedniu zaraz po wcieleniu części ziem polskich do Austrii, w roku 1772: Byłoby bardzo do życzenia – czytamy w tym osobliwym dokumencie – ażeby w określonym czasie, to jest roku i dniu nikt prócz chłopów nie ubierał się po polsku. Wszystko powinno być traktowane po niemiecku albo po łacinie, a każdy, kto tylko wstępuje w c.k. służbę, winien być sub conditione sine qua non wezwany, aby przyjął strój francuski. Jak widać, nawet po przeszło pięćdziesięciu latach instrukcja ta nie została w pełni zrealizowana. Czas jednak robił swoje. Po powstaniu listopadowym nastąpiło znaczne ożywienie polityczne właśnie w Galicji. Stało się to za sprawą uchodźców z Królestwa, którzy znaleźli schronienie w gościnnych dworach galicyjskich ziemian. Bogata dokumentacja tego epizodu historycznego wypełnia karty licznych pamiętników z epoki. Dla naszych celów wystarczy jednak odwołanie się do relacji samego Kaczkowskiego. W Moim pamiętniku pisał on: 230 Natomiast już podczas powstania kraj zaczął się napełniać emigrantami – a w końcu tegoż roku [1831] i w pierwszej polewie roku 1832 było w Galicji daleko więcej polskich żołnierzy, niżeli z niej wyszło