Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie chciała być związana pracą na pełnym etacie, więc zdecydowała się na wolny zawód tłumaczki. Jej francuski nie był dostatecznie dobry - ani ona, ani Poganka, ani żadna inna pensjonarka nie nauczyły się dużo w L'Hirondelle - toteż zapisała się na przyspieszone kursy w Szkole Berlitza na Oxford Street i uciekła z zasobnych pseudogregoriańskich murów Greenways z powrotem do swego dawnego mieszkania w autentycznie gregoriańskim domku na Walton Street. Stwierdziła, że ta praca nie sprawia jej trudności. Tłumaczyła szybko i dokładnie, więc dostawała tyle zleceń, ile tylko mogła wykonać, od agenta literatury francuskiej na Motcomb Street. Pracowała w takich godzinach, w jakich chciała, dowolnie ustalała sobie tryb życia. Ojciec wypłacał jej pensję, ale już po sześciu miesiącach pracy doskonale mogła się obyć bez ojcowskich pieniędzy. Usiłowała wymazać Roberta z pamięci. Znów zaczęła się widywać z dawnymi znajomymi i szybko się przekonała, że kiedy jest przygnębiona, nie powinna siedzieć sama w domu. Więc chodziła na spacery, włóczyła się po Londynie, na co w dzieciństwie nigdy jej nie pozwalano. Mieszała się z gromadami niechlujnych młodych cudzoziemców, którzy się kręcili wokół pomnika na Piccadilly Circus. Lubiła siedzieć wśród kamiennych lwów i fontann na Trafalgar Sąuare, a potem wchodzić do National Gallery i godzinami napawać się spokojem w sali z Liliami Wodnymi Moneta. 342 Shirley Conran Odkąd wyjechała z Kairu, czuła, że utraciła część siebie, że coś zostało odcięte. Trochę dlatego, że nie miała rodzeństwa, trochę wskutek gwałtownych reprymend ojca zawsze była lękliwa, niepewna, samotna, ale teraz doszło to poczucie utraty, którego nie rozumiała. Co ona utraciła? Przecież nie dziewictwo; pożegnała się z dziewictwem na długo przed poznaniem Roberta - wcale tego nie uważając za melo-dramatyczne wydarzenie takiej rangi, jaką przyjęło się temu nadawać. I już nie płakała z powodu Roberta, jakkolwiek bolała ją wiadomość, że ożenił się z Poganką. Ale to była sprawa zamknięta - dawno już - i przecież nie brakowało innych mężczyzn gotowych ją zabawić. Kate miała wielu miłych znajomych i właściwie zawsze się w którymś kochała - dwa tygodnie tu, pół godziny tam, pięciominutowe namiętne zainteresowanie jakimś obcym na pięterku autobusu. Wiedziała, że jest zmysłowa, wiedziała, że szalenie lubi dotykać mężczyzn i szalenie lubi uczucie, kiedy mężczyzna dotyka jej. Prawie w każdym znajdowała coś, o czym mogła marzyć później. Nie wiedziała tylko, a tak bardzo chciała wiedzieć, dlaczego ci dwaj jedyni, na których rzeczywiście jej zależało, wyrzucili ją ze swego życia. Dlaczego? Mówiła sobie, że przecież była posłuszna, wierna, lojalna, urna i prawdomówna. No, prawie zawsze. Więc co z nią jest nie tak, jak trzeba? Dlaczego dostała te kopniaki? - Dlaczego? - zapytała rozmawiając o tym z ??????, która przyjechała do Londynu po zakupy. Siedziały na fioletowym szmacianym dywaniku i piły kakao przed lawendowymi płomykami gazu. - Może oddajesz się za szybko? - podsunęła ??????. - Nie, oczywiście nie ciałem, ty głupia. Psychicznie. Może za gorąco pragniesz uczucia... za szybko lgniesz... stajesz się zbyt serdeczna, za bardzo osaczasz. - Dmuchnęła w kakao, żeby trochę wystygło. - Już ja najlepiej wiem, Kate, jak ty potrzebujesz miłości. To widać. Więc kiedy wydaje ci się, że miłość znalazłaś, obskakujesz tegf^ Jfeżczyznę jak szczeniaka. - Wsunęła czubek języka w kakao i natychmiast wiwffh. - Może powinnaś być raczej powściągliwa, raczej nieuchwytnanchowzyźni cenią to, co trudno zdobyć. A ty, pamiętam, kiedy zjawił się ? r^fis, rzuciłaś się na niego, rzuciłaś mu się pod stopy, byłaś słomianką z napisem „witaj". No to on, jak my mówimy we Francji, wytarł sobie buty na tej słomiance. - Ale w miłości byłam uczciwa. - I słono zapłaciłaś za przyjemność folgowania sobie i za brak dyscypliny - z galijskim cynizmem zauważyła ??????