Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Regent znalazł inną sposobność, by przekonać się, czy panna de Valois kieruje się w swej odmowie antypatią do młodego księcia, czy też miłością do przystojnego diuka de Richelieu - przyjął więc propozycję, złożoną mu przez Plenoeufa, francuskiego ambasadora w Turynie, i zgodził się oddać rękę pięknej Charlotty-Aglae księciu Piemontu. Panna de Valois buntowała się przeciw nowemu spiskowi godzącemu w jej serce; ale daremnie szlochała i biadoliła, regent, mimo pobłażania i wrodzonej dobroci, tym razem był nieustępliwy i zrozpaczeni kochankowie nie mieliby już żadnej nadziei, gdyby nieoczekiwana okoliczność nie popsuła planów regenta. Otóż Madame, księżna matka, z iście niemiecką szczerością napisała do królowej Sycylii, jednej ze swoich najczęstszych korespondentek, że pragnie ją przez wielką życzliwość uprzedzić, iż księżniczka przyrzeczona księciu Piemontu ma kochanka, a tym kochankiem jest diuk de Richelieu. Łatwo odgadnąć, że podobne oświadczenie Madame, niewiasty o tak surowych obyczajach, zerwało wszystkie pertraktacje na temat mariażu, choć były już one daleko posunięte. Regent najszczerzej przekonany, że pozbędzie się córki, dowiedział się o nagłym zerwaniu, a w parę dni później o przyczynie zerwania; boczył się przez jakiś czas na Madame i przeklinał jej manię pisania listów. Ale że był to człowiek najmniej ze wszystkich na świecie pamiętliwy, wkrótce sam się śmiał z owych manewrów epistolarnych swej matki i zajął się innym, równie ważnym problemem: chodziło o Dubois, który ze wszystkich sił dążył do zdobycia godności arcybiskupa. Widzieliśmy, jak po swym powrocie z Londynu Dubois żartobliwie sprawę zapoczątkował i jak regent ustosunkował się do rekomendacji króla Wilhelma; ale Dubois nie dałby się zrazić pierwszą odmową. Cambrai nie było jeszcze obsadzone, bo kardynała La Tremouille śmierć zaskoczyła w Rzymie. Cambrai należało do najbogatszych arcybiskupstw i najbardziej liczących się stanowisk Kościoła: wiązało się z nim sto pięćdziesiąt tysięcy liwrów subwencji, a Dubois będąc zdania, że od przybytku głowa nie boli, imał się wszelkich możliwych sposobów, choć doprawdy trudno stwierdzić, czy bardziej wabiła go duchowa sukcesja po Fenelonie, czy też zasobne beneficjum. Dubois upomniał się ponownie o to arcybiskupstwo przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ale i tym razem, jak uprzednio, regent chciał rzecz całą obrócić w żart; Dubois stał się jednak bardziej stanowczy i mocniej nalegał. Regent nie znosił nudziarstwa, Dubois zaczynał go już nudzić swoim uporem; sądząc, że przyciśnie księdza do muru, rzucił mu wyzwanie: niechaj znajdzie prałata, który zechce mu udzielić sakry. - Tylko tyle? - zakrzyknął Dubois, ogromnie uradowany. - Mam już takiego pod ręką. - Niepodobna - rzekł regent, któremu aż się wierzyć nie chciało, że w pochlebstwie można posunąć się tak daleko. - Wasza Wysokość sam zobaczy - powiedział Dubois. I wybiegł z gabinetu. Wrócił po pięciu minutach. - No i co? - spytał regent. - To, że wszystko załatwione - odparł Dubois. - I któż to jest ten kapłan, który zgodził się konsekrować takiego kapłana jak ty? - Pański pierwszy jałmużnik we własnej osobie, Wasza Wysokość. - Biskup z Nantes? - Ni mniej, ni więcej. - Tressan? - We własnej osobie. - Niepodobna! - Proszę spojrzeć, oto on. W tym momencie otwarły się drzwi i woźny zaanonsował jego ekscelencję biskupa Nantes. - Proszę wejść, Monsignore, proszę! - zawołał Dubois podbiegając ku niemu. - Jego Książęca Wysokość uczynił nam obu wielki zaszczyt, mnie, jak to już powiedziałem, mianował biskupem Cambrai, a Jego Eminencję wybrał do udzielenia mi święceń. - Dostojny biskupie z Nantes - ozwał się regent - czy godzisz się istotnie uczynić tego kleryka arcybiskupem? - Życzenie Waszej Wysokości jest dla mnie rozkazem. - Ale Eminencja wie przecież, że nosi on tylko tonsurę, ani z niego subdiakon, ani diakon, ani nawet nie ma święceń kapłańskich. - To bagatelka - przerwał regentowi Dubois. - Biskup z Nantes powie Jego Wysokości, że wszystkie te stopnie mogą być nadane w ciągu jednego dnia. - Przecież nigdy jeszcze nikt nie piął się po tej drabinie z taką szybkością! - Owszem, powołam się tu na świętego Ambrożego. - A zatem - roześmiał się regent - skoro masz, księże, za sobą ojców Kościoła, nie mogę pisnąć ani słowa. Oddaję cię pieczy biskupa de Tressan. - I ja zwrócę go Waszej Wysokości z pastorałem i mitrą. - Ale trzeba przecież mieć licencjat - zauważył regent, którego zaczęła w końcu bawić owa dyskusja. - Mam to obiecane przez uniwersytet w Orleanie. - Potrzebne ci jeszcze inne świadectwa, biskupie pismo przyzwalające..